Lewica24 Lewica24
1188
BLOG

Agata Czarnacka: Emerytalna walka klas

Lewica24 Lewica24 Polityka Obserwuj notkę 19

 Proponuję, żebyśmy wrócili do pojęcia „walki klas”. Mój piątkowy rozmówca w radiu Tok FM, redaktor Cezary Gmyz, bardzo się na to oburzył. Zaczał nawet coś mówić o milionach wymordowanych przez Stalina - choć nie jestem pewna, skąd mu się wziął taki związek logiczny. Jestem za to pewna, że jeśli tego nie zrobimy i nadal będziemy uprawiać ekonomię, jak się ją wykłada na wielkich uczelniach, czyli taką, gdzie podstawowym kryterium jest zysk już nawet nie przedsiębiorstwa, co akcjonariuszy, stracimy z oczu tych, na których opiera się gospodarka.

 

Priorytetem rządu w reformie emerytalnej jest, by na pewno nie powiększyć kosztów pracy. W języku "klasycznej" ekonomii neoliberalnej brzmi to nawet rozsądnie. Co wiecej, pod tym względem reforma jest pomyślana świetnie – koszty pracy nie tylko nie wzrosną, ale niemal na pewno zmaleją. Zobaczmy jednak, co to znaczy:

 

Kosztem pracy jest to, co pracodawca wydaje na pracownika – wynagrodzenie netto, podatki i składki odprowadzanie w imieniu pracownika, udział pracodawcy w składkach pracownika i kilka innych opłat, przewidzianych ustawą, np. fundusz pracowniczy itd.

 

W związku z cywilizacyjnym podniesieniem się długości życia wydłuża się okres pobierania emerytury, a jednocześnie automatycznie zwiększa się liczba emerytów. Obecne 19,52% wynagrodzenia od każdego pracującego (60% ludzi w wieku produkcyjnym, tj. 18-59 dla kobiet i 18-64 dla mężczyzn) nie wystarcza na wypłatę emerytury każdemu emerytowi. Reforma z 1999 r. miała zmierzać w stronę zindywidualizowania kont emerytalnych. Każdy miał mieć trzy skarbonki – pierwszy, drugi i trzeci filar – do których wrzucano odpowiednio podzieloną składkę; docelowo pierwszy, tzw. solidarnościowy filar miał się indywidualizować – miało to być lekiem na starzenie się społeczeństwa i nieodtwarzanie się pokoleń. Reforma ta zawiodła, gdyż zanim obiecujące kokosy fundusze emerytalne zdążyły się sprawdzić, uderzył w nie kryzys finansowy.

 

Widzimy jednak, że zaburzenie równowagi systemu emerytalnego można rozwiązać na więcej niż jeden sposób. W kontekście tendencji w strukturze zatrudnienia (od 44 roku życia odsetek bezrobotnych w każdym roczniku nieubłaganie wzrasta) wydłużanie wieku emerytalnego będzie służyło nie tyle aktywizacji zawodowej seniorów, co raczej odbieraniu uprawnień emerytalnych i pompowaniu trwałego bezrobocia.

 

Kiedy Polakom odbierze się możliwość zadbania o zdrowie wystarczająco wcześnie, również średnia wieku zacznie spadać – w końcu na zaleczanie poważnych chorób trzeba mieć czas, kiedy jeszcze są one do opanowania. Bezrobotni dysponują czasem, nie dysponują jednak – po pierwszym okresie zarejestrowanego bezrobocia – ubezpieczeniem gwarantującym dostęp do służby zdrowia. Dla osób z mniejszych miast czy wsi konieczność dłuższej pracy w kontekście degradacji sieci placówek ochrony zdrowia może wręcz oznaczać wyrok śmierci. W przypadku bardziej skomplikowanej diagnostyki będą musiały zwalniać się z pracy na cały dzień, żeby dojechać do najbliższego miejsca, gdzie robi się takie badania... A jeśli takich zwolnień będzie kilka w miesiącu?

 

Mówi się, że utraciliśmy „demograficzną dywidendę”, tzn. nadwyżkę wpływów do systemu ubezpieczeń wynikającą z liczebnej przewagi młodszego pokolenia nad starszym. Ale czy nie wystarczyłoby zadbać o program aktywizacji zawodowej i tworzenia miejsc pracy dla młodych ludzi? Co ma większy sens? Działanie na rzecz zatrudnienia 20% młodych ludzi, którzy nie są w stanie – nie z lenistwa, z przyczyn strukturalnych – znaleźć pracy, czy wytwarzanie kolejnych bezrobotnych przez wydłużanie wieku produkcyjnego?

 

I wreszcie punkt ostatni. Dlaczego nie powiększyć składki emerytalnej, ustawowo zobowiązując zarazem do utrzymania wynagrodzeń netto na dotychczasowym poziomie. Ewentualnie – wymusić wzrost wynagrodzeń, na podstawie których w końcu nalicza się te składki? Zarówno koszty pracy, jak i wynagrodzenia netto należą w Polsce do najniższych w Unii Europejskiej, podczas gdy koszt życia pnie się w górę i dziarsko dogania zachodnich kolegów.

 

Czy dlatego, że rozmontowanie polskiego przemysłu i brak ochrony małych i średnich przedsiębiorstw sprawiają, że polska gospodarka jest całkowicie zależna od bezpośrednich inwestycji zagranicznych, a decyzję o nich podejmują mieszkający wszędzie i nigdzie analitycy na podstawie przedstawianych przez rządy tabelek, gdzie jest taniej?

 

Czy właśnie po to planuje się poszerzanie szeregów bezrobotnych, by w desperacji, zmuszeni do tego jedyną opcją dostępu do ubezpieczenia zdrowotnego, zatrudniali się za wynagrodzenia na granicy przeżywalności?

 

Czy tak nasz rząd chce stymulować polską gospodarkę?

Lewica24
O mnie Lewica24

Chcemy odnowy języka, końca symbolicznej dominacji prawicy, neoliberałów i technokratów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka