Dawno, dawno temu byłem sobie uczniem pierwszej klasy ośmioklasowej szkoły podstawowej. W ramach jednej z lekcji nauczycielka opowiadała o zwyczajach wigilijnych. Objaśniała nam, skąd wziął się pusty talerz na wigilijnym stole. Jakbyście nie wiedzieli, to wam powiem: W dawnych czasach (takich przed PRL-owskich) w Polsce było dużo biednych ludzi, żebraków, którzy chodzili od domu do domu i żebrali - to się nazywało dziadowanie. W czasie świątecznym, organizowano dla nich posiłki, żeby całkiem nie pomarli. No i to puste miejsce przy stole miało przypominać nam o starym zwyczaju pomocy dla najbiedniejszych.
Hmm… Rodzice w domu mówili co innego. Ma to być symbol naszej gotowości do przyjęcia osoby, która z dala od domu, samotna, nie ma szans na godne świętowanie. Bo w takim dniu nikt nie powinien być sam.
W zeszłym roku w czasie okołoświątecznym syn zadał mi dziwne pytanie: „Tato, którego umarłego z naszej rodziny lubiłeś najbardziej, bo ja muszę kogoś wybrać”. Zadanie trudne, bo na szczęście wszyscy dziadkowie, babcie, wujkowie i ciocie syna jeszcze żyją. Pradziadków nie zdążył poznać, więc nie bardzo ma wybór. Spytałem więc, po co mu to. Objaśnił, że pani katechetka na lekcji religii tłumaczyła, iż puste nakrycie przeznaczone jest dla kogoś nieżyjącego z rodziny, na przykład przodka. No i właśnie mieli sobie wybrać kogoś umarłego, żeby pusty talerz na wigilijnym stole nabrał sensu.
Ciekawe czy w tym roku samotny wędrowiec znów przegra z umarłym przodkiem, jak kiedyś przegrał z dziadującym żebrakiem. Ostatnio o uchodźcach nieco ucichło, nastroje antyimigranckie zelżały, więc tegoroczna „wersja prawdy” może znów się zmienić.
Inne tematy w dziale Rozmaitości