Więc jednak obłęd. Wiadomości we wczorajszych serwisach przekonały mnie ostatecznie, że w Polsce dla zdecydowanie zbyt wielu osób piłka nożna to rodzaj religii lub kultu, a kibicowanie, zwłaszcza w przypadku występów narodowej reprezentacji, przekracza miary racjonalności.
Oto rozpętuje się polityczna dyskusja o odbieraniu lub nieodbieraniu obywatelstwa zawodnikom polskiego pochodzenia, grającym w niemieckiej drużynie. Jak niektórzy przytomnie spostrzegają, równie dobrze można by próbować odebrać obywatelstwo Robertowi Kubicy.
Sejm planuje zrobić sobie przerwę w obradach w czwartek, z powodu meczu Polska-Austria, ponieważ - jak stwierdza nieoceniony Tadeusz Cymański - kibicowanie to nie tylko przywilej, ale wręcz obowiązek. Jak rozumiem, ci, którzy nie kibicują - nie mówiąc już o tych, co do piłki nożnej mają stosunek niechętny, jak ja - zdaniem posła Cymańskiego nie wypełniają dobrze obywatelskich obowiązków.
Ciekaw jestem, jak marszałek Komorowski uzasadni formalnie ogłoszenie przerwy - co jest niemal pewne - bo regulamin Sejmu przerwy z powodu meczu nie przewiduje. Zresztą samo ogłaszanie przerwy, bo posłowie chcą sobie obejrzeć jakiś mecz, jest kuriozalne. Pierwsze pytanie, jakie się pojawia, brzmi: dlaczego Sejm ma nie obradować akurat podczas meczu w piłkę nożną? A co z szachami, biegiem przez płotki czy curlingiem? O Grand Prix Francji w Formule 1 nie mówiąc? Po drugie zaś - na jakiej zasadzie i podstawie coś, co jest, a przynajmniej powinno być, całkiem prywatnym hobby, wpływa na przebieg obrad Sejmu?
Jakiekolwiek by nie były tego przyczyny, skutek jest oczywisty: skoro tak postępują posłowie, to dla wielu Polaków jest to zalegitymizowanie ich mniemania, iż piłka nożna to rodzaj nieformalnej państwowej religii. Takie myślenie prowadzi oczywiście do patologii.
Jakiej? Oto przykład: portal TVN24 podaje wiadomość o buncie w warszawskim transporcie miejskim, ponieważ zabroniono tam motorniczym i kierowcom dekorowania pojazdów kibicowskimi gadżetami. Czy ZTM miał do tego prawo? Oczywiście - kibicowanie jest sprawą prywatną i nie ma go (jeszcze) w katalogu praw człowieka, ZTM jest zaś pracodawcą i ma prawo żądać od swoich pracowników, żeby się w czasie pracy powstrzymali od prywatnych przyjemności.
O tym, czy zakaz jest zasadny czy nie, można oczywiście dyskutować, ale nie w taki sposób, jak to robią ci, których zakaz dotknął. „Ta osoba, co wydała taki zakaz, nie ma polskiej krwi w żyłach"; „To jakby zabronili mi być Polakiem". Hola, hola! Przecież to już czyste wariactwo. Kibicowanie jak probierz polskości?!
Wszystko to pokazuje, do jakiego stopnia gnębią nas kompleksy, które próbujemy leczyć dokładnie w taki sam sposób, w jaki starali się to robić komuniści: przez sukcesy w najbardziej masowym i plebejskim sporcie, jakim jest piłka nożna. Narasta wokół niej jakaś narodowa histeria, którą pompują wszyscy, od prawa do lewa. Mecze na ME stają się sprawą honoru, patriotyzmu, obrony polskości, świętością, przyprawiają o quasi-religijną ekstazę. Polityka zaczyna się kręcić wokół piłki, a niebawem związki zawodowe zażądają od pracodawców zagwarantowania pracownikom prawa do okazywania kibicowskich emocji oraz dni wolnych w czasie, gdy gra reprezentacja.
To jest chore. Taki status piłce nożnej może przysługiwać w kraju trzeciego świata, kraju biednym i chorym pod każdym innym względem. Polska takim krajem szczęśliwie nie jest i żadnych kompleksów leczyć nie musi. Jest wokół sporo osób takich jak ja, które patrzą na piłkarską histerię z rosnącą irytacją i niesmakiem. Bo przecież nakręcają się wszyscy nawzajem: media, politycy, osoby publiczne i sama publiczność. Ciekawe, czy ktoś odważy się wreszcie publicznie popukać w czoło.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka