Wróciłem właśnie z upojnych wakacji. Dużo wolnego w tym roku miałem.
Rano pierwszy od kilkunastu dni przegląd prasy. A w nim, pomijając sprawy bieżące, taki obraz:
- Koronawirus powoduje zmiany płucne u 20% bezobjawowych chorych,
- Koronawirus powoduje zmiany neurologiczne u nieokreślonej ale znaczącej części bezobjawowych chorych,
- Koronawirus w połączeniu z grypą zabije nas więcej niż meningokoki,
- Do dzisiaj można spokojnie sobie latać po dotkniętych epidemią, istotnych turystycznie regionach, od jutra nie będzie już można,
- Jutro 4 600 000 uczniów i tysiące nauczycieli po powrocie z wyżej wymienionych, ciekawych acz ryzykownych miejsc, spotkają się w szkole, wymienią opowieściami i wirusami, po czym przyniosą to wszystko do domu.
Około 5 milionów Polaków wystawione zostanie na ekspozycję w szkole, pewnie kolejne 5 milionów zarazi się od nich... I nic. Nic się nie dzieje. Nie ma w mediach czerwonych belek, stanów alarmowych, opozycja milczy, lekarze również...
Oznacza to mniej więcej tyle, że:
1. Wszyscy są w 100% pewni, że COVID to to strachy na lachy, lub:
2. Ryzyko ekspozycji milionów polaków na śmiercionośny patogen jest dla wszystkich akceptowalne i nie wymaga nawet uzasadnienia.
Rodzice do powiedzenia nie mają jak zwykle nic.