Littlefinger Littlefinger
855
BLOG

Czy Michnik przekona Polaków, że są potworami?

Littlefinger Littlefinger Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Do napisania tej notki skłoniła mnie rozmowa, na którą natknąłem się przypadkiem w internecie, a która wydała mi się niezwykle interesująca i pouczająca. Chodzi o wymianę zdań między redaktorami Jackiem Żakowskim z TOK FM i Pawłem Lisickim z "Do Rzeczy" na temat marca 68 roku. J. Żakowski powiedział wówczas: "Za dwa miesiące będziemy obchodzić 50 rocznicę 1968 roku, kiedy z Polski wygnano wielką społeczność żydowską, która przetrwała II wojnę światowa i Holocaust. To zrobili polscy rasiści." Na argumenty P. Lisickiego oraz prowadzącego dyskusję redaktora, że tę nagonkę antysemicką zrobili komuniści i że rzekomo rasistowskie polskie społeczeństwo niewiele miało z tym  wspólnego, że była to rozgrywka dwóch frakcji w obozie rządzących komunistów, J. Żakowski niezrażony kontynuował w tym samym duchu co poprzednio: "To, że 50 lat temu polscy rasiści wypędzili tych, którzy przetrwali Holocaust powoduje, że dzisiaj wiele osób na świecie patrzy na Polaków jako na społeczeństwo zagrożone rasizmem i agresywnym antysemityzmem i my mając to doświadczenie, musimy być bardziej precyzyjni w opisywaniu naszych relacji z mniejszościami, w tym z Żydami". Musze przyznać, że zdziwiła mnie naiwność P. Lisickiego, który podając znane powszechnie fakty na temat marca liczył, że jego interlokutor zmieni zdanie. Nie o fakty bowiem tu idzie, ale o narrację, opowieść, którą środowisko do którego należy red. Żakowski, a którego ideowym przywódcą jest Adam Michnik, które to środowisko określa się często jako Michnikowców,  opowiada już od bez mała prawie trzech dekad. Trzeba przyznać, że jest to na swój sposób piękna, urokliwa i niezwykle nęcąca opowieść, działająca na niektóre umysły jak młode, mocne wino. Jest to opowieść a nawet nie bójmy się użyć tego słowa bajka, opowiadana z niezwykłą barwnością i emocjonalną swadą przez dzisiejszych następców braci Grimm i Jana Christiana Andersena, opowieść o współczesnych Siłaczkach i doktorach Judymach,  o wspaniałych, szlachetnych idealistach, tolerancyjnych i nowoczesnych Europejczykach, niosących tu w kraju nad Wisłą światło postępu, cywilizacji i nowoczesności. Jest to godna podziwu misja, którą można ubrać w wiele pięknych literackich metafor, np o jasności, która rozprasza mroki, o kaganku wiedzy i oświaty, który rozprawia się bezwzględnie z nagromadzonymi przez wieki  pokładami ciemnoty i zacofania. Przyznam szczerze, że mi najbardziej podoba  się metafora o platońskiej jaskini, o ludziach którzy uwięzieni w niej i przykuci do ścian łańcuchami widzą tylko wyblakłe cienie, nędzną imitację rzeczywistości i dopiero dzięki wysiłkom naszych szlachetnych bohaterów uwalniają się z łańcuchów i mogą dostąpić oglądania rzeczywistości w pełnym świetle słonecznego dnia. A skoro już jesteśmy przy literackich porównaniach, to przychodzi mi na myśl pewien cytat z "Dziennika pisanego nocą" Gustawa Herlinga Grudzińskiego. Mówiąc o różnicy między pisarzami a literatami, autor porównał tych pierwszych do samotnych drapieżników chodzących własnymi ścieżkami a tych drugich do zwierząt stadnych i trawożernych lubiących się grzać w cieple innych.Bohaterowie naszej opowieści wydają mi się podobni do owych stadnych zwierząt lubiących ciepło i bliskość innych, podobnych sobie. Zresztą wymaga tego ich misja. Wiedzą, że są w mniejszości i muszą działać razem w celu realizacji swojego wzniosłego celu. Tak więc zgodzimy się, że jest to wspaniała bajka o mistrzach i nauczycielach,z poświęceniem niosących kaganek oświaty. Już gotowi bylibyśmy jej ulec, zanurzyć się w jej pięknej mitologii, gdyby nie pewien drobny szkopuł, mały szczegół, chociaż gdy  przyjrzeć mu się z bliska, okazuje się całkiem sporych rozmiarów. Otóż zza tego pięknego, ociekającego słodyczą różowego lukru co rusz wychyla się inna twarz, mniej urokliwa i nęcąca, a nawet powiedziałbym że odrażająca.  Gdy się bliżej przyjrzeć, to okazuje się że ci mistrzowie i nauczyciele wcale nie kochają swoich uczniów, co może dziwić, bo przecież reprezentuje idę tolerancji i nowoczesności. Powinni więc wykazywać się zrozumieniem i szacunkiem, być partnerami i przewodnikami i podchodzić z czułością do problemów swoich wychowanków, tak jak to jest przyjęte w nowoczesnej szkole. Oni natomiast bardziej przypominają belfra z jakiejś dziewiętnastowiecznej szkoły, chodzącego pośród ławek z linijką w ręku i z surowym, marsowym wyrazem na twarzy, belfra który nie lubi swoich uczniów, tej rozwrzeszczanej niekarnej gromady, a wręcz przeciwnie odczuwa do nich pogardę a nawet nienawiść.

Tak. Ci wspaniali Europejczycy z Gazety Wyborczej, których głos jest tak mocno słyszalny, od czasu kiedy odbyli w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku swój wielki i zwycięski marsz przez instytucje, zdobywając dominującą pozycję w mediach, na uniwersytetach, w środowiskach prawniczych i artystycznych nienawidzą polskiego społeczeństwa a ich odczucia można określić jako mieszankę strachu i pogardy. Wyrażali to wielokrotnie w przeciągu tych minionych trzech dekad. Ale najbardziej znane są dwie wypowiedzi których autorami są autorytety tego środowiska. Pierwsza z nich to słynna wypowiedź Donalda Tuska, że polskość to nienormalność. druga to stwierdzenie Władysława Bartoszewskiego, że Polska przypomina brzydką, stara pannę, której nikt nie chce, a która sama musi zabiegać o względy innych. Tę pogardę widać w przytoczonej na wstępie wypowiedzi J. Żakowskiego o polskich rasistach jako sprawcach marca 68. Ale cały wysyp tego typu wypowiedzi mieliśmy w ostatnich tygodniach, przy okazji konfliktu polsko - żydowskiego, wywołanego nowelizacją ustawy o IPN. W tym trudnym okresie, kiedy wielu Polaków samodzielnie podejmowało próby obrony dobrego imienia naszego kraju i narodu, ze strony naszych Europejczyków popłynął odwrotny przekaz, przekaz o udziale Polaków w Holocauście i zbrodniach naszego narodu dokonanych na ludności żydowskiej. Można tu wymienić znane już wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza, Marcina Święcickiego,  Konstantego Geberta, czy Waldemara Kuczyńskiego, nie wspominając już o swoistym tournee, jakie odbył J. T. Gross w światowych mediach. Utrzymane one były w konwencji, którą kilka lat temu wytyczył Władysław Bartoszewski, kiedy niemieckiej publiczności mówił o tym, że w czasie okupacji Polacy bardziej bali się innych  Polaków niż Niemców, czym oczywiście wzbudził niekłamany zachwyt u naszych sąsiadów zza Odry. Pojawia się pytanie skąd się biorą takie opinie w tym środowisku. Otóż ich źródłem jest obraz Polski i Polaków jaki  pielęgnują oni w sobie i propagują w kraju i zagranicą. Jest on zbieżny z obrazem naszego narodu w społeczeństwie żydowskim. Świetnie przedstawiła go kilka tygodni temu na łamach izraelskiego dziennika "Haaretz" Danusha Goska w artykule "How Poles are more vilified as bestial brute Jew Killers than German  nazis Themselves". Artykuł ten jest tym cenniejszy, że oparty na analizie dużej bazy źródłowej, przede wszystkim relacji ocalonych oraz publicystyki historycznej. Autorka pokazuje, że powodem dla którego w świadomości żydowskiej następuje stopniowe przesuwanie winy za Holocaust z narodu niemieckiego na polski jest negatywny obraz polaków. Ciemni, prymitywni, zwierzęcy Polacy bardziej pasują jako sprawcy tej straszliwej zbrodni niż cywilizowani Niemcy. Michnikowcy propagują  podobny obraz społeczeństw polskiego, jako prymitywnego, zacofanego, katolickiego, gdzie pod cienką i kruchą warstwą cywilizacji buzują ciemne, nieokiełzane instynkty, mroczne moce nie pozwalające się kontrolować. Oczywiście nie trzeba dodawać, że taki obraz polaków stanowi bazę dla cywilizacyjnych wysiłków racjonalnej i wykształconej elity. Wysiłki te zmierzają do likwidacji tradycyjnej polskości i mentalnego przekształcenia Polaków. Aby to osiągnąć Michnikowcy chcą zniszczyć poczucie narodowej dumy i godności uderzając w ten czuły punkt gdzie one się rodzą. Jakie wobec tego są źródła polskiej dumy? Na pewno nie jest to bogactwo materialne , ani dorobek cywilizacji materialnej. Tutaj inni biją nas na głowę. Po prostu żyjemy w miejscu, gdzie z wielką mocą wieją wichry historii, gdzie przewalają się wielkie armie i imperia. Nie mogliśmy w tym miejscu stworzyć sobie tak jak inne narody przytulnego kąta, nie mogliśmy uczynić naszego życia gemutlich(jakie  piękne niemieckie słowo), rozwijać tego mieszczańskiego ideału spokojnego gromadzenie bogactwa i przekazywania go z pokolenia na pokolenia a następnie cieszenia się nim, siedząc w wygodnym fotelu z ciepłymi bamboszami na nogach i grzejąc się przy ogniu bijącym z kominka. Prędzej czy później dopadała nas geopolityka, z jej brutalnymi prawami i jeszcze brutalniejszymi konsekwencjami. Co wobec tego jest źródłem naszej siły? Myślę, że w odpowiedzi warto przytoczyć słowa, które chyba wszyscy znają, a mianowicie końcowe słowa z przemówienia Józefa Becka z maja 1939 roku. Powiedział on wówczas: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Ale pokój jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoja cenę, wysoką ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor." Tak, jest to przemówienie, które było wielokrotnie krytykowane jak i cała polityka zagraniczna J. Becka, za to że byliśmy frajerami, że daliśmy się podpuścić Anglikom, że może trzeba było iść z Hitlerem przeciwko Rosji. Ale z jednym chyba zgadzaliśmy się wszyscy, że wprawdzie straciliśmy bardzo wiele, straty materialne, ludnościowe, utrata państwa, walec totalitaryzmów nazistowskiego i komunistycznego, ale zachowaliśmy honor, który daje nam poczucie dumy i godności. Że w tych wielkich metafizycznych zmaganiach między dobrem a złem, które są sensem świata i które na płaszczyźnie jednostkowej rozgrywają się w ludzkiej duszy, ale rozgrywają się również na arenie wielkiej historii przybierając formę epickiego dramatu, że w tych wielkich zmaganiach staliśmy po właściwej stronie, że Bóg był z nami, że zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa. Pielęgnowaliśmy i przekazywaliśmy kolejnym pokoleniom obraz narodu, który samotnie stawił czoło dwóm totalitaryzmom i nie ugiął się przed złem. To jest źródłem naszej dumy i godności. I  teraz Michnikowcy chcą nam zabrać nawet to. Obraz bohaterskiego, heroicznego narodu chcą zastąpić innym. Obrazem narodu prymitywnych i ciemnych antysemitów, przenikniętych resentymentem i nienawiścią, narodu morderców współodpowiedzialnych za największą zbrodnię w historii, zbrodnię Holocaustu, narodu którego historia to ciągła nienawiść do Żydów, również po wojnie, wyrażona w pogromie kieleckim, marcu 68 i obecnie ucieleśniona w antysemickiej i ksenofobicznej polskiej prawicy. I dlatego z ich mediów i od nich samych płynie nieustannie to przeciągłe i złowieszcze "shame, shame, shame" ,przy dźwiękach pokutnych kołatek i trzaskających batów. Każą nam wdziewać pokutny wór, posypać głowy popiołem i błagać o przebaczenie. Tak wygląda ich pedagogika wstydu. 

W  swoich działaniach Michnik, Cimoszewicz, Gebert i inni  nie różnią się od swoich ojców z lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku. Chociaż jest jedna różnica. Tamci to byli manikiurzyści, uwielbiali wyrywać paznokcie. Ich synowie to więksi esteci. Krzywią się z niesmakiem na widok nagiej i brutalnej siły. Poza tym wiedzą, że okazała się nieskuteczna. Znają przecież słowa, które my tez znamy, słowa Zbigniewa Herberta: "Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono/słano kobiety różowe płaskie jak opłatek/lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha/lecz piekło w tym czasie było jakie/mokry dół zaułek morderców barak/nazywany pałacem sprawiedliwości/samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce/posyłał w teren wnuczęta Aurory/chlopców o twarzach ziemniaczanych/bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rekach/Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana/łańcuch tautologii parę pojęć jak cepy/dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu/składnia pozbawiona urody koniunktiwu." Wyciągnęli więc wnioski z porażki swoich ojców i kuszą nas pięknie, otwierając przed nami powab europejskich salonów. Mówią do nas: Po co wam śmieszna ołtarzyki, stare truchła trącące naftaliną, niepotrzebne porywy i uniesienia. Chcemy od was tylko jednego. Zegnijcie kark i pokryjcie rumieńcem wstydu wasze policzki. a wtedy będziecie gotowi. Przyjdą nasi ornamentatorzy i sztukatorzy i wprawnymi dłońmi ulepią z was nowego człowieka.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura