Ludwik Dorn Ludwik Dorn
1108
BLOG

Otorbiony tygrys, przyczajony smok (2)

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 15

 

Na portalu www.teologiapolityczna.pl opublikowany został mój esej Otorbiony tygrys, ukryty smok. Przedmiotem  rozważań są statyka i dynamika polityczna ( przez analogię do pojęć statyki i dynamiki społecznej wprowadzonych przez Comte’a) obecnej wspólnoty politycznej Polaków. Stawiam i udowadniam tezę, że „podział postsmoleński” w ciągu minionych czterech lat stał się istotnym czynnikiem statyki politycznej podtrzymującym strukturę i układ politycznych sił w niezmienionym kształcie, natomiast czynnikiem dynamiki politycznej, a zatem rozwoju i zmiany, staje się kryzys ukraiński i działania Rosji, które roboczo określam jako „czynnik wschodni”. Ponieważ „czynnik wschodni” ma już obecnie olbrzymią realną siłę oddziaływania, a jeszcze większą potencjalną, to uważam, że dynamika polityczna w najbliższych latach przeważać będzie nad statyką, a układ sił politycznych w Polsce ulegnie daleko idącym zmianom.
Ponieważ rozmiar tekstu przekracza zdecydowanie rozmiary wpisu na blogu, to dla ułatwienia lektury podzieliłem go na trzy części, które będę sukcesywnie publikował. Część pierwsza opisuje polityczne znaczemoe i funkcjonowanie podziału postsmoleńskiego ( otorbiony tygrys). Część druga odnosi się do dynamiki politycznej, którą może wyzwolić „czynnik wschodni”. Część trzecia odpowiada na klasyczne pytanie: co robić. Oto część druga.
 
Bezwładne trwanie może być atrakcyjnym i satysfakcjonującym sposobem zbiorowego istnienia pod jednym wszakże warunkiem: otoczenie w ten sposób trwającej zbiorowości także trwa w bezpiecznym bezruchu. To wprawdzie warunek, który nigdy nie jest spełniony, jednakże zewnętrzne otoczenie może być tak właśnie postrzegane. I to jest właśnie przypadek Polski po 2004 roku. Spełnione zostały zasadnicze cele: członkostwo w NATO i UE. Zniknęła tym samym podstawa głębokiego wewnętrznego porozumienia większości sił politycznych: chcemy być na Zachodzie. Na pustkę spełnienia nałożył się intensywny wewnętrzny konflikt polityczny między PiS i PO, w którym polityka zagraniczna stała się jednym głównych pól starcia. To skutecznie uniemożliwiło wykreowanie nowego politycznego porozumienia obejmującego cel, sens i sposoby funkcjonowania Polski w Unii Europejskiej i zapewnienie jej podmiotowości zarówno w relacjach z Niemcami, jak i z Rosją. Jeśli diagnozy i koncepcje były formułowane, to jako narzędzia politycznej walki. Propagandzie, która zapewniała, ze Polska awansowała do centrum decyzyjnego UE przeciwstawiano propagandę, która głosiła, że Polska została zmarginalizowana, a nawet, że stała się niemiecko-rosyjskim kondominium. Nurtem dominującym stało się przekonanie, że świat zewnętrzny jest dla nas przyjazny i bezpieczny, a ci, którzy to przekonanie kontestują stanowią największe zagrożenie, bo z przyjaznym światem mogą nas skłócić. To właśnie dlatego wojna rosyjsko-gruzińska z 2008 roku oraz tragedia smoleńska nie zostały w dominującym nurcie uznane za sygnały zagrożenia. Zagrożenie związane z wojną gruzińską skutecznie wytłumił amerykańsko-rosyjski reset z 2009 roku, a katastrofa smoleńska została zaliczona do wypadków losowych; konflikt wokół niej został otorbiony w sposób, jaki wyżej opisałem: Sławianin słodko spał, słuchając brzęku pasiek w letnie popołudnie.
               Ten czas na naszych oczach przeminął. W bezwładne trwanie podtrzymywanej przez miękką postsmoleńską stasis wspólnoty uderzył mróz ze Wschodu. Kryzys ukraiński, a przede wszystkim agresywna, ekspansjonistyczna polityka Rosji i jej działania zbrojne oraz związane z tym zagrożenia zniszczyły przeświadczenie o zasadniczej przyjazności świata. Czynnik wschodni ożywił, urealnił i ukonkretnił wszystkie polskie dzienne strachy i nocne koszmary. Pojawił się koszmar wojny, także wojny obejmującej Polskę. Pytanie: a czy wojny z tego nie będzie zadawano i zadaje się nadal powszechnie. Strach zaczął przenikać także życie codzienne. Pojawił się lęk przed opuszczeniem przez sojuszników, porozumieniem rosyjsko-niemieckim, rozdrażnieniem rosyjskiego niedźwiedzia, nowym Monachium. Agresja Rosji na Ukrainę i groźba stoczenia się Ukrainy do statusu „państwa upadłego” albo jej rozbioru konfrontuje Polskę i Polaków z zasadniczym problemem państw niekoniecznych, których nieistnienie można sobie łatwo wyobrazić. Bo jeśli dziś Ukraina, to jutro zapewne my. A że to możemy być także my, to dobrze wiemy z naszej historii.. Jak podkreślają autorzy wspomnianego numeru Teologii Politycznej z doświadczeniem państwa polskiego jako bytu kruchego, niepewnego i niekoniecznego Polacy zetknęli się w pierwszych godzinach po tragedii smoleńskiej. Ale grozę związaną z tym można było oswoić odwołując się do tego, co nieprzewidywalne: ostatecznie, spokojne domy także piorun pali. Lęku przed koszmarem rosyjskim, przed Okiem Saurona tak rozładować nie sposób. Po pierwsze, dlatego że Smoleńsk był straszliwym wydarzeniem jednorazowym, takim jak uderzenie pioruna, a Rosja jest bytem trwałym działa i będzie działać. Można sobie wyobrazić Europę bez Polski na mapie, nie można jej sobie wyobrazić bez Niemiec, Francji, czy Rosji. Po drugie, tragedia smoleńska odsyłała do tego do tego, co nieprzewidywalne i w pewnym sensie niewytłumaczalne, a koszmar rosyjski jest przewidywalny i historycznie poświadczony. Nie ma sposobu na to, by go otorbić lub oswoić. Trzeba z nim żyć i sobie z nim radzić.
               Z powyższego wynika, że to właśnie „czynnik wschodni” jako zupełnie nowy, przemożny impuls będzie oddziaływał na nową konfigurację postaw i afiliacji politycznych Polaków i albo wyrwie polską wspólnotę polityczną z postsmoleńskiej miękkiej stasis albo też będzie prowadził ku jej twardszym formom, tak jak na Korkyrze floty Ateńczyków i Lacedemończyków były tym czynnikiem, który rozłam wewnętrzny doprowadził do postaci skrajnej. Innymi słowy „czynnik wschodni” stał się impulsem wyzwalającym dynamikę polityczna zastygłego w bezruchu ciała Rzeczpospolitej.
               Warto przy tym zwrócić uwagę na to, że reakcje na „czynnik wschodni”, przyczajonego smoka polskiej polityki, będą w musiały w naturalny sposób nawiązywać do historycznych odpowiedzi na stare pytanie. Tragedia smoleńska nie miała precedensu. Wszystko, co można było o niej powiedzieć, musiało być nowe. Polska ma problem z Rosją nie od dziś, nie od dziś leży między Rosją a Niemcami.
               Istotniejsze jednak od możliwych kontynuacji w tworzeniu odpowiedzi na rosyjskie zagrożenie jest potencjalność zaistnienia w Polsce społecznego materiału na silną orientację polityczną, którą można określić: Przede Wszystkim Nie Drażnić Niedźwiedzia (PNDN). Na razie ta orientacja polityczna nie ukonkretniła się, funkcjonuje społecznie w pełnych lęku pytaniach, wątpliwościach, rozmowach. Odwołuje się ona do historycznie poświadczonych lęków przed Rosją, obojętnością Zachodu, sojuszem rosyjsko-niemieckim. A lęki mają to do siebie, że można nimi sterować, zaś konsola sterownicza znajduje się w Moskwie. Narzędzia te były już po 1989 roku używane, ale na w miarę skromną skalę ( podnoszenie kwestii chuligańskich pobić obywateli Rosji do rangi incydentów podejmowanych przez rosyjskiego prezydenta, rozmieszczenie rakiet Iskander w obwodzie kaliningradzkim, pozataryfowe blokady eksportu żywności i płodów rolnych, szantaż energetyczny). W przeszłości jednak stawka była dla Rosji niższa. Teraz wzrosła i zmiana skali jest tylko kwestią czasu. A zmiana skali oznacza, że w sytuacji politycznego obezwładnienia Polski przez miękką stasis i reaktywności polskiej polityki, Moskwa uzyskała silne narzędzie kształtowania układu sił politycznych w Polsce.
               O tym, że w polskiej polityce już zaistniało głębokie pęknięcie, mógł się przekonać uważny słuchacz poświęconej kryzysowi ukraińskiemu debaty sejmowej w dniu 5 marca br., a także późniejszych sygnałów wysyłanych przez parlamentarne i pozaparlamentarne partie polityczne. 5 marca partie o genezie lub genealogii antykomunistyczno-solidarnościowej ( PO, PiS, SP) przedstawiły wspólną definicję sytuacji związaną z agresją Rosji na Ukrainę. Jeśli się spierały, to o kolory. Partie o innej genealogii lub genezie ( SLD, PSL, TR) dyskutowały natomiast o kształtach. Nie było żadnej spójności między wystąpieniem premiera Tuska, a wystąpieniem szefa PSL i wicepremiera Janusza Piechocińskiego, który w obliczu zbrojnej agresji na Ukrainę mówił o potrzebie rozwijania zdolności do współpracy gospodarczej, także z Rosją. Pomysł wysunięty przez rząd, by zabiegać o stałe stacjonowanie w Polsce dwóch ciężkich brygad NATO spotkał się z wyraźnym dystansem ze strony SLD i TR, a jawną krytyką ze strony PSL. Na poziomie pozaparlamentarnym beneficjentem stanowiska proputinowskiego stał się natomiast Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikke. Natomiast Leszek Miller parokrotnie ubolewał nad tym, że wśród licznych rozmówców premiera Tuska nie ma niestety prezydenta Putina, który z Leszkiem Millerem zawsze rozmawiał
Widać wyraźnie, że jeśli chodzi o definiowanie zagrożeń, to linia podziału biegnie w poprzek zróżnicowania na rząd i opozycję, bardziej przylegając do historycznego podziału postkomunistycznego. Biegnie ona też w poprzek intensywnego konfliktu zastygłego w postaci miękkiej stasis, którego partyjnymi podmiotami są PiS i PO. Choć PiS przedstawia wspólną z PO definicję zagrożeń, to jego przesłanie ukierunkowane jest jedynie na osłabienie pozycji partyjnego wroga, bez liczenia się ze skutkami ubocznymi, które zapewne w ogóle nie są dostrzegane. A one są najważniejsze. Skoro bowiem wedle przekazu PiS Polska jest słaba, lekceważona przez sojuszników zachodnich, skonfliktowana z państwami regionu, bezbronna wobec Rosji, a wszystko to wina Tuska, Sikorskiego i PO, to w odbiorze politycznym i społecznym narzucającym się wnioskiem nie jest wcale dążenie do zastąpienia rządów PO rządami PiS, ale niewchodzenie w konflikt z Rosją, zejście z linii strzału, nie drażnienie niedźwiedzia. W ten sposób PiS przyczynia się do wzrostu siły orientacji PNDN, która nie znalazła jeszcze swojej artykulacji partyjno-politycznej, ale ją znajdzie przede wszystkim w postaci PSL i SLD. Leszek Miller ma wszelkie szanse, by zacząć skutecznie w kategoriach funkcjonalnych odgrywać wobec Donalda Tuska taką rolę, jaką ten odgrywał wobec Lecha i Jarosława Kaczyńskich: krytyka awanturniczej polityki zagranicznej zagrażającej egzystencjalnym interesom Polski. A ma za sobą jednego z najsilniejszych sojuszników: polski strach. A to oznacza, że po wyborach 2015 roku stworzenie rządu, który będzie w stanie prowadzić wobec rosyjskiego zagrożenia jakąkolwiek spójną politykę będzie bliskie niemożliwości.
Przyczajony tygrys rosyjskiego zagrożenia może także doprowadzić do rewitalizacji na polskiej prawicy nurtów prorosyjskich i antyeuropejskich, które obecnie są zjawiskami niszowymi. Ten proces już ma miejsce, chociaż na niewielką skalę w postaci sukcesów Kongresu Nowej Prawicy. To właśnie ta partia, a także takie środowiska jak portal konserwatyzm.pl i czasopismo Myśl Polska traktują prezydenta Putina w kategoriach polityczno-religijnych jako katechona – tego, który powstrzymuje ekspansję liberalnego i zgniłego Zachodu. A ponieważ tenże zgniły Zachód jest także rozmemłany, egoistyczny i jak przyjdzie co do czego, to Polskę, którą w celach antyrosyjskich wykorzystuje, na pewno zdradzi, to nie ma rozsądniejszego politycznie wyboru niż zawrzeć sojusz z Rosją. Nie są to w ostatnim dziesięcioleciu poglądy nowe. Taką koncepcję polityczną przedstawił w Kontrrewolucji młodych Roman Giertych. A był to przywódca silnej partii politycznej, w swoim czasie minister i wicepremier. Obecnie z nieco innych pozycji politycznych powraca do tych idei, głosząc, że jeśli USA nie rozmieszczą na terenie Polski broni jądrowej, to to należy wybrać model polityki pruskiej wobec Rosji w XIX wieku. Ponieważ zaś dyslokację broni jądrowej na polskim terytorium można uznać za mało prawdopodobną, to realny wybór pozostaje – by odwołać się do sentencji przypisywanej Bismarckowi – jeden: Tajniki polityki? Podpisać dobry traktat z Rosją! Przypomnijmy, że w 2003 roku przeciw akcesji Polski do UE opowiedziało się ponad 22 procent głosujących. Ci ludzie nie zniknęli.
Orientacja PNDN nie ma określonej afiliacji ideowej. Może znaleźć swoją artykulację polityczną tak na lewicy, jak i prawicy. W partiach politycznych, które opowiadają się przeciw Unii Europejskiej oraz tych, które postulują silniejszą europejską integrację polityczną.
Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka