Przy porannej kawie zastanawiałam się jaką datę wybrać na ubranie choinki.
Wg tradycji powinno to nastąpić w Wigilię, ale i tak mam świetną imitację prawdziwej - więc nie chcę zostawiać tego na ostatnią chwilę.
Dzień gasł z kolejnymi godzinami, gdy nagle zaskoczył mnie widok za drzwiami balkonowymi.
Podchodzę... a tam ubrana w światełka choinka.
Otwieram drzwi - i dostrzegam kolejną, a za nią jeszcze jedną. W sumie aż trzy sztuki, które cały rok rosną - więc nie są przywiezione na czas światęczny.
Każda z innym pigmentem światełek.
Cudowny efekt.
Licząc od dzieciństwa - nie miałam dotąd możliwości cieszenia się widokiem ubranych choinek pod gołym niebem - z okien domostwa.
To pierwsza zima w mym nowym mieszkaniu - stąd to miłe zaskoczenie.
I przy okazji taka myśl...
Bo zdecydowanie nie brak w mym obecnym życiu problemów - jednak i one nie dokonały martwicy ośrodka mej radości.
Zapewne i ów gen szczęścia we mnie - też majstrował coś przy tym.
Niby banał, detal, nic istotnego dla spraw życiowych - a jednak cieszy, nawet wzrusza.
To tak jak z darem miłości - to jej drobinki w postaci gestów, słów, dobrych zamilczeń, subtelnej mgiełki troski - stanowią o jej istocie.
I kadry, by oddać klimat. Nie są najlepszej jakości, bo mam uszkodzony wyświetlacz matrycy, więc nie mam podglądu. Do tego martwe menu - bo martwa matryca.
Ale...


Inne tematy w dziale Rozmaitości