USTAWKA Z ŁUKASZENKĄ
Wreszcie nasz wschodni sąsiad przemówił po ludzku. Bez uciekania się do śliskich, dyplomatycznych wybiegów. Powiedział o Polakach, że 'dostaną w mordę i to mocno'. Przekaz jest lapidarny i zrozumiały, bez brukselskich ceregieli. A my w zasadzie taką mowę lubimy. Toż wiadomo nie od dziś, że w 'gębę dać zdrowa rzecz'.
Łukaszenka swą karierę zaczynał jako brygadzista w koljektywnom hazjajstwie, gdzie zapewne takie groźby nie tylko padały, ale były często wprowadzane w czyn i dzisiaj tęskno mu do dawnych zwyczajów.
Ale jako się rzekło, nad Wisłą to wrażenia nie robi, bo takie zachowania łatwo się też mieszczą w polskiej wyobraźni. Zresztą, co to za groźby. Taki Putin, to ma czym straszyć. Wolę nie wspominać czym dysponuje. A tu i swojsko, i konwencjonalnie.
Jednego tylko prezydent Białorusi nie wziął pod uwagę, mianowicie jak by chciał swój zamiar zrealizować. U nas nie wolno, terytorium Unii. Na białoruskiej stronie też odpada. Znowu nas posądzi o zakusy na Grodno. Więc co zostaje? Chyba jakaś wyspa na rzece Bug? Aha, no i przeciwnik, bo chyba prezydent nie chce się bić z całą Polską, tylko honorowo wyskoczy na solo, więc trzeba mu będzie wystawić jakiegoś dziarskiego młodzieńca. Taki na pewno się znajdzie. Jest mocna tradycja bicia w mordę i trafia się znakomity target.
L. Woroniecki