Łobuz Łobuz
288
BLOG

Powstanie Warszawskie a ułomność polskiej historiografii

Łobuz Łobuz Polityka Obserwuj notkę 6

Kolejna rocznica Powstania powoduje tradycyjne dyskusje dotyczące jego słuszności lub jej braku. I tradycyjnie toczą się one (zazwyczaj) w stylu typowym dla naszej historiografii, czyli w dosyć dużym oderwaniu od, nazwijmy to umownie, czynnika społecznego.

W Polsce nauczanie historii ma kilka ważnych wad. Obok częstego polonocentryzmu i nadużywanej zasady „data, fakt, nazwisko”, poważną skazą jest postrzeganie dziejów w kategorii zmagań liderów. Taka „wodzowska historia”, dla której sprawy społeczne są co najwyżej tłem. Liczą się zmagania tych wielkich, a społeczeństwa jako takie nie mają zbyt wielkiego znaczenia. A kiedy nawet uda im się (społeczeństwom) wyjść na pierwszy plan, jak podczas rewolt we Francji czy Rosji, to i tak zaraz nasza historiografia sprowadzi wszystko to działań liderów tych społeczeństw. Dowód – ależ proszę, polecam pierwszą lepszą księgarnię lub księgozbiór jakiegoś znajomego historyka. Proszę zobaczyć, ile tam monografii wybitnych postaci i opracowań dotyczących danego państwa w stylu „historia liderów”, a ile książek analizujących dzieje społeczeństw jako takich. Ostatnimi laty tych ostatnich pokazuje się trochę więcej, ale i tak dominują opracowania dotyczące liderów. I tak też wielu patrzy na historię, w tym na historię Powstania Warszawskiego.

I analizujemy na potęgę czy było słuszne czy nie, patrząc na działania wielkich ówczesnego świata, oraz na decyzje szefostwa naszego rządu/wojska/AK. A gdzie w tym wszystkim społeczeństwo? Ludzie, którzy przez kilka lat cierpieli, byli poniżani, bici, mordowani, sprowadzeni do roli podludzi, z którymi Niemcy mogą zrobić co chcą. Warto dostrzec chęć zemsty, pragnienie rewanżu wielu młodych Polaków. Pewnie już komuś się krew gotuje, wszak kolejną skazą naszej historiografii jest to, że my zawsze jesteśmy piękni i szlachetni i nie występują u nas tak niskie pobudki jak chęć odwetu… Owszem występują, w tamtym czasie dodatkowo potęgowane zbliżającym się frontem i świadomością, że to być może ostatnia okazja, by choć trochę wyrównać z Niemcami rachunek. I by pokazać Rosjanom, że jesteśmy sami u siebie gospodarzami. Więc oceniając decyzję dowództwa AK warto brać pod uwagę oddolną presję, tą oddolną chęć rewanżu, który sprawiał, że być może właściwe pytanie nie brzmiało „robić powstanie czy nie” tylko „czy będzie ono chociaż trochę opracowane i skoordynowane, czy wszystko zacznie się od iskry i całość pójdzie na żywioł”.

Jeśli ktoś uzna „społeczne tło” za czynnik decydujący, to pytania o sens Powstania… tracą sens. Czy młodzi ludzie pałający chęcią zemsty za lata cierpień mogli podejmować trzeźwe decyzje uwzględniające różne aspekty geopolityki? Działając pod presją czasu i z chęcią wzięcia odwetu, do tego pozbawieni dostępu do informacji, mieli analizować swoje działania w kontekście np. relacji Anglii z ZSRR?

PS. Ciekawe, czy ten co szefuje „zaubeczonemu” resortowi, swoje uwagi dotyczące Powstania będzie miał odwagę przekazać Powstańcom przy jakimś ewentualnym osobistym spotkaniu…

Łobuz
O mnie Łobuz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka