Andrzej Szymon Kozielski Andrzej Szymon Kozielski
147
BLOG

Defraudanci. Jak okradano polskie banki na Śląsku Opolskim w latach 30 – tych XX w.

Andrzej Szymon Kozielski Andrzej Szymon Kozielski Kultura Obserwuj notkę 2


Defraudanci. Jak okradano polskie banki na Śląsku Opolskim w latach 30 – tych XX w.

Wstęp

Wyprodukowany w latach 1979 – 1981 prze Telewizję Polską historyczny serial w reżyserii Jerzego Sztwiertni pt. Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy ukazuje walkę Polaków z germanizacją na terenie Wielkopolski, także w wymiarze ekonomicznym, w latach 1815 - 1918 . W podobny sposób sprzeciwiali się wynarodowieniu polscy mieszkańcy Śląska Opolskiego, korzystając nota bene z organizacyjno – personalnej pomocy płynącej z Wielkopolski właśnie . Chodziło tu głównie o rozwój spółdzielczości kredytowej, która przyjęła w ostatnim dwudziestoleciu przed I wojną światową postać tzw. banków ludowych. Pierwszą taką instytucję założono w 1885 r. w Bytomiu. Do roku 1914 powstało 17 takich placówek, trzy filie terenowe i jedna spółka parcelacyjna – we wszystkich powiatach z ludnością polskojęzyczną. Miały one łącznie ok. 13 tys. członków i ok. 30 tys. posiadających wkłady. Głównym ich celem było „umocnienie gospodarcze społeczeństwa polskiego”, co realizowano poprzez udzielanie korzystnych kredytów, pożyczek na budownictwo mieszkaniowe, zakładanie własnych firm i wyposażanie ich. Banki dawały także zatrudnienie polskiej inteligencji, były ośrodkami polskiego życia kulturalnego i narodowego, finansowały wszelkie polskie organizacje i stowarzyszenia, jak chóry, kluby sportowe, biblioteki, czytelnie teatry amatorskie, bractwa religijne itp. Wspomagały polską akcję wyborczą do Reichstagu i pruskiego Landtagu, a niektóre z nich posiadały własne organy prasowe .

Pierwsze polskie banki ludowe powstały w Bytomiu (1895 ), Opolu (1897), Katowicach i Siemianowicach (1898), Raciborzu (1900), Gliwicach, Królewskiej Hucie i Rybniku (1901) . W Opolu w 1911 r. powstał także Bank Parcelacyjny, przemianowany po pewnym czasie na Bank Rolników. „Był on pomyślany, podobnie jak w Poznaniu, w imię hasła „walki o ziemię”, chodziło o to, że chłopi byli obciążenia 10-cioma lub nawet więcej hipotekami. Bank wykupywał te hipotek, sam się hipotekując na majątku chłopa, parcelując następnie ziemię między chałupników lub przekazując chłopom w długoletnią dzierżawę pod warunkiem spłacenia w określonym czasie długów. Ponieważ akcja ta była skierowana przede wszystkim na gospodarstwa znajdujące się w rękach niemieckich, jasne jest, że stan posiadania polski nie tylko się umocnił, ale i poszerzył” .

1. Dr Śliwiński et consortes

Tenże właśnie opolski Bank Rolników posiadał na majątku p. Jarochowskiej w Wielkich Łagiewnikach koło Lublińca hipotekę w wysokości ok. 85 tys. zł. Jako częściową spłatę tego długu właścicielka przekazała na ręce dra Śliwińskiego, dyrektora Banku Rolników, weksel na kwotę 5 tys. zł. Ten wziął ze sobą dokument do Opola i oddał do przechowania p. Pawletcie, swemu współpracownikowi. Po pewnym czasie zażądał zwrotu weksla celem inkasowania. Otrzymał go, a potem najprawdopodobniej zrealizował w Komunalnej Kasie Oszczędnościowej w Lublińcu „i pieniądze dla siebie zatrzymał, gdyż nigdy do naszego Banku nie wpłynęły” . Bank Rolników posiadał także w depozycie papiery wartościowe (polska pożyczka premiowa na kwotę 11 384 zł). Papiery te zostały 19 sierpnia 1929 r. pobrane przez dra Śliwińskiego z Banku Spółek Zarobkowych w Katowicach (bezprawnie, gdyż Śliwiński nie posiadał uprawnień do ich odbioru), a następnie przezeń spieniężone. Bank Rolników nigdy nie otrzymał pieniędzy za tą transakcję. Doszło więc do defraudacji. Ponadto dr Śliwiński kazał sobie u adwokata u adwokata dra Bartscha w Brzegu zapisać większą hipotekę (około 10 000 RM). Powiązane to było najprawdopodobniej z przywłaszczeniem sobie na podstawie sfingowanego pełnomocnictwa przez tego pierwszego kolejnych kwot należących do Banku Rolników w Opolu. W tej sprawie nie udało się pozyskać bliższych informacji, gdyż dr Bartsch odmówił udzielenia informacji zasłaniając się tajemnicą urzędową .

 W końcu maja 1930 r. dyrektor Departamentu Konsularnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie otrzymał pismo w którym konsul Rzeczypospolitej Polskiej w Bytomiu, Leon Malhomme, zabiegał o posadę bankową dla dra Śliwińskiego – byłego już dyrektora Banku Rolników w Opolu . Jako uzasadnienie konsul podawał, że „dr Śliwiński położył w czasie swego pobytu na Śląsku Opolskim pewne zasługi dla rozwoju polskiego życia organizacyjnego. Poza tym […] jako doskonały bankowiec przyczynił się wybitnie do uzdrowienia gospodarki w „Banku Rolników” w Opolu”. Jak twierdził Malhomme, „nieszczęśliwy zbieg okoliczności” zmusił Śliwińskiego – obywatela polskiego - do opuszczenia Śląska Opolskiego. Chodzić by tu miało o niemieckie retorsje, będące odpowiedzią na niewyrażenie przez Polskę zgody na wpuszczenie na teren województwa śląskiego „dyrektora Treitschkego, obywatela niemieckiego, którego pobyt w Polsce był wysoce niepożądany” . Wydaje się, że mamy tutaj do czynienia z sytuacją, gdy Śliwiński został zwolniony z Banku Rolników za nadużycia finansowe. Wydaje się, że konsul wstawiał się za dr. Śliwińskim na prośbę dyrekcji Banku Ludowego. Oto bowiem 4 grudnia 1930 r. dyrektor tegoż banku w piśmie adresowanym do konsula twierdził, że nie może złożyć dowodu „nienagannego urzędowania” Śliwińskiego (o takowe prosił konsul Malhomme jako warunek udzielenia wsparcia), a to dla istnienia jakiegoś materiału, który „w pierwszej chwili dawał jakby ujemną ocenę charakteru p. dr Śliwińskiego”. Mowa jest także o „niejasnościach, które posłużyły poprzednio do pewnych uwag”. Te jednak ponoć „wykazały się jako zwykłe następstwa nienormalnego przerwania służby i nienormalniejszych jeszcze warunków, w których bądź jak bądź urzędować musiał posądzany” . Pismo zawiera w dalszej części ponowne apele o pomoc dla Śliwińskiego. Co ciekawe, wskazano, że „zlikwidowanie sprawy z tytułu stosunku służbowego między Bankiem Rolników a b. jego dyrektorem leży w interesie […] banku, jak niemniej w interesie wszystkich tych, którym szkodzą dysputy rozmaitych krzykaczy na temat „nietutejszych” i doktorów, i inteligentów” . Istniały więc materiały obciążające Śliwińskiego i – jak się wydaje – starano się wyprawić go do Polski w sposób „polubowny”, tak aby nie szkodził on Bankowi Rolników oraz całej mniejszości polskiej na Śląsku Opolskim.

 W ciągu kilkunastu miesięcy sprawa się chyba wyjaśniła, gdyż w piśmie z dnia 13(23?) października, skierowanym do MSZ w Warszawie konsul Malhomme oznajmił, że „dyrekcja Banku Rolników w Opolu […] po dokładnym zbadaniu ksiąg […] z lat ubiegłych i zebraniu materiału dowodowego zdecydowała się wystąpić na drogę procesu karnego przeciwko dr. Klemensowi Śliwińskiemu, byłemu kierownikowi tego banku” . O znanych sobie wcześniej zarzutach przeciwko Śliwińskiemu konsul nie informował swoich przełożonych w Warszawie, gdyż „z jednej strony nie były one jasno i dokładnie sprecyzowane, z drugiej zaś strony przez dłuższy czas toczyły się bezpośrednie pertraktacje Banku Rolników z dr. Śliwińskim, który […] również wytaczał roszczenia w stosunku do tego Banku” . Gdy owe negocjacje zakończyły się fiaskiem sam konsul skłonił Bank Rolników do wystąpienia do prokuratora w tej sprawie. W związku z tym, że defraudant mieszkał w Katowicach , rozprawa sądowa miała się tam właśnie odbyć .

 Wniosek o ukaranie dra Śliwińskiego został skierowany przez pełnomocników Banku Rolników do prokuratora przy Sądzie Okręgowym w Katowicach 25 września 1931 r. W piśmie tym czytamy m. in.: „Dnia 27. 6. 1928 r. powołano dr. Klemensa Śliwińskiego na stanowisko kierownika naszej spółki, która przez złą gospodarkę […] znajdowała się w owym czasie w tak trudnym położeniu, iż groziło jej bankructwo. Dr. Śliwińskiego uważano ogólnie za dobrego i zdolnego fachowca bankowego, co też było powodem, że powierzono jemu trudne zadanie sanacji naszej w egzystencji zagrożonej spółdzielni. Nadzieje naszych członków i naszych władz spółkowych, włożone w osobę nowego kierownika jednak nie sprawdziły się, ponieważ dr Śliwiński zamiast dbać o dobro spółki, poszkodował ją, sprzeniewierzając w czasie swojego urzędowania 26 731, 60 zł oraz 4000 mk niem.” Zarzut obejmował sprawę licytacji majątku Cielenciniec w powiecie pszczyńskim (strata 10 747 zł), pobranie z depozytu rodziny Jonienc w Banku Związku Spółek Zarobkowych w Katowicach kwoty 11 384 zł, zbycie akcji wydawnictwa Nowin Codziennych w Opolu (strata 4000 mk niem.), uwartościowienia hipoteki Banku Rolników w Opolu na nieruchomości p. Jarochowskiej z Łagiewnik (bank otrzymał weksel na kwotę 5000 zł. Dr Śliwiński pobrał gotówkę na ten weksel w Banku Ludowym w Lublińcu, zatrzymał ją dla siebie, a Banku Ludowego w Opolu nawet nie powiadomił o wykupieniu weksla – sprawa częściowo opisana powyżej). Bank wezwał kilkakrotnie Śliwińskiego do zwrotu zdefraudowanych pieniędzy, ten jednak nie reagował tłumacząc, że ma do banku własne pretensje finansowe z tytułu niepobranej pensji. Zdaniem banku tłumaczenie takie było błędne, gdyż Śliwiński pozostawił jeszcze po odejściu z banku zadłużenie, którego do momentu podjęcia decyzji o wejściu na drogę prawną, jeszcze nie wyrównano. Ponadto wszystkie cztery przypadki defraudacji dokonane były podczas urzędowania nieuczciwego dyrektora, na długo przed jego zwolnieniem, które nastąpiło 30 września 1930 r. Nie miał wtedy żadnych roszczeń w stosunku do pracodawcy, a pobory wypłacał sobie sam, ewentualnie polecał wypłacać. Po zwolnieniu dr Śliwiński był „bezmajętny”, a sprzeniewierzona pieniądze należało uważać za bezpowrotnie utracone.

 24 lutego 1932 r. w sprawie karnej przeciwko Klemensowi Śliwińskiemu odbyło się badanie u sędziego śledczego, podczas którego obszerne zeznania złożył przedstawiciel Banku Rolników . „Sędzia śledczy miał oświadczyć […], iż zorientuje się w całości dostarczonego mu materiału i albo skieruje sprawę w trybie zwykłym na rozprawę główną, albo też wniesie o całkowite umorzenie sprawy”. Jak rzecz się zakończyła, trudno stwierdzić, gdyż dostępne mi akta w tym miejscu urywają się.

 Mniej więcej w tym samym czasie „kasjer Banku Ludowego w Raciborzu nazwiskiem Wycisk, obywatel polski, popełnił nadużycia pobierając z kasy bankowej na fikcyjne konta poważne sumy. Ogólna suma sprzeniewierzonych kwot wynosi ok. 30.000 RM” . Powziąwszy wiadomość o tym sprzeniewierzeniu, konsul Malhomme zwrócił się do Banku Ludowego o wyjaśnienia. Na trop nadużycia wpadł dyrektor banku Malczewski, który zauważył, że Wycisk „prowadził życie na wielką stopę” . W placówce stworzono komisję rewizyjną, której zadaniem miało być cotygodniowe sprawdzanie ksiąg bankowych i kasy.

 W toku działań kontrolnych wyszło na jaw, że w defraudacji brał udział inny pracownik Banku Ludowego w Raciborzu – Józef Warzecha, obywatel pruski .

 W sprawie tej z polecenia dyrektora Banku Ludowego w Raciborzu, kierownik afiliowanego Banku Ludowego w Wodzisławiu wnioskował do prokuratora przy Sądzie Okręgowym Karnym w Katowicach o wdrożenie dochodzeń sądowych przeciwko obu defraudantom – Warzesze i Wyciskowi. Prokurator ów zwrócił się do konsula z zapytaniem, czy „wskazane jest ze względów politycznych sprawę tę wytaczać, gdyż wytoczenie jej w Polsce za przestępstwo popełnione na terenie niemieckim przy udziale obywatela niemieckiego, jakim jest Józef Warzecha, może skłonić prokuratora niemieckiego do zainteresowania się tą sprawą i wdrożenia dochodzenia ze swojej strony” . Podano także argumenty za wytoczeniem sprawy karnej defraudantowi i przeciwko takiemu działaniu. „Za wytoczeniem procesu przemawia ta okoliczność, że bezkarność nadużyć popełnianych w instytucji polskiej w Niemczech jest fatalnym przykładem zachęcającym do nieuczciwości […]” . Przeciwko zdecydowanym działaniom przemawiało to, że ewentualne wkroczenie prokuratury niemieckiej i zażądanie przez nią ksiąg i korespondencji Banku Ludowego w Raciborzu mogło dać Niemcom do ręki „materiały dotyczące kredytów płynących z Polski, a być może także i materiały dotyczące pomocy materialnej o charakterze subwencyjnym […].

Jak pisał daje konsul Malhomme: „Obawę przed tą ostatnią okolicznością wzmacnia i ten szczegół, że p. Warzecha był długi czas zaufanym p. Malczewskiego w zakresie pracy społecznej i mam pewne powody przypuszczać, że źródła subwencyjne nie były mu obce” . W tej sytuacji dyrektor Malczewski był jednak za wytoczeniem procesu, prokurator jednak wskazywał, że „o odzyskaniu zdefraudowanej sumy nie może być mowy”. Ostateczną decyzję w tej sprawie miało podjąć Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie.

 11 czerwca 1931 r. Poselstwo RP w Berlinie zapytywało konsula Malhomme’a o „przebieg badań sprawy nadużyć popełnionych przez Wyciska” a także o to, czy rzeczony Wycisk „znajduje się w dalszym ciągu na terenie Śląska Opolskiego i czy pełni obowiązki w Banku Ludowym w Raciborzu?” 9 lipca 1931 r. konsul poinformował, że „p. Warzecha i p. Wycisk zostali usunięci ze swoich stanowisk”. Warzecha przebywał w Siołkowicach na Śląsku Opolskim, zaś miejsce pobytu Wyciska było nieznane .

 Drażliwa kwestia wszczynania czy też niewszczynania sprawy karnej przeciwko defraudantom została chyba definitywnie rozstrzygnięta przez Departament Konsularny MSZ. W. Jędrzejewicz, jego dyrektor tak pisał do konsula generalnego: „Po rozważeniu sprawy […] komunikuję, że ze względu na wybitnie polityczny charakter sprawy, zwłaszcza wobec przytoczonych […] szczegółów o zaufanej roli Warzechy i wobec twierdzenia prokuratora Tokarskiego, że o odzyskaniu zdefraudowanej sumy nie może być mowy uważam, iż należy się raczej przychylić do opinii prokuratora i od wdrożenia dochodzeń sądowych przeciwko defraudantom w niniejszym wypadku odstąpić” . Ostateczną decyzję pozostawiono jednak konsulowi generalnemu w porozumieniu z Poselstwem RP w Berlinie. Konsul Malhomme elegancko poprosił Poselstwo o „łaskawą decyzję” w tej sprawie, dodał jednak, że skłania się ku niewytaczaniu sprawy sądowej . Ponownie podtrzymał swoją opinię w styczniu 1932 r.

 I tak z pewnością się stało, sprzeniewierzenia nie ścigano, a sprawcy pozostali ostatecznie bezkarni. Jak to często bywa, polityka wzięła górę nad sprawiedliwością. O samej sprawie także nic już nie wiadomo, bowiem znika ona całkowicie z dostępnych dokumentów.

2. Leon Powolny

Leon Powolny urodził się 7 lutego 1887 r. w Grabowie w Wielkopolsce . Mieszkał w Opolu. Był wybitnym działaczem na rzecz polskości Śląska Opolskiego, przez bardzo długi czas pełniąc odpowiedzialne funkcje w wielu organizacjach mniejszościowych. Był m. in. długoletnim dyrektorem Banku Ludowego w Opolu , tymczasowym przewodniczącym zarządu Związku Harcerzy Polskich w Niemczech (od 1927 r. prezesem Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech) , skarbnikiem Towarzystwa Pomocy Naukowej, członkiem Rady Naczelnej Związku Polaków w Niemczech (dalej ZPwN), skarbnikiem Dzielnicy I ZPwN, członkiem zarządu „Nowin Codziennych” , prezesem Towarzystwa Przyjaciół Harcerzy , kierownikiem Oberschlesische Grundstücksverwertungsgesellschaft m. b. H.

W roku 1930 Konsulat Generalny RP w Bytomiu skierował prośbę do polskiej ambasady przy Watykanie, aby „poczynić ułatwienia p. dyrektorowi Powolnemu”, który podczas swej bytności w Rzymie chciał być przyjęty przez papieża. W uzasadnieniu napisano: „P. Powolny jest dyrektorem Banku Ludowego w Opolu i odgrywa wybitną rolę w życiu mniejszości polskiej na Śląsku Opolskim” . Kandydował także w wyborach do parlamentu Rzeszy .

Długo po opisanych w niniejszym tekście wydarzeniach, już podczas II wojny światowej ppor. Leon Powolny, ps. „Dobrzyński” stanął na czele struktur Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) w tzw. „obwodzie rolniczym” Inspektoratu Opolskiego (kryptonim „Skorpion”), obejmującym powiaty opolski, strzelecki, oleski, kluczborski, dobrodzieński i prudnicki . Powolny był jednocześnie członkiem sztabu Inspektoratu i jednym z zastępców jego komendanta. 19 maja 1943 r. Powolny – „Dobrzyński” został aresztowany, a 30 października 1944 r. ścięto go toporem w więzieniu w Brandenburgu .

W niniejszym artykule pragnę zasygnalizować pewien mniej znany epizod z życia Leona Powolnego i jego rodziny. Marek Masnyk w książce pt. Dzielnica I Związku Polaków w Niemczech (1923 – 1939) odnosząc się do trudnej sytuacji Banku Ludowego w Opolu u progu lat 30 – tych XX w. pisze: „Jedynie solidarna postawa zrzeszonych w nim członków uchroniła go od upadłości. Atmosferę wokół opolskiego BL skomplikowała ujawniona w kwietniu 1931 r. niegospodarność jej dyrektora, L. Powolnego. Kontrola finansowa wykazała, że Powolny „sprzeniewierzył” 41 tys. mk, z których do 18 V 1931 r. zwrócił zaledwie 11 tys. […] Władze związku nie potrafiły zająć wobec Powolnego zdecydowanego stanowiska, ten zaś zgłaszał wobec ZPwN pretensje finansowe w wysokości 12 tys. mk, przy czym ZPwN skłonny był uznać tylko 7 tys.” Rzecz tak interesująca wręcz domagała się dokładniejszego nieco potraktowania tym bardziej, że w Archiwum Akt Nowych w Warszawie znajduje się zespół dokumentów sprawy tej dotyczący.

***

 13 kwietnia 1931 r. Leon Malhomme de la Roche, konsul generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Bytomiu poinformował Poselstwo Polskie w Berlinie , że Stanisław Spychalski, dyrektor opolskiego Banku Ludowego zakomunikował mu, iż Leon Powolny, drugi dyrektor tejże instytucji „nie wyliczył się przed bankiem z poważniejszych sum, wysokość których, jak dotychczas stwierdzono, sięga kwoty 38.000 RM ” . 8 maja 1931 r. Poselstwo prosiło o nadsyłanie nowych wiadomości „co do niewyliczenia się przez dyrektora Leona Powolnego z powierzonych mu sum w Banku Ludowym w Opolu . Nowe informacje dotyczące tej sprawy znalazły się w piśmie konsula z 18 maja 1931 r. „Nieścisłości kasowe” sięgnęły kwoty 41.000 RM z czego dyrektor Powolny spłacił już 11.000 RM. W najbliższym czasie miało być sprzedane auto Powolnego za 6.000 RM, a uzyskana kwota zostać miała przeznaczona na spłatę owych „nieścisłości”. Zarząd Banku Ludowego w Opolu zamierzał w ciągu pół roku ściągnąć od dyrektora co najmniej 50% zdefraudowanej kwoty. Comiesięcznie z jego wynagrodzenia potrącano 300 RM. Zamierzano w ten sposób osiągnąć 100% zwrotu zobowiązań. Kolejny monit z Poselstwa w Berlinie do konsula Malhomme’a wysłano 11 czerwca 1931 r. Zaniepokojony dr Alfred Wysocki, poseł RP, prosił konsula o poświęcenie tej sprawie „bacznej uwagi, nie tylko pod kątem […] uchronienia od strat materialnych bezpośrednio w tym wypadku zagrożonego Banku Ludowego w Opolu, ale i pod kątem moralnej oceny osoby p. Powolnego, który jest nie tylko dyrektorem banku […], ale również zajmuje szereg wybitnych stanowisk w życiu społeczno – narodowym Śląska Opolskiego”. Poseł prosił także o przekazanie „poglądu na całość sprawy” i wniosków do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie .

 W odpowiedzi konsul stwierdził , że „niemożliwe jest dalsze tolerowanie osoby p. Powolnego na wszystkich stanowiskach społecznych z uwagi na to, że to dyskredytuje moralnie te wszystkie towarzystwa, w zarządzie których p. Powolny zasiada”. Jednocześnie konsul zażądał od władz Dzielnicy I Związku Polaków w Niemczech (dalej ZPwN), aby wpłynęły na Powolnego, by ten zrzekł się wszystkich tego typu stanowisk. Zwiększenie presji planowano po zakończeniu kompleksowej kontroli w banku. Jednak Powolny zrezygnował na razie tylko z kandydowania do zarządu Związku Polskiej Młodzieży Katolickiej, pozostając nadal prezesem Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech, skarbnikiem Towarzystwa Pomocy Naukowej, skarbnikiem Dzielnicy I ZPwN, członkiem Rady Naczelnej ZPwN, członkiem zarządu „Nowin Codziennych” i kierownikiem Oberschlesische Grundstücksverwertungsgesellschaft m. b. H. Sam konsul osobiście przekazał Powolnemu, że tych stanowisk zrzec się musi, ten jednak „nie poczuwał się do obowiązku dobrowolnego ustąpienia”, pozostawało zatem tylko usunięcie go z zajmowanych funkcji.

 Za niezastosowanie „sankcji moralnych” wobec Powolnego konsul Malhomme obwiniał ZPwN, który wobec winowajcy zajmował „stanowisko niezupełnie wyraźne” i „wykazywał tendencje do puszczenia płazem całej sprawy”, ponieważ Powolny miał w stosunku do Związku roszczenie finansowe w wysokości ok. 12.000 RM, które Związek był skłonny uznać tylko do wysokości 7.000 RM . Ponadto „p. Powolny sam i jego przyjaciele rozpuszczali pogłoski, że to Związek doprowadził [go] do takiej sytuacji, w jakiej się on obecnie znalazł”. Zwracano jednak uwagę, że pretensje Powolnego to najwyżej 12. 000 RM, zaś suma defraudacji to 41.000 RM, wobec czego wszelkie tłumaczenia tegoż są pozbawione podstaw wobec niemożliwości wydania całej brakującej kwoty na rzecz Związku.

 W tej sytuacji konsul generalny wezwał do siebie kierownika Dzielnicy I ZPwN i „wymógł na nim” przyrzeczenie, że zostaną zbadane wszystkie pretensje finansowe Powolnego, a następnie Związek porozumie się z Bankiem Ludowym w Opolu „w kierunku przejęcia przez Związek uznanych przezeń pretensji p. Powolnego”. Konsul ponowił także żądanie usunięcia defraudanta z wszystkich funkcji, co zostało przyrzeczone. Nie zwolniono Powolnego z pracy w banku, jednak został on odsunięty od kontaktu z pieniędzmi. Z jego pensji potrącano comiesięcznie pewną kwotę na spłacenie zadłużenia i była to w zasadzie jedyna gwarancja pokrycia strat, poniesionych przez bank. Jednocześnie konsul zażądał, aby „wszystkie udziały przedsiębiorstw polskich, zapisane dotychczas fikcyjnie na p. Powolnego, zostały niezwłocznie przepisane na inną osobę” .

 25 września 1931 r. konsul generalny RP w Opolu przesłał do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie informację o wynikach rewizji w opolskim Banku Ludowym . Według niej „podstawy […] Banku są zdrowe i Bank cieszy się wśród klientów dobrą opinią”. Odnośnie „sprzeniewierzenia kasowego” dokonanego przez Leona Powolnego, nadal wywierano naciski w celu zrzeczenia się przez niego honorowych stanowisk – bez większych sukcesów. Powód – brak „cywilnej odwagi czynników lokalnych”. Mimo wszystko nie zdecydowano się na zwolnienie Powolnego z posady bankowej, gdyż „natychmiastowe usunięcie […] oraz ujawnienie dokonanej malwersacji może wywołać niepokój wśród klienteli Banku, co w obecnych czasach kryzysu finansowego w Niemczech mogłoby i dla nas samych wywołać […] poważne trudności natury finansowej, powodując wielce prawdopodobny run na Bank Ludowy” . Jak już wyżej wspomniano, defraudantowi ściągano comiesięcznie 300 RM z pensji na pokrycie niedoboru kasowego. Ponadto Powolnego odsunięto zupełnie od kontaktu z pieniędzmi, w związku z czym „nie ma obawy, aby dalszy pobyt p. Powolnego w Banku groził temu ostatniemu nowymi stratami” . Wreszcie, liczono się z tym, że „p. Powolny posiada rodzinę i niemożliwe byłoby wyrzucać wymienionego bezzwłocznie na bruk”. Konsul uważał jednak, że sprawcę „niedoborów kasowych” należy pociągnąć do odpowiedzialności sądowej za popełnioną kradzież, winno to bowiem być przestrogą dla „działaczy mniej odpornych moralnie”. „Obawiam się jednak – pisał dalej konsul – że zbytnie kompromitowanie p. P. mogłoby być w obecnej chwili niewskazane i o tyle w dodatku niebezpieczne, że jest on prawie au courant (świadomy – A.S.) szczegółów akcji subwencyjnej prowadzonej przez nas” . W piśmie z 30 września 1931 r. konsul informował, że Leon Powolny zobowiązał się do zrzeczenia się funkcji honorowych, co miał uczynić na piśmie ewentualnie listami poleconymi skierowanymi do poszczególnych instytucji. Zrzeczenia się miały być motywowane nadmiarem pracy. Do końca września pisma takie wysłał Powolny do centrali ZPwN w Berlinie oraz do Związku Polskich Towarzystw Szkolnych z siedzibą w tym samym mieście. Oba pisma zawierały zrzeczenie się godności honorowych .

 Przeciwko szybkiemu oddawaniu sprawy Powolnego do sądu niemieckiego – „póki pełni on jeszcze tyle funkcyj honorowych” - opowiadał się także dr Roman Staniewicz, dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ w Warszawie. W piśmie, skierowanym 30 września 1931 r. do konsula generalnego RP w Opolu wskazywał on, że będzie to możliwe „po wyjściu sprawy z obecnego stadium”, po uprzednich konsultacjach z Poselstwem RP w Berlinie.

 Aresztowanie Powolnego nastąpiło najprawdopodobniej w ostatnich dniach września 1932 r., gdyż niemieckie gazety lokalne z 30 września i 1 października tego roku („Allgemeiner Lokalanzeiger”, „Oberschlesische Volksstimme”, „Ostdeutsche Morgenpost”) „nadzwyczaj żywo” zajmowały się tym faktem . Zamieszczono w nich obszerne artykuły w „naczelnych” miejscach pod sensacyjnymi tytułami. Trudną sytuację Banku Polskiego łączono w nich jednoznacznie z defraudacją dokonaną przez dyrektora Powolnego, „podnosząc jego życie ponad stan” .

8 października 1932 r. do konsula generalnego RP w Opolu zgłosił się niejaki Wolf, obrońca aresztowanego Leona Powolnego, przyjął go attache Staniszewski. Wolf oświadczył, że zwraca się do konsula jako do osoby, której los Powolnego, jako działacza narodowego i gospodarczego nie może być obojętny. Ponadto konsul jako osoba, „która Powolnego darzyła swego czasu sympatią, trzymając nawet do chrztu jego dziecko” z pewnością zechce pomóc zaaresztowanemu dyrektorowi, który zdaniem adwokata był oczywiście niewinny. Owa pomoc miałaby polegać na pośrednictwie w zdobyciu od polskich kół mniejszościowych od 6 000 do 10 000 RM na kaucję, po wpłaceniu której Powolny mógłby wyjść z aresztu. Attache Staniszewski powiedział Wolfowi, że Powolnego nie zna, a po środki na kaucję należałoby się zwrócić raczej do kolegów i znajomych aresztowanego, nie zaś do polskiego Konsulatu Generalnego. Adwokat delikatnie zasugerował, że „Powolny, który rzekomo udzielać musiał poza wiedzą Banku pożyczek Związkowi Polaków [w Niemczech] i innym instytucjom narodowym , wobec opuszczenia go przez współrodaków i przyjaciół, będzie się starał wykazać, że wina nie jest wyłącznie jego”. Mimo to powiedziano mu, że „sprawa ta Konsulat Generalny nic nie obchodzi”. Następnie Wolf udał się do Marquardta, dyrektora Banku Rolników w Opolu, którego konsul Malhomme uprzednio dyskretnie poinformował o swoim desinteressement w tej sprawie.

9 listopada 1932 r., a więc w mniej więcej pięć tygodni po aresztowanie Leona Powolnego, do konsula generalnego RP Malhomme’a napisała żona defraudanta, Marta . Prosiła ona, aby konsul, używszy „swoich wpływów” pomógł jej uzyskać „posadę nauczycielki w szkole mniejszościowej” w Niemczech, bowiem, będąc dotychczas na utrzymaniu męża, utraciła obecnie wszystkie środki do życia, wpadając w nędzę wraz z dziećmi. W kolejnym liście, datowanym na 21 listopada 1932 r. ponawiała swoją prośbę dowiedziawszy się, że konsul Malhomme ma niebawem opuścić Śląsk. Precyzowała także, że wolałaby otrzymać posadę na miejscu, bowiem będąc obywatelką niemiecką nie miała pewności, że uda jej się uzyskać zatrudnienie w Polsce. Sprawę tą konsul zrelacjonował Poselstwu Polskiemu w Berlinie wskazując, że uważa ułatwienie p. Powolnej znalezienia posady nauczycielskiej za „ogromnie wskazane”. Wskazywał, że nie miała ona pojęcia o machinacjach dokonywanych przez jej męża, a ich ujawnienie było dla niej „zupełnie niespodziewanym ciosem”. Proponował nadanie jej posady nauczycielskiej w Westfalii lub w Prusach Wschodnich sugerując, aby Powolna występowała pod nazwiskiem panieńskim Kańtecka.

Jednak Poseł RP w Berlinie był przeciwny „zatrudnieniu p. [Marty] Powolnej na jakimkolwiek terenie w Niemczech”, skłonny był jednak do wystąpienia wobec władz krajowych o zatrudnienie jej w Polsce lub „na innych terenach emigracyjnych” . Jednocześnie konsula w Opolu prosił kilkakrotnie p. Powolną o dostarczenie świadectw ukończonych studiów i zaświadczeń z poprzedniej pracy w szkolnictwie. Ta jednak zwlekała uzależniając dalsze starania o uzyskanie posady nauczycielskiej od wyniku rozprawy sądowej przeciwko jej mężowi . Jednak ostatecznie 25 marca 1933 r. konsul Bohdan Samborski, kierownik Konsulatu Generalnego w Opolu przesłał Poselstwu RP w Berlinie odpisy „świadectw szkolnych i nauczycielskich” Marty Powolnej wraz z podaniem skierowanym do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (dalej MWRiOP) dwa dni wcześniej . Konsul prosił Poselstwo o „wyrobienie dla niej posady nauczycielskiej” gdyż Powolna „znajduje się tutaj istotnie w bardzo ciężkim położeniu materjalnem i wobec nieuchronnego skazania jej męża przez sąd na dłuższe więzienie znaleźć się może wraz z dziećmi w skrajnej nędzy”. Ponadto – jak pisał konsul – „p. Powolna oświadczyła, że nosi się z zamiarem rozwiedzenia się z mężem i ewentualnego powrotu do swego panieńskiego nazwiska” . W kwietniu 1933 r. M. Powolna otrzymała z konsulatu zasiłek w wysokości 100 RM .

3 maja 1933 r. odbyła się rozprawa przeciwko Leonowi Powolnemu, byłemu członkowi zarządu Banku Ludowego w Opolu. W akcie oskarżenia zarzucono Powolnemu dopuszczenie się trzech przestępstw: sprzeniewierzenia, fałszowania ksiąg i obejścia przepisów dotyczących konkursu (Konkursvergehen). Wysokość sprzeniewierzonej sumy według aktu oskarżenia wynosiła 78 000 marek. Prokurator żądał kary w wysokości 1.5 roku więzienia i 10 000 marek grzywny . Ostatecznie sąd wymierzył karę 1 roku pozbawienia wolności z zaliczeniem aresztu prewencyjnego oraz 2 000 marek grzywny z możliwością zamiany grzywny na areszt według stosunku 1 dzień aresztu za 50 marek. Sąd uznał, że nie ma ryzyka ucieczki skazanego, zatem wypuścił Powolnego na „wolną stopę” wskazując na przysługujące mu w przepisanym terminie środki odwoławcze. Konsul, relacjonując te wydarzenia stwierdził, że „sąd niemiecki przy rozprawie nie podnosił w najmniejszej mierze momentów politycznych, również prokurator w swej mowie nie ujawniał żadnych aluzyj, do których sprawa niniejsza z natury rzeczy mogłaby dać dość szerokie pole” . Postulował także, aby Powolny po odsiedzeniu kary został „usunięty z tutejszego terenu”. Jednocześnie popierał otrzymanie przez jego żonę posady nauczycielskiej wśród emigracji polskiej poza terenem Niemiec.

Wyrok w sprawie Powolnego wywołał żywy oddźwięk w prasie śląskiej. 9 maja 1933 r. konsul Samborski przesłał Poselstwu RP w Berlinie streszczenie najważniejszych wypowiedzi . Otóż brak 79 000 mkn (marek niemieckich) oskarżony tłumaczył niedopatrzeniem spowodowanym przepracowaniem. Odpierał stanowczo zarzut malwersacji, gdyż zarabiając 900 mkn miesięcznie posiadał wystarczające środki materialne do utrzymania siebie i rodziny. Braki kasowe mogły być – według niego - spowodowane fałszywym księgowaniem wpływów i stratami poniesionymi przez bank. Ponadto podsądny wyraził przypuszczenie, że kluczem do kasy mógł posługiwać się ktoś inny, ponieważ Powolny zagubił go kilka lata temu. Tenże w toku rozprawy wyjaśnił, że udzielał w swoim czasie pożyczek, których nie księgował, gdyż udzielał ich wbrew woli rady nadzorczej banku. Posiadał na potwierdzenie tych transakcji kwity, które jednak zaginęły, nie może więc sobie przypomnieć nazwisk dłużników. W sprawie samochodu zakupionego za 7 000 mkn Powolny oświadczył, że miał on służyć dla celów propagandowych, w związku z czym w części miał go sfinansować ZPwN. Licząc na to, Powolny otworzył sobie kredyt, jednak ostatecznie to on sam musiał pokryć całe koszty zakupu wozu, gdyż związek wycofał się jakoby „wskutek spadku liczby głosów polskich”.

Oskarżony przyznał się natomiast do fałszywego księgowania. Dyrektor Banku Polskiego Spychalski oświadczył, że Powolny pracował w tej instytucji od 1907 r. i do roku 1930 nie stwarzał żadnych problemów.

Występujący w charakterze rzeczoznawcy dyrektor banku (innego) D. Sydow oświadczył, że „wszystkie książki banku prowadzone były w sposób skandaliczny, tak, że w niektórych wypadkach nie mógł on sam z powodu nieporządku zorientować się w księgowaniu” . Niemal na każdej stronie były omyłki w dodawaniu. Zupełnie niewystarczające były kontrole Rady Nadzorczej, co znacznie opóźniło wykrycie sprzeniewierzenia.

W połowie czerwca 1933 r. powrócono ponownie do sprawy znalezienia zatrudniania dla p. Marty Powolnej . Zwróciła się ona bowiem ponownie o przyznanie jej posady nauczycielskiej, tym razem już w Polsce, wobec niemożności uzyskania takowej na „terenie niemieckim” . W końcu lipca konsul generalny RP w Opolu otrzymał od Poselstwa RP w Berlinie informację, że „MWRiOP poleciło Kuratorium Okręgu Szkolnego Poznańskiego zatrudnić p. Martę Powolną w szkolnictwie w Polsce” . Wreszcie 4 listopada 1933 r., po wymianie wielu pism wyjaśniających i ponaglających, Poselstwo RP zawiadomiło opolski konsulat, iż p. Powolna ma „niezwłocznie zgłosić się u inspektora szkolnego w Koźminie celem objęcia posady nauczycielskiej” . 8 listopada Kuratorium Okręgu Szkolnego Poznańskiego zawiadomiło Konsulat w Opolu, że „Powolna ma się zgłosić natychmiast u inspektora szkolnego w Ostrzeszowie” . Z kolei w o dzień wcześniejszym w piśmie kuratorium poznańskiego do Konsulatu w Opolu znajdujemy informację, że dla M. Powolnej zarezerwowano posadę nauczycielki kontraktowej w 3-klasowej publicznej szkole podstawowej w Polskich Olędrach w powiecie krotoszyńskim .

1 grudnia 1933 r. Konsulat Generalny RP w Opolu wystąpił do Dyrekcji Ceł w Poznaniu o zezwolenie na zwolnienie z opłaty celnej rzeczy ruchomych należących do M. Powolnej, która przesiedlała się do Polski i 10 grudnia tegoż roku miała objąć wreszcie posadę w Polskich Olędrach . 5 grudnia 1933 r. poznańska Dyrekcja Ceł upoważniła Urząd Celny w Zdunach do „wykonania wolnej od cła odprawy używanych rzeczy przesiedlenia […] stanowiących własność Marii Marty Powolnej stale osiedlającej się w miejscowości Koźmin powiatu krotoszyńskiego” . Jednocześnie nakazywano przeprowadzić ścisłą rewizję wwożonych rzeczy, gdyż w przypadku, gdyby między rzeczami używanymi znalazły się nowe, należało pobrać za nie „bezwzględnie przypadające opłaty celne” .

27 września 1934 r. – a zatem, jak się wydaje, po odsiedzeniu kary – Leon Powolny skierował do Konsulatu Generalnego RP w Opolu obszerny list w którym skarżył się, że oficjalnie odmówiono mu wizy do Polski. Nie podano mu także przyczyny tej odmowy, jednak wiązał ją on z jakąś sprawą sądową o zapłacenie długów, którą wytoczył niejakiemu panu Szczepaniakowi, pracownikowi ZPwN. Niewątpliwie był to ciąg dalszy sprawy wyżej opisanej malwersacji.

Na tym kończą się dokumenty dotyczące sprawy Powolnego, które przebadałem.

Podsumowanie

W opinii konsula Malhomme’a m. in. „nadużycia Powolnego” miały wpływ na coraz gorsze wyniki wyborcze mniejszości polskiej na Śląsku Opolskim, a także utrudniały prace „nad wytworzeniem elity kierowniczej”, której tak brakowało tutejszym Polakom . Istniały podejrzenia, że „sprawa Powolnego” wpisywała się w niemiecką akcję przeciwko polskiej inteligencji, gdyż właśnie w okresie od 11 marca do 11 kwietnia 1933 r. „polska służba konsularna w Opolu odnotowała aż 86 przypadków wystąpień przeciwko Polakom oraz 16 przypadków terroru wobec polskich Żydów” . Odebrano także wtedy praktykę lekarską J. Kwoczkowi, jedynemu polskiemu lekarzowi prowincji śląskiej. Czy zatem Powolny padł ofiarą niemieckiej akcji odwetowej lub prowokacji? Moim zdaniem nie.

Można także zapytać, czy L. Powolny, podobnie jak duże grono polskich działaczy w Niemczech, był współpracownikiem lub funkcjonariuszem Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, zajmującego się m. in. wywiadem i kontrwywiadem. Wiadomo, że np. konsul Malhomme otrzymał nominację za przyzwoleniem dyrektora Departamentu Konsularnego MSZ, z którego pomocy korzystała warszawska Ekspozytura nr 2, będąca „emanacją” „dwójki” . Sprawy te domagają się szczegółowego zbadania, jednak należy raczej wykluczyć, aby Powolny dokonał defraudacji na polecenie (bądź chociażby za wiedzą) polskiego wywiadu lub kontrwywiadu. Sprawie polskiej na Śląsku Opolskim nie przysłużyło się to w żadnej mierze – sam Malhomme ubolewał z powodu „nadużyć Powolnego”, o czym wspomniano wyżej.

Co zatem powodowało Leonem Powolnym? W pełni wiedział to oczywiście tylko on sam, jednak wydaje się, że dopuszczenie się defraudacji było jego własnym pomysłem. Dodać tutaj należy, że przypadek Powolnego nie był wcale odosobniony. Mniej więcej w tym samym czasie podobnej malwersacji dokonał dr Klemens Śliwiński, dyrektor Banku Rolników w Opolu, instytucji ściśle współpracującej z Bankiem Ludowym, w którym pracował Powolny . Ukradł on 26 731, 60 zł i 4 000,00 RM, a jego rozprawa sądowa miała miejsce 9 marca 1932 r. w Katowicach . W 1931 r. wyszła na jaw malwersacja dokonana przez Eryka Wyciska, kasjera Banku Ludowego w Raciborzu, współpracującego w przestępczym procederze z niejakim Józefem Warzechą . Jak już wyżej wspomniano, rozważano skierowanie tej sprawy do sądu, gdyż, jak argumentowano: „Za wytoczeniem procesu przemawia ta okoliczność, że bezkarność nadużyć popełnionych w instytucji polskiej w Niemczech jest fatalnym przykładem, zachęcającym do nieuczciwości elementy mniej odporne moralnie” . Jednakże zdawano sobie sprawę z tego, iż „przeciw wytoczeniu postępowania sądowego przemawia to, że ewentualne wkroczenie prokuratora niemieckiego i zażądanie przez niego ksiąg i korespondencji Banku Ludowego w Raciborzu może dać władzom niemieckim do rąk materiały dotyczące kredytów płynących z Polski, a być może także informacje i pomocy materialnych o charakterze subwencyjnym, gdyż na ostrożności polskich instytucji w Niemczech polegać pod tym względem nie można” . W. Jędrzejewicz, dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ w Warszawie przychylał się do odstąpienia od wdrożenia dochodzeń sądowych przeciwko defraudantom „ze względu na wybitnie polityczny charakter sprawy” . Ostatecznie do wytoczenia sprawy nie doszło, a sprawcy nie zostali ukarani.

Na podobną bezkarność mógł zapewne liczyć Powolny, co jednak ostatecznie się nie zdarzyło, gdyż został pociągnięty do odpowiedzialności. Z pewnością jednak taka możliwość osłabiała jego „odporność moralną”. Ponadto zatrudniający go bank miał wobec niego znaczne zobowiązania finansowe, wobec czego defraudant mógł dojść do wniosku, że sam sobie może przecież „wypłacić” należne mu kwoty. Jako dyrektor instytucji mógł uczynić to z łatwością, pozostając praktycznie poza kręgiem podejrzanych. Oczywiście, do czasu. Te i inne zapewne przyczyny spowodowały, że wybitny działacz narodowy stał się złodziejem. Po to, aby po pewnym czasie znowu stać się autentycznie nieugiętym bojownikiem sprawy polskiej, za nią ponieść męczeńską śmierć i jako bohater przejść do historii. Któż wie, co mieszka w człowieku?

Streszczenie

W artykule Leon Powolny. Bohater walki o polskość Śląska Opolskiego czy defraudant? ukazano jeden z mniej znanych epizodów z życia tego zasłużonego bojownika o polskość Śląska Opolskiego. Powolny – jak wskazują na to materiały źródłowe – był także złodziejem, defraudantem, który okradł bank, w którym pracował. Przez niemiecki wymiar sprawiedliwości skazany został na karę więzienia i tę najprawdopodobniej odbył. Po czym dalej funkcjonował w ruchu mniejszościowym na eksponowanych stanowiskach, był dowódcą struktur konspiracyjnych podczas II wojny światowej i zginął śmiercią męczeńską w niemieckim więzieniu w Brandenburgu, gdzie ścięto mu głowę toporem. Na pytanie, jak można było pogodzić te dwie postawy, autor z pokorą odpowiada: nie wiem! Być może szerzej zakrojone badania archiwalne pozwolą odpowiedzieć na tak postawione pytanie.

W tekście ukazano także malwersacje dokonane przez dra Klemensa Śliwińskiego, Warzechę i Wyciska.

Summary

In the paper „Leon Powolny. Hero of fight for Polishness of Opole Silesia or defrauder?” one of fewer known episodes was presented from the honoured fighter for the Polishness of Opole Silesia. Leon Powolny – as the source materials indicate – was also a thief, defrauder who robbed the bank in which he worked. By the German jurisdiction he was sentenced to imprisonment and he most likely served that sentence. Afterwards he functioned in the minority movement at exposed posts, he was a commander of the conspiracy structures during the Second World War and he died a martyr’s death in the German prison in Brandenburg where his head was cut off by means of an axe. On the question how to bring together those two attitudes, the author with humility answers: I do not know! Perhaps wider developed archive research will allow replying such a question asked.

Bibliografia

Cygański M., Hitlerowskie prześladowania przywódców i aktywu Związku Polaków w Niemczech w latach 1939 – 1945, „Przegląd Zachodni” 4 (1984), s. 23 i n.;

Dermin R., Działacze Związku Polaków w Niemczech na Śląsku Opolskim w kartotece opolskiego gestapo, „Studia Śląskie” t. XXII (1972), seria nowa, s. 242;

Kempa W., Armia Krajowa na Opolszczyźnie (część pierwsza), https://www.magnapolonia.org/armia-krajowa-na-opolszczyznie-czesc-pierwsza/, dostęp 24 kwietnia 2019 r.

Lehr H., Osmańczyk E. J., Polacy spod znaku Rodła, Warszawa 1972;

Masnyk M., Dzielnica I Związku Polaków w Niemczech (1923 – 1939), Opole 1994;

Osmańczyk E. J., Wisła i Kraków to Rodło, Warszawa 1985;

Połomski F., Położenie ludności żydowskiej na Śląsku po dojściu Hitlera do władzy, „Studia Śląskie” 11 (1967), s. 55-72;

Senft S., Warunki niezależności ekonomicznej mniejszości polskiej na Śląsku Opolskim, „Pogranicze. Polish Borderlands Studies”, t. 3, nr 1 (2015) s. 57-67,


Zwykły człek. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura