Meczu wczoraj nie oglądałem. Przerzucałem tylko co jakiś czas na Polsat, żeby sprawdzić wynik. Na Discovery World był akurat film o wybuchu wulkanu Krakatua w 1883, największej odnotowanej w historii erupcji wulkanicznej, który zainteresował mnie znacznie bardziej niż 22 spoconych facetów, kopiących po trawniku dmuchany skórzany worek.
Próbowałem natomiast znaleźć gdzieś transmisję z Grand Prix Kanady Formuły 1, ale zanim mi się udało, Kubica dojechał już pierwszy do mety. Szkoda, że głupia histeria, związana z naszym - jak się okazało, dość żałosnym - występem na Mistrzostwach Europy przyćmiła znakomity start polskiego kierowcy.
Przyznaję, z powodu przegranej Polski odczuwam coś w rodzaju złośliwej satysfakcji. Po pierwsze - bo nie cierpię piłki nożnej, ale mogę ją tolerować, póki nie wdziera się napastliwie w moje życie. Moja tolerancja kończy się jednak, kiedy meczowi zostaje poświęcona jedna trzecia „Faktów" i połowa „Wiadomości"; kiedy w każdym serwisie informacyjnym muszę wysłuchać, jak to zawodnik Bimbała naderwał sobie żyłkę pierdzącą, zawodnik Dupała powiedział: „Eeee... wygramy... eeeee... albo nie wygramy... eeeeee... zobaczymy... eeee", a Leo Beenhakker nic nie powiedział i wszyscy spece się zastanawiają, co z tego wynika; kiedy wszyscy dookoła się nadymają, jakbyśmy już wygrali wszystkie mecze, instalują proporczyki, trąbki i bombki, a niektórzy nawet wywieszają flagi narodowe; kiedy wreszcie kibicowanie polskiej drużynie staje się jakimś idiotycznym, przymusowym wyznacznikiem polskiego patriotyzmu. Do tego stopnia, że patrioci z LPR już bredzą o odbieraniu polskiego obywatelstwa Niemcom polskiego pochodzenia, grającym w niemieckiej drużynie.
Po drugie - bo irytuje mnie nadymanie balonu przed meczem, cała ta fanfaronada: damy im w kość, powtórzymy Grunwald, Leo przyniesie nam ich głowy, potem odtańczymy na nich rytualny taniec i cała Europa będzie nam biła pokłony. Niestety, tym jest się śmieszniejszym, im się jest słabszym, a nadrabia się miną. Na takim przeciwstawieniu od wieków są budowane komiczne postaci w literaturze, takie jak Sanczo Pansa czy Onufry Zagłoba. Polska drużyna doskonale się w ten schemat wpisała.
A w tle odbyło się wspomniane Grand Prix Kanady Formuły 1. Nie było ani wszechobecnej histerii, ani powszechnej fanfaronady, że „na pewno wygramy", ani innych rzeczy, które tak mnie irytują w piłce nożnej. Był jeden skromny, pracowity Robert Kubica, który po prostu pojechał znakomicie. Brawo!
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka