Piotr Smolanski Piotr Smolanski
104
BLOG

Konwergencja w Amalgamat

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Polityka Obserwuj notkę 0

Historia jak podkładów i jak torów potrzebuje ważnych dat i ważnych nazw. Te daty najczęściej przypisane są do czyjegoś działania lub jego braku, te nazwy do miejsc i ludzi. W roku xxxx Bismarck zrobił to. W roku yyyy w miejscu zzzz odbyła się bitwa. Jak bowiem inaczej pisać historię? Historia jest w pewnym sensie jak media - karmi się sensacjami i wybitnością, nie zwykłym szarym życiem. Potrzebuje rusztowań stworzonych ze zjawisk i dążeń które da się latwo wyosobnić i nazwać. Sięgnijcie po książkę o Krucjatach, czy o II Wojnie Światowej, albo choćby po Historię Gospodarczą Europy. Dążenia, prądy i nurty filozoficzne, ważkie i ważne wydarzenia, wybitni ludzie ciągnący za sobą narody, albo mali ludzie przez te narody ciągnięci. Jak będzie wyglądała historia XX/XXI wieku pisana przez naszych prawnuków?

Nie wiem czy i jak im się to uda (o ile w ogóle będą umieli czytać i pisać). Naprawdę. Weźcie tak sobie czasy od lat dziewięćdziesiątych do teraz i starajcie się znaleźć ważne cechy dystynktywne. Wojna z Terrorem, to raz. Dżihad, to dwa. I... i co jeszcze? Cholera, dobra, nazwiska. Obama. Co zrobił? Nic, ale jest prawie czarny. No to mamy jednego. Kto jeszcze? Szlag... Bush? No, powiedzmy. A inne, głośne teraz nazwiska? Sarkozy? Merkel? Brown? Wolne żarty. Może Putin się załapie, choć mało to prawdopodobne.

Jesteśmy zajęci ciągłymi małymi wojenkami, bojami o róg ulicy i kiosk z lodami, gigantycznymi kłótniami o kolor serwetki i zamartwianiem się średnim czasem lotu motyla. Nasze afery polityczne, nasze ważkie wydarzenia, nasze kolejne wybory, nasze kryzysy i wyjścia z kryzysów są miałkie jak kurz, bezpłciowe, pozbawione szerszego znaczenia, zapominane natychmiast. Jakie są w tej chwili wielkie idee europejskie? Jest tylko jedna - federalizm, ale jest to idea o której mówi się raczej po cichu, żeby wyborcy nie usłyszeli. Zaznaczmy, jest mi ona wstrętna, ale uznaję jej wielkość i rozmach, ten plan stworzenia jednego państwa z kontynentu. W Stanach Zjednoczonych upadła właśnie idea nowej krucjaty, Wojny z Terrorem a w jej miejscu powstało nic, za to z uśmiechem od ucha do ucha i tak pełne miłości, że tylko wskakiwać na łódkę i spieprzać, byle dalej i szybciej. W Wielkiej Brytanii zbankrutował rząd. Jedna partia jest całkowicie wyprana z energii i inicjatywy, czeka już tylko na coup de grâce, druga rwie się do władzy, ale jeśli oderwać się od tego na chwilę i spróbować policzyć różnice między jedną a drugą, to zostaje nam kolejne nic. Torysi chcą przywrócić ludziom samodzielność i odpowiedzialność. Jak? Zapewne dużo o tym mówiąc. Partia Pracy przywracała je regularnie, co jakieś dwa lata, również dużo o tym mówiąc. Istotnych różnic nie ma. Jakie zresztą różnice, kiedy o połowie brytyjskiego prawa decyduje się w Brukseli?

W Polsce niedługo będzie kolejny wybór między PO a PiS. Wiadomo, jedni uczciwi, drudzy to skorumpowane potwory-dzieciożercy (w dowolnej kolejności i w dowolnym przypisaniu, kto tam w co wierzy), ale co właściwie ich różni w warstwie merytorycznej? Czy PO jest mniej socjalistyczna od PiS? Wolne żarty, jedno i drugie to klasyczna europejska różowa partyjka. PO obiecała że będzie mli-mli (genialny był Lem z jego neologizmami), PiS obiecało że będzie święta wojna z Układem. Przez kilka lat rządów PiS zrobiło tylko tyle, że rozwaliło jeden układ który samo zainstalowało. Przez kilka lat swoich rządów PO zrobiła nic, ale swoją agresją stanowczo sprzeniewierzyła się owej obietnicy ciepłego mli-mli. Jasne, afery, aferki, tu i tam. Gdzie jest różnica? Gdzie jest różnica poza warstwą deklaratywną, różnica w warstwie merytorycznej? Jaki sens iść do tych cholernych wyborów? Żeby choć Kononowicz wystartował...

To jest, widzicie, największy sukces "elyt" i federalizmu w Europie. Od czasu gdy mendia (to nie jest literówka) zostały Pierwszą Władzą polityka rozmydliła się w grysik dla dzieci. Stała się konkursem uśmiechów i wyszczerzeń, rzucania w siebie piachem i wołania mamy. Wykastrowana polityka pozbawiona idei, pozbawiona wielkości, pozbawiona ludzi zdolnych prowadzić a nie być popychanymi obchodzi nas, Europejczyków, jak średnia ilość kurzu na cm2 w Burkina Faso. Niemal nieodmiennie niskie frekwencje, bo i z czego tu wybierać? Dostajemy listę identycznych ludzi, wyprodukowanych przez tę samą fabrykę, przez tych samych dziennikarzy. Poseł X, poseł Y, każdy z nagłówkiem na czole, każdy ze słupkami badań opinii publicznej w oczach. Wszyscy są niewolnikami tych badań i nagłówków. I nikogo, zupełnie nikogo kto potrafiłby tymi badaniami zachwiać, kto potrafiłby te nagłówki podyktować. Nasz system produkcji ciepłej papki do perfekcji dopracował odrzucanie na wczesnych etapach jakiejkolwiek indywidualności czy wielkości. I w tym bezzębnym międleniu które nazywamy polityką i którym próbujemy się, często wbrew sobie, emocjonować jedyna naprawdę potężna idea na tym kontynencie robi swoje. Głosujemy na jedne jej sługi przeciw innym jej sługom. Dostajemy do wyboru papkę taką, albo papkę inną, ale niczego poza papką jeść nam nie wolno, bo się poparzymy i przyjdzie zły pan Hitler. Proces unifikacji kontynentu w jedno, rządzone przez Francuzów i Niemców państwo przebiega cicho i niepostrzeżenie. Pewnie i nad samym grobem nie zorientujemy się co się stało i kiedy się stało. Zostaliśmy zagłuszeni i obezwładnieni bronią niezwykłą, bo nie terrorem, nie cenzurą, nie wyrywaniem paznokci, nie zakazami. "Prawicowi" publicyści którzy z taką roznamiętnioną histerią porównują Unię Europejską do Moskwy i reżimów takich i innych wygadują przecież bzdury, bo Unia nie działa na sposób kata, ale na sposób dobrej cioci. Cioci, która ze swoimi najważniejszymi sługami, czyli mendiami, podbiła, pobiła i stłamsiła nas nudą. Owinęła ciasno poduchami i szaliczkami. Napchała grysikiem. I poszła robić swoje, w czasie gdy my kolebiemy się przed telewizorem żując powoli i gapiąc się szklistymi oczami w kolejne odsłony tego samego teflonowego robota, na którego niedługo w jednej z jego wersji będziemy głosować.





 

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka