Podpisanie w końcu ubiegłego roku „Wspólnego Oświadczenia Polski i Chin w sprawie ustanowienia partnerskich stosunków strategicznych” to jeden z dowodów na zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach w stosunkach między obydwoma państwami, i na otwarcie nowego rozdziału we wzajemnych kontaktach. Ogłoszono stworzenie nowej polskiej strategii dla kontaktów gospodarczych „Go China”, odbyło się kilka wizyt wysokiego szczebla. Patrząc jednak na tekst porozumienia i założenia strategii „Go China”, nie sposób nie zauważyć, że operują one ogólnikami, które albo będą, albo nie wypełnione również przez polskie władze konkretnymi planami i działaniami. Miejmy nadzieję, że w jak najszerszym zakresie będą one miały na uwadze przede wszystkim interes polskich przedsiębiorstw i polskiego społeczeństwa.
Nie każdemu chińskiemu inwestorowi należy mówić „tak”
Jednym z założeń strategicznego partnerstwa jest przyciągnięcie do Polski chińskich inwestorów oraz ułatwienie ich wejścia na rynek polski i europejski. Czy jednak każdy chiński inwestor i w każdej branży powinien być witany z otwartymi ramionami? Władze polskie powinny w pierwszej kolejności skonfrontować oczekiwania, jakie mają lub mogą mieć chińscy inwestorzy, z tym, co Polska może zaoferować i co może być korzystne dla naszego kraju. Wielka Brytania chce przyciągnąć chiński kapitał, wykorzystując atrakcyjność londyńskiego City i ma nadzieję, że stanie się w przyszłości najważniejszym rynkiem europejskim w operacjach na RMB, czyli chińskiej walucie. Włosi kuszą renomą luksusowych marek, jak to miało miejsce w wypadku przejęcia producenta jachtów Ferretti. Kraje afrykańskie to dla chińskich firm region inwestycji w przemysł wydobywczy i przetwórstwo surowców mineralnych.
Co Polska może zaoferować interesującego? Chińskie firmy na świecie inwestują przede wszystkim w wydobycie surowców, niezbędne dla sprawnego działania chińskiej machiny gospodarczej, a także w przejęcia przedsiębiorstw atrakcyjnych ze względu na opanowane przez nie rynki zbytu oraz technologie, jakimi dysponują. Chińskie firmy chcą je wykorzystywać do swoich celów, tak jak to miało miejsce w stosunku do niemieckiego Putzmeistra czy polskiej HSW. Dla polskiej racji stanu najbardziej korzystne byłoby przyciągniecie takich chińskich inwestorów w sektorze produkcyjnym. Przede wszystkim budowaliby zakłady od zera i zatrudniali w nich polskich pracowników lub przejmowali polskie przedsiębiorstwa w trudnej sytuacji finansowej, z założeniem restrukturyzacji i pomocy w ich wejściu na rynki światowe w tym również na rynek chiński.
Przejmowanie dobrze prosperujących polskich firm dysponujących rozpoznawalną marką i rynkami zbytu, które miałyby zostać zamienione na składalnie chińskich komponentów, żeby ułatwić chińskim producentom wejście na rynek polski i europejski z ich produktami, w dalszej perspektywie jest dla naszego kraju niekorzystne. Skłonienie jednak chińskich przedsiębiorców do zakładania w Polsce nowych zakładów wymaga od naszego rządu konkretnych działań: odpowiedniej polityki podatkowej, usprawniania procedur zakładania firm, rozbudowania infrastruktury. A przede wszystkim pokazania jak bardzo – ze względu na nasze położenie, zasoby stosunkowo niedrogiej a wykwalifikowanej siły roboczej oraz przyjaznego klimatu inwestycyjnego – może to być dla nich korzystne.
Nie można jednak zapominać, że za chińskimi firmami, szczególnie państwowymi, stoi autorytarne państwo, a za nim KPCh. Zarządy firm państwowych składają się z członków partii, a podejmowane decyzje często mają wydźwięk polityczny. Cieniem, jaki kładzie się na chińskich inwestorach, jest niska wiarygodność chińskiej księgowości, niejasne i często skrzętnie ukrywane prawdziwe stosunki właścicielskie oraz mała przejrzystość działań operacyjnych. Wiele chińskich przedsiębiorstw, w tym również państwowych, do inwestycji zagranicznych wykorzystuje spółki córki ulokowane w Hongkongu, na Wyspach Dziewiczych czy Bahamach. Chińskie firmy, jak na przykład Huawei czy ZTE, są oskarżane choćby przez USA, Australię i Kanadę o powiązania z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą i z chińskim wywiadem. W stosunku do tych dwóch firm toczy się także w USA postępowanie o prowadzenie działalności szpiegowskiej. Biorąc pod uwagę te czynniki, wysoce wskazane jest powstanie w Polsce międzyresortowego zespołu konsultacyjnego. We współdziałaniu ze służbami bezpieczeństwa zajmowałby się on oceną poszczególnych chińskich inwestycji i zaangażowania chińskich przedsiębiorstw jako wykonawców w sektorach uznane za newralgiczne gospodarczo i strategiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Do tych ostatnich należą na przykład sektor energetyczny, telekomunikacyjny czy część sektora finansowego. Nie w każdym sektorze i nie każdemu chińskiemu inwestorowi czy wykonawcy należy mówić „tak”.
Co psuje wizerunek Chin jako kraju dla inwestycji zagranicznych
Część strategii „Go China” poświęcona jest polskim inwestycjom w Chinach. Jako sztandarowe przykłady sukcesu w Państwie Śródka wymienia się Selenę, KGHM i Chipolbrok. Biorąc jednak pod uwagę obecne środowisko gospodarczo-polityczne dla zagranicznych przedsiębiorstw inwestujących w Chinach, do kwestii wprowadzania polskich inwestycji do Chin należy podejść z dużą dozą ostrożnością. Obecnie już 20 proc. firm unijnych operujących na terenie Chin zastanawia się nad wycofaniem z tego rynku. Główne powody to: faktycznie inny reżim stosowania przepisów z zakresu prawa pracy, BHP, prawa ochrony środowiska itp. w stosunku do chińskich firm rodzimych niż w przypadku inwestycji zagranicznych; dyskryminacyjna polityka władz chińskich przy przetargach publicznych; nikła ochrona praw własności intelektualnej; szpiegostwo przemysłowe; aktywne wspieranie w sporach firm chińskich, a w niektórych branżach nawet wymuszanie chińskiego zarządu.
To, co przydarzyło się takim gigantom, jak Du Pont, Danone, Vestas czy AMSC, również może dotknąć polskich inwestorów, a strategiczne partnerstwo i ocieplenie stosunków w tym aspekcie mogą okazać się niewystarczające. Również rosnące w ostatnich latach koszty prowadzenia działalności gospodarczej w Chinach dla WOFE (przedsiębiorstwa z wyłącznym kapitałem zagranicznym) i JV (przedsiębiorstwa z kapitałem mieszanym), rosnące płace i inne koszty zatrudnienia, podatki, ceny prawa do użytkowania ziemi czy wynajmu biur i hal fabrycznych, przy jednoczesnym braku licznej i taniej wykwalifikowanej siły roboczej i kadry menedżerskiej oraz braku normalnej gospodarki rynkowej i upolitycznienie życia gospodarczego, mocno ważą na wizerunku Chin jako atrakcyjnego kraju dla inwestycji zagranicznych.
Za polską firmą musi stać polskie państwo
Nie jest w interesie polskiego państwa ani polskiego społeczeństwa wspieranie inwestycji, których celem jest dalszy outsourcing do Chin produkcji towarów, które następnie są eksportowane z Chin do Polski, co przyczynia się do utraty miejsc pracy w naszym rodzimym przemyśle. Rząd polski powinien promować tylko inwestycje w sektorach, w których ze względu na bariery administracyjne tworzone przez chiński rząd lub specyfikę danej branży nie jest możliwe wprowadzenie produktów na rynek chiński poprzez eksport z Polski. Wspierając polskie firmy w inwestowaniu w Chinach, należy jednak oprócz pokazywania nielicznych historii sukcesu rzetelnie informować o liczniejszych przypadkach polskich inwestycji w Chinach zakończonych niepowodzeniem lub takich, które od lat walczą o udział w chińskim rynku ze słabymi jak do tej pory rezultatami. Z analizy porażek można często wyciągnąć bardziej wartościowe wnioski niż z success stories, które zresztą w wypadku sztandarowych przykładów, takich jak Chipolbrok, Selena i KGHM, są słabo przekładalne na zdecydowaną większość polskich przedsiębiorstw.
Rząd polski, korzystając z podpisania strategicznego partnerstwa, powinien uwzględnić w strategii deklarację strony chińskiej zapisaną w tekście porozumienia, że „Strona chińska pragnie zwiększyć import polskich towarów” i zająć się aktywnym i skutecznym wsparciem polskiego eksportu. Rzetelna i szczegółowa informacja o formalnych i nieformalnych warunkach eksportu do Chin, wskazanie branż, w których przedsiębiorstwa polskie mają realną szansę na odniesienie sukcesu oraz przygotowanie szczegółowych i rzetelnych analiz sytuacji w tych branżach w Chinach, jak również aktywne wspieranie działalności polskich eksporterów przez polskie placówki w Chinach poprzez organizację na przykład we współpracy z izbami branżowymi albo stowarzyszeniami przedsiębiorców konferencji, forów biznesowych oraz udzielanie możliwie szerokiej pomocy poszczególnym przedsiębiorstwom: to elementy, które mogą poważnie wspomóc polskich eksporterów.
Rząd chiński za pomocą różnych metod stara się chronić swój rynek i rodzime przedsiębiorstwa. Polskie władze powinny w tych sektorach, w których działają lub będą działać polskie przedsiębiorstwa, prowadzić aktywny lobbing w celu zniesienia tych barier. Dla chińskich władz i partnerów biznesowych musi być jasne, że za polską firmą stoi polskie państwo. Rosnąca chińska klasa średnia zainteresowana dobrami droższymi i o lepszej jakości oraz wzrost kosztów produkcji w Chinach to szansa dla polskich przedsiębiorstw, na przykład w branży spożywczej (alkohole, drób i mięso wieprzowe, słodycze). W związku ze starzeniem się społeczeństwa i wydłużeniem życia coraz atrakcyjniejszy staje się rynek leków i sprzętu medycznego. Starania władz chińskich o podniesienie bezpieczeństwa w przemyśle górniczym i modernizację parku maszynowego to szansa dla polskich producentów wyposażenia górniczego. Od lat polskie przedsiębiorstwa eksportują do Chin chemikalia i ten sektor również prezentuje potencjał wzrostowy dla nowych graczy, również sektor technologii i instalacji z zakresu ochrony środowiska to okazja dla polskich przedsiębiorstw.
Polska jak średniej wielkości chińska prowincja
Przy całym entuzjazmie i możliwościach, jakie polscy eksporterzy i inwestorzy zobaczą w chińskim rynku, należy pamiętać, że dla Polski wciąż kluczowy jest, i przez najbliższe lata będzie, rynek europejski. Niemcy to nasz największy tradycyjny odbiorca, cieszyć się należy ze wzrostu obrotów z naszymi sąsiadami Czechami, wciąż niedostatecznie głównie ze względów politycznych są spenetrowane znacznie bliższe nam niż Chiny rynki wschodnioeuropejskie: Rosja, Ukraina, Białoruś. Chiny dla wielu przedsiębiorstw mogą być ciekawą alternatywą i sposobem na dywersyfikację portfela inwestycji i klientów, ale nie powinny stać się podstawowym rynkiem. Wśród ponadnarodowych korporacji tylko nieliczne, jak KFC czy producenci komponentów elektronicznych (Qualcomm, Nvidia, AMD, Micron), mają udział przychodów z Chin powyżej 20 proc. w stosunku do przychodów globalnych, przy czym produkty większości z tych firm i tak w dużej części są z Chin eksportowane w gotowym produkcie. Dla takich potentatów obecnych na chińskim rynku od wielu lat, jak Siemens, Volkswagen, Du Pont, Motorolla, Carrefour, przychody z Chin to mniej niż 10 – 15 proc. przychodów globalnych. Bo 1,3 mld mieszkańców to nie 1,3 mld potencjalnych konsumentów.
Polska pod względem wielkości i populacji to średniej wielkości chińska prowincja. Dla Chin jako państwa nie jesteśmy równorzędnym partnerem, trudno chyba nawet mówić w tym kontekście o partnerstwie. To Unia Europejska jest organizmem, który byłby dla Chin odpowiednim partnerem. Siła Polski wynika w dużej mierze z jej członkostwa oraz rzeczywistej pozycji w UE. Miejmy nadzieję, że UE przezwycięży obecny kryzys i będzie dążyć w kierunku szerszej integracji również w kwestii wspólnej polityki międzynarodowej. Polska dyplomacja, europosłowie powinni być bardziej aktywni na forum unijnym w kreowaniu wspólnej polityki wobec Chin, pobudzaniu wspólnych europejskich inicjatyw, żeby zdobyć jak największy wpływ na politykę UE wobec Państwa Środka.
* Łukasz Sarek studiował prawo i sinologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz język i kulturę Chin na Zhejiang University i Nanjing Normal University. Przez wiele lat mieszkał i pracował w Chinach. Obecnie zajmuje się doradztwem biznesowym.
** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w „Kultura Liberalna” nr 184 (29/2012) z 17 lipca 2012 r.
Inne tematy w dziale Polityka