Miałem już nie pisać o codziennej polityce, bo babranie się w brudach, to jednak babranie się w brudach. Ale kilka wypowiedzi z ostatnich dni aż się prosi, żeby je skomentować.
Zacznijmy od blogerów Salonu24. Pisałem niedawno o gloryfikowaniu tu wyrażeń rodzaju „kozie syny”. No i nic. Istnieją dalej. Na obrazku widać jednak, że taki język mierzi nie tylko biczujących się oszalałych lewaków. Na szczęście.

Zostawmy blogerów i popatrzmy na ministra. Oto co on ma do powiedzenia na temat krytyki Polski ze strony przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Otóż przewodniczący jest Niemcem i to według naszego ministra w dyskusji jest najważniejsze.
„Kolejny przykład niemieckiej buty. Tak to trzeba nazwać. Rozmawiamy w Warszawie. Warszawa została przez Niemców zniszczona. Na Woli 50 tys. ludzi, kobiet, dzieci wymordowali funkcjonariusze państwa niemieckiego. I co? Ja myślę, że takiej wypowiedzi, w stosunku do Izraela, pan Martin Schulz by nie sformułował. To też świadczy o naszej pozycji na arenie międzynarodowej. Słabej pozycji. A kiedy spojrzymy na nasze relacje gospodarcze: my jesteśmy podwykonawcami dla gospodarki niemieckiej. Konkurujemy tanią siłą roboczą. Niemcy doskonale sobie radzą w Polsce.”
A teraz zagadka czego dotyczy spór? Ani chybi: między Unią Europejska, Izraelem i Polską toczy się jakaś ostra dyskusja dotycząca II wojny światowej. A najpewniej wpływu tej wojny na współczesną gospodarkę. Bo to o tym przecież mówił minister M. Błaszczak – nieprawdopodobne, żeby minister mówił nie na temat.
Ale wszystkich pobija prawicowy dziennikarz P. Skwieciński. Otóż jak się można domyślać z treści jego artukułu, koniecznie chce on wstąpić do jakiegoś wojska, żeby zabijać. I to na dużą skalę, nie tam parę osób, ale dużo. Nie wiem czy inni niepokorni też pałają taką żądzą mordu. A może redaktora nie opanowały jednak zabójcze instynkty? Może chce on zabijać zupełnie na chłodno?
„(…) po piąte – doraźnie równie ważne jak walka z przyczynami agresji jest to, żeby zabijać. Żeby zabijać na odpowiednio wielką skalę. Zabijanie samo w sobie nie rozwiąże problemu. Ale zmniejsza dynamikę jego zaostrzania. Bo ten, kto nie zabija na odpowiednią skalę, w świecie wojen po prostu nie jest odbierany jako poważny zawodnik. Ale przede wszystkim – zabijanie odstrasza. Oczywiście na ten argument jest standardowa odpowiedź: wcale tak nie jest, zabijanie wywołuje jedynie chęć zemsty. Ale to nie do końca prawda. Na jednego młodzieńca, który, kiedy zginą jego koledzy, w jakiś sposób bardziej niż on bliżsi wejściu na drodze walki z Zachodem, chcąc ich pomścić wstąpi w szeregi dżihadystów przypada paru, którzy owszem, będą w takich okolicznościach bardzo krzyczeć i szczerze przeżywać śmierć rówieśników, ale się cofną. Ze strachu po prostu. Taka jest natura zdecydowanej większości ludzi, niezależnie od wyznawanej religii.”
Ktoś poleci redaktorowi wPolityce jakąś jednostkę wojskową, gdzie będzie mógł realizować swoje pomysły?
P.S.
Jeszcze o wyliczance p. Skwiecińskiego: Tak się składa, że w naszym Dekalogu punkt piąty też się tyczy zabijania. Że mu się to nie gryzie? Zapewne ci niepokorni, dzięki duchowemu wsparciu, lepiej rozumieją znaczenie Pisma ode mnie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo