Wróciłem właśnie ze spotkania z premierem w kancelarii. Kilkanaścioro dziennikarzy miało rozmawiać o zbliżających się spotkaniach zagranicznych Tuska, ale siłą rzeczy rozmowa skupiła się na irlandzkim referendum.
Krótko zatem o tym, co premier powiedział na temat dalszego rozwoju sytuacji. Na pytanie redaktora Jonasa o ciąg dalszy, Donald Tusk odparł (cytuję sens jego słów z notatek), że proces ratyfikacji powinien iść dalej i że Unia będzie musiała znaleźć jakieś rozwiązanie, „szanujące wybór Irlandczyków" (to określenie pojawiło się jeszcze kilkakrotnie). W sumie jednak chodzi o to, żeby Irlandia w jakiejś formie i w jakiś sposób traktat zaakceptowała.
Zadałem zatem pytanie następujące:
„Jeśli dobrze rozumiem, sens Pana słów jest taki, że w najbliższym czasie w gronie Rady Europejskiej zapadnie decyzja, aby traktat jakoś jednak Irlandczykom wmusić. Czy uwzględnia pan wariant, że jednak wszystko zostanie rozpoczęte od zera, być może już za prezydencji francuskiej, i że powstanie zupełnie nowy dokument i czy Polska chciałaby wtedy skorzystać z tej okazji, aby umieścić w nim korzystniejsze dla siebie rozwiązania niż te z Traktatu Lizbońskiego - np. inny system głosowania w Radzie UE?".
Odpowiedź Tuska, choć wyrażona w dyplomatyczny sposób, nie pozostawia wątpliwości, jaka będzie linia tego rządu. Oto jej sens:
Strategicznym interesem Polski jest dalsza integracja i tu Polska powinna iść na przedzie. Zatem nasze ewentualne propozycje rozwiązania kryzysu ratyfikacyjnego nie powinny zmieniać istoty rozwiązań, zawartych w Traktacie Lizbońskim, a jedynie powinny pomóc Irlandii przyjąć dokument w inny sposób. Błędem byłaby próba zmian w kluczowych ustaleniach traktatu - także tych, dotyczących sposobu podejmowania decyzji.
Uważam, że rząd Tuska popełnia błąd z punktu widzenia interesu Polski, ale też taka postawa jest spójna z filozofią uprawianej przez niego polityki zagranicznej, której sens da się streścić w powiedzeniu „tisze jed'esz, dal'sze bud'esz".
Po pierwsze - Traktat Lizboński nie zawiera żadnych tak korzystnych z naszego punktu widzenia postanowień, aby warto było go bronić za wszelką cenę.
Po drugie - zawiera fatalne dla nas rozwiązanie systemu głosowania.
Po trzecie - TL nie jest niezbędny dla funkcjonowania Unii w jej obecnej postaci ani nawet do jej dalszego rozszerzania, przynajmniej o Chorwację.
Po czwarte - w Polskim interesie leży rozpoczęcia prac nad nowym rozwiązaniem i walka w jego ramach o lepszy dla nas system głosowania.
Po piąte - wpychanie Irlandczykom TL na tak zwanego chama będzie ostatecznym dowodem na arogancję europejskich elit, które przecież tyle pokrzykują o konieczności zbliżenia Unii do obywatela. Będzie to zaprzepaszczenie okazji do stworzenia w końcu naprawdę czytelnego dokumentu konstytucyjnego (nie konstytucji!), ostatecznie definiującego Unię.
Żeby jednak optować za polityką wyrażoną w tych punktach, trzeba mieć z jednej strony odwagę większą niż ten rząd, z drugiej - umiejętności większe niż rząd poprzedni.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka