Przystępuję do pisania tego odcinka w radosnym nastroju. I to nie ze względu na okres wielkanocny( pozdrawiam braci Prawosławian!!!), ale ze względu na wydarzenia ostatniej ligowej kolejki. Okazuje się, że sprawdza się stara prawda mówiąca o tym, że pieniądz przesłania myślenie i im więcej tych "papierków" się ma tym jest się coraz głupszy. I tak jest w przypadku naszego hegemona. Wystarczy tylko trochę pomyśleć, pogłówkować, a da się z tą "bestią" rozprawić, a już na pewno da się jej naspuć dużo krwi:-)
Byłem w ten weekend bardzo zajęty. Udało mi się na wyrywki obejrzeć dwa mecze. Pierwszy w piątek w Kielcach. Otóż okazuje się, że Pan Pskit, o którym mogę śmiało powiedzieć SĘDZIA PIŁKARSKI( i to nie dlatego, że mieszka w Łodzi), pokazał jak się obchodzić z grajkami specjalnie szkolonymi do pewnych zadań utrudniających grę. Twardo i na temat. I jak się wyeliminuje zachowania nie mające z futbolem za wiele wspólnego, to wtedy okazuje się, która drużyna naprawdę jest pilkarsko lepiej przygotowana do sezonu. Ciekawy też jestem czy sędzia ten dostanie jeszcze szansę w najbliższych meczach. Myślę, że dostanie, ale będą to pewnie "zawody o pietruszkę". Nie pamiętam też sytuacji z przeszłości, gdzie miałbym jakieś uwagi do Pana Pskita, nigdy nie rzucał się w oczy, ale jak widać jak trzeba zareagował. Podobnie zresztą Pan Siejewicz, który nie został uwzględniony do prowadzenia meczów w tej kolejce. Pan Hubert to pracownik Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku i znany jest tam z uczciwości. Pamiętam jego jeden błąd. W Poznaniu nie przyznał kilka lat temu karnego Lechowi w meczu z Legią. Nie wypaczył jednak wyniku, bo Lech ten mecz wygrał. A potem tak się na niego po meczu rzuciły te "automaty z c+", że sędzia mało co się nie rozpłakał, przepraszając z wielką pokorą za swój błąd. A że to była chyba Wielka Sobota to łaskawie mu wybaczono:-) Zwierzęta nie ludzie:-)
Kolejny mecz w Bielsko Biała. Gil już napalony, aż się trząsł do gwizdania.:-) Górale naładowani chcieli zmieść słabo grający ostatnio Śląsk. A tu proszę Wrocławianie wychodzą i spokojnie klepią "dziadka" i czekają sobie na rozwój sytuacji. I Górale i Gil nie wiedzą o co chodzi, bo to ani gwizdać ani rzucić się z premedytacją:-). Czekali, czekali i wyczekali. Udało im się przedostać pod bramkę. Wolny, chyba po interwencji bocznego. I wypracowali ćwiczony widać wielkorotnie na treningach manewr. A że Podbeskidzie na takie chytre manewry reaguje jak Pawlak z komedii "Kochaj albo rzuć" na posiłek na Batorym i nie czuje się komfortowo w takich sytuacjach to w osłupieniu pada brameczka. Wprawdzie potem wrócono do założeń przemeczowych i Górale rzutem na taśmę wyrównali, ale akurat w tym meczu Lenczyk pokazał jaki z niego cwany lis. Wielokrotnie wypowiadałem się, że nie mam akurat przekonania do jego metod treningowych, ale jeżeli chodzi o jego zmysł przechytrzenia rywali to widać, że on to potrafi. I jest to pewnie możliwe tylko w tej ligowej szmaciance, w innej lidze tak łatwo rywale nie dają się w konia zrobić, ale to daje Orestowi wysoką pozycję w tabeli wszechczasów polskiej ligi wśród trenerów.
Trzeci mecz oglądałem w całości oczywiście z trybun na al.Piłsudskiego. Wiadomo było, że "człowiek z gwizdkim" Piasecki ma przerypane u kibiców Widzewa, więc w tym meczu przybrał pozycję Pana Posła Garbowskiego z ostatniego meczu Widzewa z Ruchem. Chodził więc gdzieś w okolicach koła na środku boiska i lukał tylko w kierunku bocznych. A że boczny tym razem to był nie byle kto tylko sędzia międzynarodowy Pan Wierzbowski to nie śmiał podważać jego decyzji:-) Stąd karny dla Widzewa i nie uznana bramka dla Legii w końcówce na 2:1. Wprawdzie Kuciak powinien w końcówce wylecieć za faul poza polem karnym na "Big Benie", ale już nie można za dużo wymagać od Pana Piaseckiego:-). A poza tym ten mecz Widzew rozpoczął podobnie jak mecze z Polonią, Śląskiem czy na początku w Białymstoku. Był świetnie ustawiony i motorycznie przewyższał znacznie swoich rywali. Zwłaszca chyba początek meczu w Białymstoku z odskrzydlającym Rybickim w pierwszym składzie był namiastką tego co widzieliśmy w sobotę w meczu z Legią. I gdyby nie kapitalny jak na polskie warunki bramkarz w hegemonowym priorytecie to byśmy ten mecz wygrali. No chyba, że uaktywniłby się wtedy Piasecki. Widać jednak po tym, że hegemon ma też pewne granice odporności psychicznej i spasował na rzecz uczciwego liniowego. Tylko ta płyta. Coraz bardziej chodzi mi po głowie sabotaż, który niewątpliwie zaczął się od przymuszenia na rozegranie meczu w połowie lutego z Podbeskidziem na lodzie praktycznie. Taką trawę jednak można uhodować, zwłaszcza jak się ma aparautrę do podgrzewania pod boiskiem. Trudno więc logicznie wytłumaczyć to jak ta płyta wygladała.
Jeżeli chodzi o moje przypuszczenia i wróżby to chyba nic się nie zmienia. No może takie kwestie jak szukanie na siłę zespołu, który zechce zagrać od pierwszej rundy Pucharu UEFA. Czy tym zespołem będzie "Poznańska Lokomotywa"? Pasowałoby do mojej układanki:-) W końcówce bez zmian. Nadal uważam, że decydujący będzie mecz ŁKS-Bełchatów w przedostatniej kolejce. W pierwszej lidze tak samo, wszyscy jeszcze równo jadą, choć Rysiu Tarasiewicz powinien debiut wygrać.
Dzisiaj pozdrawiam radomskiego rodem, hegemonowe wyhodowane w szkółce trenerów dziecko szczęścia Pana Maciusia Skorżę, któremu pomachałem, bo siedział w sobotę na al. Piłsudskiego w jakiejś odległości nade mną. Nie widział jednak tego mojego gestu:-) Mój przyjaciel chciał nawet pójść po autograf, ale powiedziałem mu, żeby lepiej syna wysłał po podpis do Radka Mroczkowskiego, bo ten będzie miał większą wartość:-) On mi na to, że już go ma i syn kazał mu oprawić ten rys długopisem w ramki co zamierza zresztą w najbliższej przyszłości uczynić:-) Skorżę na szczęście odpuścił:-)
Inne tematy w dziale Rozmaitości