Proszę nie zrozumieć mnie źle - nie jestem bezwzględnym przeciwnikiem Jednomandatowych. Ba, jako konserwatysta upatrywałbym w sięganiu do źródeł demokracji pewnej wartości. Nawet chętnie zobaczyłbym JOWy w praktyce, w Polsce AD 2008, jako rozwiązanie na próbę, na zasadzie "gorzej niż teraz być już nie może".
Ale - powiedzmy otwarcie - JOW to rozwiązanie tyleż proste, co jaskrawo anachroniczne.
U podstaw Jednomandatowego Okręgu Wyborczego leży koncepcja posła reprezentującego interesy lokalnej społeczności. Posła, który objedzie bryczką okolicę i każdemu uściśnie dłoń. Przemówi na dożynkach, pokaże się na sumie... XIX wiek? XVI? Jeśli plac targowy zastąpić agorą - zgoła antyk. Come on, świat trochę się zmienił w ciągu tych paru tysięcy lat....
Do niedawna ogniową próbą wiarygodności amerykańskich polityków było pytanie: "Czy kupiłbyś od niego używane auto?" Ono również jest anachronizmem. Coraz częściej auto kupujemy kierując się nie spojrzeniem w oczy kontrahenta (i starannym opukaniem karoserii) ale opinią poprzednich kupujących, wyrażoną w opisach na serwisie aukcyjnym. Zero "negatywów" na allegro czy e-bay'u jest dzisiaj podstawą zaufania.
Czy w obliczu tak zasadniczych zmian cywilizacyjnych odpowiedzią na niedoskonałości procesu wyborczego mają być rozwiązania sprzed stuleci? A może - wyrzucając obecne, pokrętne i nieefektywne procedury - poszerzyć bazę demokracji w oparciu o sprawdzone narzędzia współczesnej techniki? W końcu, skoro internet jest wystarczająco godny zaufania, by handlować za jego pośrednictwem domami i samochodami, przelewać pensje, ubezpieczać się i brać kredyty, to może wykorzystamy go także w demokracji. Jeśli banki i urzędy już teraz prowadzą tyle operacji w sieci, co w swych marmurowych wnętrzach, to może czas zaadaptować budynek Sejmu na salę koncertową i przenieść dyskusje nad państwem i prawem, tam gdzie i tak od jakiegoś czasu toczą się na poziomie nieco wyższym, czyli do Internetu?
Poniżej pomysł, który chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu i podoba się coraz bardziej.
Zamiast ograniczać ilość posłów proponuję przyznać ten zaszczytny tytuł każdemu chętnemu. Przypisze mu się wagę głosu poselskiego równą ilości głosów jakie zebrał w wyborach i z takim zasobem będzie mógł sobie głosować nad czym tam zechce. Państwo opłaci mu abonament w najbliższej kafejce internetowej i tam po pracy poseł przeczyta na https://www.sejm.gov.pl co z czym, rozwiąże krótki quiz online ze znajomości projektu ustawy, a potem login, hasło, za/przeciw i do domu na kolację. Aktywniejsi mogą sobie pozakładać listy dyskusyjne: jedną nazwać pl.sejm.komisja.regulaminowa, inną pl.sejm.orlengate i tam kulturalnie sobie nawtykać. Redaktorzy co wieczór zajrzą w internet, ctrl-c/ctrl-v i do druku.
Aha, jakby co, pomysł był mój i dzień jego ogłoszenia mógłby być wolny od pracy, a to warszawskie rondo z czadową palemką możecie nazwać "im. Leniucha".
Chyba, że mają Państwo własne pomysły, lepsze.
Zamieniam się w słuch.
Inne tematy w dziale Polityka