
Świt powitał mnie tym widokiem.
Migające światła na choinkach, chwilę potem - mieniące się krople na mym ciele... pod natryskiem.
Aromat kawy sennie wypełnił mieszkanie.
Wydobywam treści oniryczne na światło dziennie - coś mówią, coś eksplikują...ale w niezrozumiałym dialekcie znaczeń wielu.
W szumie informacji dominują plany wielu: a gdzie Święta, a gdzie Sylwester...
Zostawiam synoptykę - to Wigilia mnie usadowi w jej realiach, podobnież Nowy Rok.
Nie wychodzę za próg mieszkania, za próg myśli - z ortopedycznym balkonikiem symboli, jakże często pustych, jarmarcznych duchowo.
Nie naparzam się z bliźnimi - torebka herbaty wystarczy.
Nie wkładam sobie aureoli na niedbale spięty kok po kąpieli.
Nie wybielam duszy skrzętnie tworzoną listą winnych za realia, za pigment nieba, za ukrop, za mróz, za życie...
Nie szukam orgazmów, to one mnie wołają.
Rozkwitają za oknami zimowe bałwanki z rąk dzieci spłodzone.
Patrzę na ich uśmiech z koralików i myśl, że więcej mają poczucia humoru niż ludzie.
Okoliczności niestrudzenie budują mury, za którymi i tak widzę uśmiech Boga.
Częściej Jego... niż ludzi...
Morze nienawiści wypłukuje ludziom wyspy szczęścia. Na ich własne życzenie.
Żyję nad innym brzegiem. Nad innym morzem.
Młoda Kobieta z obawą w duszy.
Ja do niej:
- Powiedz mu wszystko to, co mi teraz. Tak otwarcie, z ciepłem...
Powiedziala. Tak otwarcie, z ciepłem.
Zrozumiał, podał dłonie swego dla niej szacunku, wznosząc ważką świątynię poczucia bezpieczeństwa dla dwojga.
Dobro dzieje się.
Piękno zdarza się.
Jak ów świt, który nie wiem co zwiastuje...
Inne tematy w dziale Rozmaitości