Kultura Liberalna Kultura Liberalna
404
BLOG

ŚRODA: Niewczesne narodziny tradycyjnych wzorców

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 9

Życie publiczne i rynki pracy są ciągle zorganizowane według męskich wzorców. Trzeba mieć czas, dyspozycyjność i – najlepiej – „żonę”, by dobrze się na nich czuć i robić karierę zawodową czy polityczną. Posiadanie „tradycyjnej żony” jest marzeniem każdego aktywnego „człowieka”.

Panowie na drinki, panie do domu

Kobietom ciągle jeszcze trudno się „wcisnąć” w rygory lub luz świata publicznego. Rygory polegają na podporządkowaniu się wielogodzinnemu dniu pracy, konkurencyjności i dyspozycyjności (co koliduje z życiem rodzinnym). Luz odnosi się do aktywności w dodanym czasie wolnym (po pracy), gdzie tworzy się relacje koleżeńskie, buduje układy wspierające efektywność karier.

Miałam kiedyś możliwość obserwowania życia posłów i posłanek w parlamencie. Po skończonych obradach, panowie udawali się na spotkania, rozmowy oraz drinki, panie pędziły do domu, najwyraźniej tracąc okazję do zawiązania nowych koalicji czy podtrzymania starych układów. Kobietom trudniej uczestniczyć na równych zasadach w rynkach pracy, trudno też podporządkować się regułom czasu wolnego i życiu „salonu” (polityka rodzima i międzynarodowa sprowadza się de facto do bywania „na salonach”). Podejrzewam, że w Polsce może być jeszcze gorzej niż w Stanach, które przeżyły trzy fale feminizmu i gdzie kobiety mają pewne doświadczenie w „dekonstruowaniu” sfery publicznej.

Stojąc kiedyś na małym dworcu w New Jersey widziałam cały peron w plakatach promujących elastyczny czas pracy i lokalne rozwiązania dotyczące godzenia ról zawodowych i rodzinnych. U nas ta problematyka jest mało popularna i marginalna ponieważ jest przypisana do… feminizmu, a nie do mainstreamowej polityki socjalnej.

 Obca sfera publiczna

 Jednak – z drugiej strony – kobiety w Polsce „mają lepiej” niż Amerykanki i nie jest to zasługą ani ruchów feministycznych ani nowoczesnej polityki socjalnej. Mają się lepiej ze względu na wielowiekową tradycję, a także ze względu na odmienną od amerykańskiej strukturę społeczeństwa.

Radykalne wykluczenie kobiet ze sfery publicznej miało miejsce w bogatych społeczeństwach, w których silna była klasa średnia. Stany, Francja, Niemcy wyraźnie i rygorystycznie oddzielały od siebie sferę prywatną i publiczną. W pierwszej funkcjonowali mężczyźni i kobiety, w drugiej wyłącznie mężczyźni. Status, prestiż i tożsamość kobiet zależały od ich przynależności do sfery prywatnej. „Sprywatyzowanie” kobiet dowodziło statusu rodziny i statusu społeczeństwa.

W Polsce – gdzie mieszczaństwo nigdy nie było silne, a struktura społeczeństwa miała charakter agrarny – kobiety nigdy nie były przyporządkowane sferze prywatnej, bo też i jej rozdział od tego co publiczne nie był ani wyraźny ani społecznie znaczący. Uważam to za jedną z przyczyn miałkości ruchów feministycznych w Polsce. Kobiety nie musiały tu „przebijać się” do sfery publicznej pokonując kulturowe wyznaczniki „domowej kobiecości” jak to miało miejsce w krajach o silnych tradycjach mieszczańskich. Zawsze były bowiem obecne w sferze publicznej, już chociażby dlatego, że ta nie miała takiego znaczenia jak na Zachodzie; w Polsce sfera publiczna była „obca”; w instytucjach, prawach, sposobie organizacji należała do „obcych”: do  „zaborców”, „okupantów” itd. „Swoja” była sfera prywatna (domu, względnie Kościoła), a tu dominowały kobiety. Można więc powiedzieć, że kobiety były w Polsce „uprzywilejowane” dzięki niewykształceniu się klasy średniej tudzież dzięki historii (zabory) i biedzie (zawsze musiały pracować i być zaradne, rzadko tylko „zdobiły”, co miało miejsce w społeczeństwach mieszczańskich i arystokratycznych).

Słaby feminizm, mocny Kościół, polityczny konserwatyzm

Mam wrażenie, że teraz to się zmienia. Im bogatsze staje się polskie społeczeństwo, im mocniejsza klasa średnia, tym silniejszy staje się podział na sferę prywatną i publiczną i tym bardziej znacząca dla statusu rodziny, mężczyzn i kobiet staje się przynależność tych ostatnich do sfery prywatnej. I ich „zdobny” charakter. W Polsce nie mamy do czynienia z backlashem czyli „cofką” czy rewitalizacją dawnych wzorców, lecz…. z ich narodzinami. Groźne to zjawisko, zwłaszcza przy słabym feminizmie, mocnym Kościele i politycznym konserwatyzmie, który rozumiany jest jako wzmocnienie mitycznej tradycji, w tym mitu dziewiętnastowiecznej rodziny.

Jeśli chodzi o problemy Slaughter to wydają mi się one nieco wydumane. Ludzie zmieniają pracę z różnych powodów, nie tylko rodzinnych (bo na przykład nie chcą popaść w rutynę, lub mieć więcej wolnego czasu na hobby). Zmieniają ją również dlatego, że zbyt intensywnie pracując tracą coś co waloryzują jako ważne. Dla niektórych jest to rodzina, dla innych – inne wartości czy modele życia. Osobiście, nie rozumiem potrzeby spędzania dużej ilości czasu z dużymi dziećmi. Wiele kobiet daje sobie bez tego radę. Jeśli odczarować macierzyństwo to okaże się, że potrzeba przebywania z rodziną i dziećmi, dla której Slaughter porzuciła dobrą pracę, nie jest wcale taka silna. W każdym razie nie dla wszystkich kobiet. Kto złapie bakcyla życia publicznego, temu urok życia domowego wydaje się znacznie mniejszy. Natomiast jeśli chodzi o tych (te), których pociąga jedno i drugie to myślę, że rozwiązaniem jest zakopywanie podziałów między sferą prywatną i publiczną, czyli opieka nad dziećmi w miejscu pracy, elastyczne formy pracy uwzględniające nie tylko wymogi macierzyństwa ale i różnice indywidualnych potrzeb (w trybie życia, płci, przyzwyczajeniach). A do tego potrzeba rewolucji.

* Magdalena Środa, filozofka, współtwórczyni Kongresu Kobiet i członkini jego Rady Programowej.

** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w "Kultura Liberalna" nr 192 (37/2012) z 11 września 2012r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura