Leonardo Leonardo
1390
BLOG

NOTES PODRÓŻNY – Podróż do Mordoru cz.2 (Rosja, kwiecień)

Leonardo Leonardo Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Będąc dwa miesiące wcześniej w RPA zwróciłem uwagę na wzmocnione ogrodzenia wokół bogatych domów. Sprawiały one, że można było poczuć się trochę nieswojo, podejrzewając, iż są znakiem istniejącej tam przestępczości. No nie wiem – przebywając pod Moskwą należałoby by więc pewnie popaść w panikę.

Pogrodzone jest wszystko, co się da. Ogrodzone są domy i place firm. Każdy blok mieszkalny ma swój własny wysoki płot dookoła z bramką na elektromagnes. Każdy parking czy wjazd pod firmowy budynek ma szlaban i budkę strażnika, przy której całkiem często znajduje się także zagroda z wielkim, brzydkim jak noc kundlem.

O ile jeszcze obszary zamknięte w ten sposób są jeszcze jakoś tam utrzymane, to przestrzeń publiczna jest katastrofą. Nie ma oświetlenia, drogi są pełne dziur, brak chodników, pobocza brudne i zaśmiecone. Znam dobrze tę sowiecką mentalność: wspólne znaczy niczyje. I myśmy jej doświadczyli w pewnym zakresie w Polsce, ale patrząc na to, co się tutaj dzieje odnoszę wrażenie, żeśmy się już jednak z niej wyzwolili.

Oczywiście, pewnie kluczową rolę odgrywają tu pieniądze, a raczej ich brak. Widać na oko, że jest to kraj wielkich kontrastów. Wskaźnik Giniego dla Polski wynosił w 2009 r. 34,1, co lokowało nas w okolicy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Grecji, Nigru i Albanii. W tym samym roku Rosja miała wskaźnik 40-42 (w zależności od źródła). Ale jednak nie tylko o nierówności społeczne chodzi. Stany Zjednoczone mają wskaźnik Giniego na poziomie 45, a jednak takiej biedy i zaniedbania w przestrzeni publicznej nie widziałem tam nigdzie, jaką zobaczyłem dwadzieścia kilometrów od Moskwy.

Porównując Rosję z Polską nie zapominajmy też, żeśmy w ostatnim czasie otrzymali niebagatelne środki z funduszy pomocowych Unii Europejskiej, co w znaczący sposób zmieniło wygląd polskich miast i wsi. Ale też chyba jednak ludzie chcą, żeby było lepiej i ładniej, przynajmniej tam, gdzie mają coś do powiedzenia. Pewnie kolejną sprawą jest to, że nie znajduję się w kraju demokratycznym, tu ludzie dalej przecież nie są w żadnym zakresie podmiotem władzy.

Osiedle, na którym znajduje się hotel, wygląda tak, jakby wszystko było w upadku. Ohydne bloki mieszkalne z białej cegły silikatowej, wydeptane podwórka, uliczki pełne dziur i bez chodników, trzeba wykonywać wciąż dziki slalom między jeżdżącymi w dowolny sposób samochodami i błotnistymi kałużami. No nie wiem, nie może chyba być aż tak źle, że nie da się załatać tych dziur, w których można zgubić koło?! Ale Żanna na przykład jeździ Volvo XC60, inne samochody na osiedlu też nie są wiele gorsze. Tu – prywatne, tam – publiczne, to jest cała różnica.

2013-04 Lenin wiecznie żywy

*

Kolacja na cześć gości zagranicznych (czyli nas).

Rosjanie są ludźmi, którzy lubią się bawić. Lata praktyki w nadużywaniu alkoholu wykształciły pewne, całkiem rozsądne obyczaje, takie jak picie tylko na toast. Nie to, żeby miało to jakoś przeszkadzać w upiciu się do nieprzytomności gdyby ktoś miał taką wolę, ale wprowadza podstawowy ład i jakiś kulturowy szkielet, który przynajmniej stwarza wrażenie, że to wszystko nie jest tylko bezładnym prymitywnym chlaniem wódy.

Generalnie są to ludzie przyjaźni, trochę sentymentalni. Chropowaci, ale spod spodu przebija zaskakująca niekiedy łagodność (nie przeszkodziłaby ona jednak w okazywaniu okrucieństwa gdyby zaistniały ku temu stosowne okoliczności, co zostało dowiedzione przez siedemdziesiąt lat komunizmu).

Przy tej ich całej łagodności i dobroduszności, toasty są jak powiew mrozu. Co drugi wznoszony przez Rosjan toast to toast za: Rosję, rosyjską naukę, rosyjski naród, rosyjski przemysł, i tak dalej. Jakoś nie przypominam sobie, by na prywatnych czy służbowych imprezach w Polsce pito za nasz naród czy państwo. Pod tym względem Rosjanie przypominają mi trochę Lietuvisów, równie zacietrzewionych i nacjonalistycznych. O ile jednak Lietuvisi to mała populacja i niewiele mogą, o tyle jeśli mówimy o ponad stumilionowym narodzie z taką, a nie inną historią,, to nawet przy takich toastach można poczuć zimny dreszcz na plecach.

Ani małe, ani duże narody nie są wolne od frustracji. Myślę bowiem, że poza wbudowanymi już w umysł człowieka sowieckiego odruchów myślowych i propagandowych klisz, głównie chodzi o frustrację. Lietuvisów frustruje historyczna przewaga Polaków i Litwinów w prawdziwym sensie tego słowa (jako obywateli Wielkiego Księstwa Litewskiego), aktualny rozmiar i potencjał gospodarczy Polski, a także samo istnienie polskiej (litewskiej) mniejszości, która nie jest napływowa, lecz czuje się w prawie do uznania obecnego terytorium Lietuvy za swoją ojczyznę, co odbiera temu państwu legitymację, jako państwu etnicznie żmudzkiemu, które zaledwie podszywa się pod wielką historię innego wielkiego państwa, które istniało na tych terenach.

W przypadku Rosjan źródłem frustracji jest przede wszystkim upadek imperium. Chodząc po brzydkiej Moskwie, oglądając te wszystkie leniny i czerwone gwiazdy (w tym nad Kremlem), eksponowane także dzisiaj płaskorzeźby z sierpem i młotem – zrozumiałem, że w Rosji panuje pełna ciągłość ze Związkiem Radzieckim. Nie tylko prawna (z tym mamy do czynienia i w Polsce, nad czym ubolewam), ale przede wszystkim mentalna. W przeciwieństwie do innych narodów imperium i ich satelitów, Rosjanie uważają, że Związek Sowiecki był ich państwem. Może złym, okrutnym i nieludzkim – co nie było niczym nowym w rosyjskiej historii i tradycji – ale ich. Mimo prześladowań i biedy, ci ludzie czuli kiedyś dumę z Gagarina, sowieckich sportowców, głowic atomowych itd. Rozmach przygotowań do święta pierwszego maja, a potem do dziewiątego maja, który jest tu obchodzony jako Dzień Zwycięstwa – oszałamia. Wojna toczona przez sowieckie imperium, która doprowadziła do śmierci dziesiątków milionów Rosjan i wtrącenia połowy Europy pod jarzmo nieludzkiego systemu politycznego, jest dla Rosjan ich Wojną Ojczyźnianą, która pokazała – za straszną cenę – że ich państwo może być wielkie i groźne.

Dzisiaj to jest źródłem frustracji. Bo państwo teraz, mimo że nadal wielkie i bywa, że groźne, jest tylko cieniem dawnego imperium. Niewydolne gospodarczo, niedemokratyczne, z oznakami upadku cywilizacyjnego i przepaścią do Zachodu, a nawet do krajów takich jak Estonia czy Polska, w kryzysie demograficznym. Bo Rosjanie zasługują na więcej. Przy czym to „zasługują” nie jest tu motywowane jakimiś szczególnymi predyspozycjami, cechami charakteru czy oceną pracowitości i uczciwości. Rosjanie „zasługują”, bo są Rosjanami, bo mają wielką historię, bo zamieszkują wielkie państwo. Prawdziwym dramatem jest fakt, że to państwo ma broń atomową i zasoby surowców naturalnych. Gdyby nie gaz i złoto oraz rakiety, już dawno mielibyśmy w tym miejscu kilka państw lokalnej wielkości, leżących na terenie zdewastowanym działaniami wojennymi, przy których Bałkany byłyby tylko epizodem. Rosjanie oczywiście w swojej masie nie analizują tego w ten sposób, ale czują to przez skórę.

2013-04 Duma

Leonardo
O mnie Leonardo

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Rozmaitości