Dzień dobry, dżdżysty!
Ukłony dla drogich czytelników! Miałem zamiar zacząć od czegoś zabawnego, ale pomyślałem, że lepiej będzie jak się jasno określę w pewnej bolesnej sprawie. Wierszowanki zamieszczone poniżej, pochodzące z mini zbiorku pt.' OPiS obyczajów' , wyrażają to jednoznacznie. Życzę, jeśli to możliwe, przyjemnej lektury.
Leonard
Camera obscura
Można żreć w sejmowej ławie
Lub w nadgorliwości szale
Wznieść ku opozycji palec
Wszystko wolno, wszystko w prawie
Można posłać na dziewczyny
Zbirów z gazem i pałami
Bić, obrzucać obelgami
Jeszcze głosić - to z ich winy!
Wiele można, bo jest siła
Power, władza, w żaglach wiatr
Od Bałtyku aż do Tatr
Sprawcza moc tak sercu miła
A że przy tym cep i orczyk
Bufonada, wazelina
Wrogość, jadowita ślina
I patriotyzm zły, zaborczy?
Da się wszystko to odkręcić
Byle zalać kłamstwo stare
Słodkim nowych kłamstw wywarem
I popieprzyć, i poświęcić...
I serwować o godzinie
Tej co zawsze, tej niezmiennej
W eter brednie słać solenne
O ojczyźnie, o rodzinie...
Jak rzucona w śnieg moneta
Karteczka z adresem zmięta
Ginie prawda, nie spamięta
Nikt, no chyba, że poeta...
Całe szczęście jest coś jeszcze
Lepsze niż stronnicza pamięć
Co jak świat w okiennej ramie
Chwyta czas w cyfrowe kleszcze
I bezlitośnie obnaża
Posłanek chamskie wybryki
I skurcz nienawiści dziki
Na - w końcu -kobiecych twarzach
I widzi, że ten co tak żyje
Jakby miał królów koronę
Za policyjnym kordonem
Przed gniewem dziewcząt się kryje
Tam znowu on - nieco znudzony
Od usłużnego premiera
Nowy meldunek odbiera
Choć premier to przełożony
Są inni też oficjele -
Ministrowie, prezydenci
Stoją korni i przejęci
Krótki obraz mówi wiele...
Więcej niż tony papieru
Propagandowe ramoty
I przedwyborcze zaloty
Sprzedajnych politykierów
A że jest sednem ich pracy
Patriotyzm na zawołanie
Więc każde okrągłe zdanie
Zaczyna się słowem Polacy
I w ich imieniu się krzyczy
Z sejmu, ekranu, ambony
Aż jest suweren zdumiony
Że tego sobie życzy
Że taka jest jego wola
By młodość wbić w buty starych
Niezagrożonej strzec wiary
I stojąc powstawać z kolan
Wśród elit wytropić mafię
Zazdrośnie strzec cudzej ciąży
Z uporem maniaka drążyć
Sprokurowane biografie
Podeptać obce symbole
Szmaty i tęcze wrogie
A czcić te rzekomo drogie
Sercom Polaków i Polek
Nawet nie zadrży powieka
Załganym twórcom tej hecy
Bo czują jak mrozi im plecy
Długi cień złego człowieka
Natury tchórzliwe, miałkie
Zaprzysiągł na swych żołnierzy
A sam niezachwianie wierzy
Że stał się drugim Marszałkiem
Może i pierwszym – któż powie
Gdzie absurd ten ma koniec
Jak wiele jeszcze żądz płonie
W tej czadem spowitej głowie
A jak widzi zdrowy rozum
Uzurpatora w glorii?
Cóż - będzie kartą historii ...
I jej największym kuriozum
Nigdy więcej
Toczy ludzkość złośliwy paskudnik
Niszczy ciała i dręczy umysły
Jakby chciał Matkę Ziemię wyludnić
Bez wyjątków – wraz z dorzeczem Wisły
Nie jest jednak tu pierwszy, gdyż przed nim
Pod przebraniem rycerzy bez skazy
Na kształt grypy pojawili się wredni
Heroldowie odmiennej zarazy
Wzięli szturmem demokrację w budowie
Jej historię wrzucili do kosza
I naprędce sklecili posłowie -
Jedną wielką pochwałę rokoszan
Weszły w krew i zalęgły się głowach
Nienawiści ich drobnoustroje
W brzydkich czynach i plugawych słowach
Pękł dorobek milenium na dwoje
Pół narodu patrzyło zbolałe
Jak żre dżuma tę drugą połowę
Jak rozpada się co było całe
I choruje to co było zdrowe
Przy czym dziwna to jakaś choroba
Gdyż dotkniętych nią ludzi nie boli
Chyba nawet się musi podobać
Skoro z własnej przyjmują ją woli
Nie ma w nich naturalnych odruchów
By dać odpór demonicznej sile
A siedzenie w morowym zaduchu
Poczytują za wielki przywilej
Za to zdrowi przechodzą katusze
Widząc diabła z literą V w szponach
Zwycięskiego, bo stumanił dusze
I oszczerstwem rywala pokonał
Zdarza się, że przeklinają skrycie
Ten swój dar trzeźwego widzenia
Czasem myślą, że lepsze jest życie
Bez mądrości, ale i cierpienia
Jedno tylko rozjaśnia im czoła
Niosąc ulgę w tym zbiorowym splinie -
Czas najgorszej zarazie podoła
Czarna ospa też kiedyś przeminie
Zapadnie gdzieś w przedsionku złej mocy
Ludzie ludziom znów podadzą ręce
I ze srebrnych fusów letniej nocy
Odczytają wróżbę - nigdy więcej?
Czas na dobrą zmianę
Zakochałeś się w heterze, to bywa
Byłeś wierny choć kłamała ci w oczy
Udawałeś, że nie widzisz jej przywar
I nie raził cię język jej smoczy
Ale trzeba już powiedzieć basta
Drzwi otworzyć i fora ze dwora
Zło nachalnie w twoje życie wrasta
Miej odwagę się pozbyć potwora
Poróżniła cię z bliską rodziną
Gniew zastąpił rozmowy przy kawie
Przytakujesz gdy obarcza ich winą
I śmie cnotą nazywać bezprawie
Więc się obudź i wracaj do swoich
Zakryj uszy na wrzask ladacznicy
Niech sikaczem swoją chewrę poi
W najpodlejszym zakątku ulicy
Zdradza cię chociaż dałeś jej szansę
Nadajecie już na innych falach
Przemieniła twój dom w smutny skansen
Główny strumień się szybko oddala
To już kres -doszedłeś do ściany
W twej alkowie wylęgła się kobra
Czas najwyższy byś dokonał zmiany
I tym razem oby była dobra
Komentarze