Wyniki tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego choć nie są zaskakujące, to pozwalają wyciągać daleko idące wnioski dotyczące przyszłości polskiej sceny politycznej.
Przede wszystkim znamienny jest fakt, że Platforma Obywatelska po półtorarocznym okresie rządzenia, zwiększyła swoje poparcie. Oczywiście w dużej mierze może wynikać to z przygarnięcia kilku kandydatów kojarzonych z lewicą (Danuta Huebner, Lena Kolarska-Bobińska). Nie zmienia to faktu, że obecne poparcie dla PO wynoszące ok. 44%, umożliwia liderom tej partii spokojne patrzenie w przyszłość. W tym przekonaniu utwierdzają mnie dane prezentujące rozkład głosów pod względem wieku wyborców. PO wygrywa z PiS-em w każdym przedziale poza ludźmi najstarszymi, a i tu tylko minimalnie. Zapewne czeka nas wiele lat rządów tej partii.
Wynik Prawa i Sprawiedliwości może być dla wielu zaskoczeniem. Biorąc pod uwagę źle prowadzoną kampanię z właściwie tylko jednym dobrym spotem, przedstawiciele PiS-u mogą być zadowoleni, że stracili jedynie ok. 5% głosów w porównaniu z wyborami w 2007 roku. W tej partii muszą nastąpić zmiany, jeśli jej liderzy myślą o powrocie do władzy. Zbyt agresywna retoryka, zbyt silne akcenty antyniemieckie (nie spotykane nawet u LPR, wyborcy dali wyraz niezadowolenia z takiej polityki, nie popierając Hanny Foltyn-Kubickiej), zbytnie nasycenie list wyborczych dawnymi przedstawicielami LPR-u i Samoobrony, każą zadać pytanie, gdzie podział się dawny PiS. W 2005 roku partia ta miała olbrzymie zaplecze. Ludzie tacy jak Radosław Sikorski, Paweł Zalewski, Jarosław Sellin, Stefan Meller, Kazimierz Michał Ujazdowski, Zbigniew Religa czy Ludwik Dorn decydowali nie tylko o wysokim poziomie fachowości partii, ale także o jej dobrym wizerunku. Śp. Stefan Meller i Zbigniew Religa niestety odeszli od nas na zawsze. Pozostali jednak albo z własnej woli zmienili przynależność partyjną, lub stali się bezpartyjni, albo zostali wyrzuceni. Główną przyczyną tych działań była głoszona przez nich konieczność zmian w PiS-ie. Jarosław Kaczyński nie zrobił nic, żeby zatrzymać te osoby przy sobie. Nie zrobił także nic, żeby uzupełnić lukę, która powstała w wyniku ich odejścia. Wynik rzędu 25% nie daje dzisiaj większych szans na zwycięstwo w wyborach. Najwyższy czas pomyśleć przynajmniej o metamorofozie polityki partii, a może nawet wprowadzeniu radykalnieszych kroków i zmianie lidera. W przeciwnym razie dalej pogrążać się ona będzie w stagnacji. Ubolewam nad tym, że Jarosław Kaczyński tego nie dostrzega, a wynik, który uzyskał PiS, utwierdzi go w błędnym przekonaniu, że żadnych przemian nie potrzeba. Jeśli polska prawica nie chce dopuścić do władzy partii lewicowych, to także PO na rękę byłyba pewna transformacja w PiS-ie. W obecnej sytuacji, jeśli poparcie dla tej pierwszej partii zacznie maleć, to jej elektorat przepłynie raczej do SLD niż do PiS-u.
Poparcie dla SLD spadło w porównaniu z wyborami parlamentarnymi z 2007 roku. Wynika to m.in. z tego, że oddzielnie startowało Porozumienie Dla Przyszłości. O wzroście elektoratu SLD nie ma póki co mowy, bo Polakom nie podoba się antykościelna retoryka tej partii. Sugerowałbym panu Napieralskiemu przestać czerpać wzory od nieodpowiednich osób.
Wynik PSL również nie zaskakuje. Poparcie dla tej partii utrzymuje się cały czas na podobnym poziomie. Możemy tylko domyślać się, jaki byłby wynik gdyby PSL nie wystawiło na swoich listach tylu obecnych parlamentarzystów.
Wyniki pozostałych partii świadczą o tym, że na prawo od PiS-u i na lewo od SLD nie ma żadnej siły, która mogłaby wprowadzić jakieś zamieszanie na polskiej scenie politycznej. Nawet obecny ciągle w mediach Libertas nie zdołał wybić się na wiele ponad 1%. Nie grozi nam także na szczęście powrót Samoobrony. Z partii, które nie zdobyły żadnego mandatu największe poparcie zanotowały Porozumienie Dla Przyszłości (ok. 2,5%) oraz Prawica RP (ok. 2%).
Frekwencja wyborcza była katastofalna (ok. 24,5%), choć lepsza niż 5 lat temu. W kraju zachodnioeuropejskim wywołałaby ona refleksję u rządzących na temat zmiany ordynacji wyborczej. Obecna jest przyczyną istnego cyrku, w wyniku którego ciężko jest przewidzieć za pomocą danych sondażowych, kto zdobędzie mandat. Nie mówiąc już o nierównomiernym rozłożeniu mandatów pomiędzy poszczególne okręgi. Przy tej ordynacji głosując na danego kandydata z listy, przy okazji głosujemy także na kogoś, na kogo niekoniecznie mamy ochotę głosować.
Podsumowując z wyniku wyborów mogą być zadowolone dwie największe partie. Jeżeli jednak w PiS-ie nie dostrzeże się, że potrzebne są poważne zmiany, to nie będzie on miał niestety najmniejszych szans na powrót do władzy, a PO będzie triumfować przez lata.
Inne tematy w dziale Polityka