Lewica24 Lewica24
1151
BLOG

Czarnacka: Nowe otwarcia, co z zamknięciami?

Lewica24 Lewica24 Polityka Obserwuj notkę 19

Bardzo podobało mi się, jak Janusz Palikot trochę się wygadał podczas sobotniego wiecu. Opowiadał o telefonie od Millera – lider Sojuszu miał mu zaproponować wystąpienie przeciwko faszyzmowi jako okazję na to, by wreszcie wystąpić razem. To ładna historia, która sporo mówi o tym, co to znaczy być prawdziwym politykiem. Sądząc zresztą po jednogłośnym entuzjazmie po obu stronach, Sojuszu i Ruchu, na ten telefon czekali chyba wszyscy.

 

Co ciekawe, podobny ferment, chęć jednoczenia się i zmiany, widać we wszystkich właściwie środowiskach lewicowych, także na zazwyczaj rozproszonym i skonfliktowanym skrzydle lewicy radykalnej. O spotkaniu założycielskim myśli luźna facebookowa grupa Ruch Lewicy. Niedawno miało miejsce w warszawskiej siedzibie Zielonych spotkanie pod roboczym hasłem „Międzynarodówki Obywatelskiej Rewolucji dla Europy” (MORE). Po roku działalności chce walnego zgromadzenia sygnatariuszy krakowska Koalicja Postęp i Świeckość. Intensywnie spotyka się Zespół Parlamentarny FAIR, wbrew nazwie znacznie mniej parlamentarny niż radykalny i pozarządowy.

 

Odruchowy indywidualizm, uczulenie na cudzych liderów i niemal obsesyjne budowanie konfliktów programowych to – proszę mi wybaczyć te słowa – stałe tendencje polskich środowisk lewicowych, które przez kilkanaście lat moich obserwacji środowiska wiele osób dobrej woli zniechęciły do głębszego angażowania się w oddolną działalność polityczną. Duch trockistowski wnosi do polskiego aktywizmu duch rozliczeniowości, obowiązek moralnego oburzania się na wszystkich, którzy w oczach patrzącego „zgrzeszyli” albo „nie rozumieją”. Ludzie ludziom „nie podają ręki”. A najgłębsza przepaść dzieli naszych lewaków nie od PiS-owskiego senatora i byłego prezesa SKOK-ów, milionera Grzegorza Biereckiego, ale od socjaldemokracji – pod byle czyim przewodnictwem, żeby było śmieszniej.

 

Z kolei tendencje anarchistyczne – anarchizm był w Polsce w latach osiemdziesiątych i zaraz po przełomie tym, czym radykalna lewica w krajach, które nie zaznały demokracji ludowej – każą demaskować i eliminować naturalnie wybijających się liderów. Tyle że procesy permanentnej demokracji i kolektywnej decyzyjności da się kultywować, jeśli uczestnicy regularnie przychodzą na spotkania w pełnym składzie. Tak nie jest, zwłaszcza w zapracowanych dużych miastach. Decyzje więc de facto podejmują nie tyle osoby z talentem do podejmowania dobrych, inkluzywnych decyzji, ale ci, którzy mają czas być zawsze tam, gdzie się je podejmuje. Czy są to zawodowi rewolucjoniści? A czy mamy w Polsce choćby cień zapowiedzi rewolucji?

 

Starając się wzmacniać pluralizm na lewicy, z radością obserwujemy obecną dążność do łączenia się. Ogromną w tym zasługę mają rozmaite osoby – przede wszystkim posłanka Anna Grodzka i Piotr Ikonowicz, były poseł i lider Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Nieustannie organizują spotkania, przemawiają, moderują, proponują, umożliwiają. Warto, by ten wysiłek nie poszedł na marne.

 

Bo też niebezpieczeństwo jest poważne. Rozmawiałam z dawno nie widzianym przyjacielem, który poinformował mnie, że przestał odczuwać jakąkolwiek sympatię do publicystyki głównego nurtu. Ci ludzie – zapewniał – oderwali się od rzeczywistości. Jedyne, na czym się skupiają, to żeby nie napisać tego, co jest oczywiste: że stali się niepotrzebni. Dyskurs przesunął się na prawo. Prawda jest po stronie zamachu.

 

Na wiec ONR-MW w Warszawie przybyło mnóstwo ludzi – i nie wszyscy z nich to byli sfrustrowani emeryci czy jeszcze bardziej sfrustrowane dwudziestolatki z trądzikiem, jak lubimy sobie to wyobrażać. Byli tam dobrze ubrani mieszkańcy Warszawy i może innych miast, nie tylko członkowie klubów Gazety Polskiej, ale też ludzie, którzy szukali tam jakiejś prawdy o swoim świecie, prawdy, której mdły, wykastrowany, omowny i pseudo – chyba możemy to sobie już jasno powiedzieć – technokratyczny dyskurs centrowy chyba już od dawna nie widział na oczy. W tym poruszeniu, tej masie ciał, entuzjazmie – o! Tam była prawda. Prawda, która sama się wytwarzała w akcie. Zupełnie inna od prawdy w dobie cyfrowej reprodukcji kontentu TVN24, która mówi już tylko sama o sobie. Że jest.

 

Ten sam przyjaciel, M., zwrócił mi uwagę, że jeszcze niedawno względny monopol na opinię publiczną kosztuje w Polsce jakieś 450 mln zł, czyli tyle co Agora S.A. Redaktor Michnik jeszcze próbuje ten monopol ratować – świetnie czuje, skąd wieje wiatr, a strony „Gazety Świątecznej” wydają się być świetnymi żaglami. Ten wywiad, jak również wstępniak pod znamiennym tytułem „Są też uczciwi endecy”, wyznaczy przełom w polskiej mentalności i dyskursie. Jedno z dwojga: albo „GW” uda się utrzymać hegemonię opinii za cenę znacznego przesunięcia się w stronę „narodowców” (a wraz z nią przesunie się pewnie znaczna część dzisiejszej centrowej publicystyki), albo ten manewr się nie uda i monopol na prawdę Agory już niebawem nie będzie wart funta kłaków, a co dopiero pół miliarda.

 

Lewico, co Ty na to?

 

 

Agata Czarnacka

Lewica24
O mnie Lewica24

Chcemy odnowy języka, końca symbolicznej dominacji prawicy, neoliberałów i technokratów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka