Leopold Zgoda Leopold Zgoda
76
BLOG

Sukces sportowy bez zastrzeżeń

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 5

W miarę powszechna jest opinia, że tegoroczna kampania prezydencka była wyjątkowo łagodna, a druga debata telewizyjna dwóch kandydatów bardziej od pierwszej udana. Wybory wgrał kandydat „Platformy” Bronisław Komorowski, ale mówiło się początkowo o dwóch, a nawet trzech wygranych, biorąc pod uwagę wysoki wynik Jarosława Kaczyńskiego, a w I turze stosunkowo wysoki wynik Grzegorza Napieralskiego. Byli i tacy, którzy mówili o czterech wygranych, uwzględniając poparcie, jakiego premier Tusk udzielił Bronisławowi Komorowskiemu. Tak było, bo wygrana Bronisława Komorowskiego w wieczór powyborczy była niepewna. Premier Donald Tusk mówił nawet o cnocie pokory. A przecież, wystąpienie Premiera na kongresie Platformy kilka dni wcześniej było wyjątkowo brutalne. Kiedy w programie radiowym usłyszałem, ze było to wyjątkowo udane przemówienie, pomyślałem, że „wojna polsko-polska” pod hasłem: „Zgoda buduje” w krótkim czasie ujawni siłę destrukcji. Tym bardziej, że wraca sprawa tragedii smoleńskiej, także na forum komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów USA, gdzie polityk republikański Peter T. King złożył projekt rezolucji, domagającej się przeprowadzenia niezależnego międzynarodowego dochodzenia w sprawie katastrofy. Jakiej reakcji możemy oczekiwać? 

W ostatnią niedzielę sekretarz stanu USA Hillary Clinton była w Krakowie inaugurując konferencję z okazji 10-lecia Wspólnoty Demokracji. Pod Krzyżem Katyńskim u stop Wawelu oddała hołd „ofiarom katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem”. Na Wawel, gdzie spoczywają ciała Marii i Lecha Kaczyńskich, było już za wysoko. Ja wiem, był dzień wyborów, przewidziany prawem zakaz jakiejkolwiek agitacji, ale w uroczystościach pogrzebowych Pary Prezydenckiej miał wziąć udział prezydent Stanów Zjednoczonych. I pomyślałem, że łatwiej byłoby prezydentowi USA pokonać pył wulkaniczny, aniżeli sekretarzowi stanu USA wejść do krypty wawelskiej. Tacy jesteśmy, my Polacy. Wydaje się, że wspaniałomyślności, która jest cechą prawych charakterów trzeba nam szukać tylko w historii. A przecież - jeszcze tak niedawno – wierzący, praktykujący i niewierzący słuchaliśmy słów Jana Pawła II.

Negatywna kampania prezydencka nie budzi wielkich nadziei na najbliższą przyszłość. Nazwanie debatą przepytywania kandydatów przez atrakcyjne dziennikarki już było nadużyciem. Nie była to debata w znaczeniu narady, tym bardziej nie była to dyskusja. Były to, przerywane przez prowadzących spotkanie i upływający czas, monologi. Powiem więcej, to nie było spotkanie. Ale tak już jest, że w miarę doskonalenia informatycznych środków przekazu coraz trudniej jest dzisiaj wzajemnie się wysłuchać, zrozumieć, porozumieć, doprowadzić do owocnej współpracy. Czy to znaczy, że taki stan rzeczy musimy zaakceptować?

Wytrwała praca edukacyjno-wychowawcza nad poszanowaniem godności życia osobowego może w tym zakresie wiele zmienić. „Debaty prezydenckie” nie były dobrym przyczynkiem do takich zmian. Powiedzenie, że w polityce tak zawsze jest, a nawet gorzej, nie może usprawiedliwiać. Podczas krakowskiej konferencji Wspólnoty Demokracji (było ponad 70 delegacji zagranicznych), zebrani doszli do przekonania, że korupcja jest zagrożeniem dla demokracji. Od siebie powiem, że bezmyślność i korupcja są największym zagrożeniem dla Polski. Zasady „fair play” nawet w sporcie nie potrafimy uchronić. Myślę, że jest to jedna z przyczyn, dla których nie ma nas wśród najlepszych.

 Tegoroczne piłkarskie mistrzostwa świata, bez Polaków, także w Polsce oglądają miliony. Przyznaję, że z wielką przyjemnością siadam przed ekranem telewizora, aby śledzić precyzję, faule, radość, łzy, niedyspozycję sędziów. Oglądam „bezinteresownie”, „swojej” drużyny nie mam. Nie potrafię powiedzieć, której drużynie życzę wygranej. Chciałbym, aby wygrała drużyna najlepsza, to znaczy taka, która przestrzega zasady „fair play”. Chciałbym także doczekać takiego sportu w Polsce. Myślę, że miałby wielką siłę oddziaływania na inne dziedziny naszego życia. Byłby wielką szkołą dobrych obyczajów i, być może, politycy byliby inni. Sport, podobnie polityka, to poważne zajęcia. Nam zaś wmawia się, że najważniejsza dla przyszłości kraju jest „poprawność polityczna” i skorumpowany biznes. Wmawia nam się, że tak zwany marketing (zwłaszcza w polityce) jest najważniejszą z nauk. A potem dziwimy się, że rachunki się nie zgadzają.

Zawsze byłem pod urokiem gór i ludzi gór. Wysoki wyczyn alpinistyczny budził we mnie uczucia podziwu i dobrze pojętej zazdrości. Stać mnie było (w towarzystwie młodszych kolegów) na podkrakowskie skałki i polskie Tatry. Na Turbacz i Babią Górę lubiłem wychodzić sam. Nad Kaukazem przeleciałem samolotem, zaś Pireneje i Alpy pokonałem w samochodzie przyjaciół. Lecz podziw dla ludzi gór pozostał. Dobrze pamiętam jak lata temu, idąc czarnym szlakiem z Zawoi na Markowe Szczawiny pod Babią Górą spotkałem Edwarda Moskałę, którego znałem wcześniej jako autora przewodników. Mówiliśmy o śmierci w górach. Kiedy powiedziałem, że śmierć w górach dla ludzi, którzy góry kochają, to piękna śmierć, bardzo się ucieszył. To był wyjątkowo wspaniały człowiek. Takich ludzi poznałem więcej. Lecz ilekroć jestem na Turbaczu (w tym roku wybieram się z maleńką wnuczką), podchodzę pod obelisk poświęcony pamięci Edwarda Moskały, aby przeczytać słowa:

Co jest na szczycie?

 Dokąd droga wiedzie,

 Tylko błękit nieba w nieskończoności wielkiej.

Z wielkim żalem odebrałem (spóźnioną) wiadomość, że Piotr Pustelnik był w Krakowie. Do głowy mi nie przyszło, żeby chcieć się zobaczyć z Hillary Clinton, ale zdobywcę Annapurny (8091 m.) chciałbym osobiście poznać. Wiem, że zaczynał swoją wielką przygodę z najwyższymi na świecie górami przy boku Wandy Rutkiewicz. Jego wejście 27 kwietnia na Annapurnę (razem ze Słowakiem Peterem Hamorem) było zarazem zdobyciem Korony Himalajów (ostatniego z 14 najwyższych szczytów świata powyżej 8000 m.). Wcześniej dokonali tego Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki. I kiedy myślę, że tej miary ludzie chodzą po polskiej ziemi, jest mi lżej. Jacy to ludzie? W jednym z ywiadów Piotr Pustelnik powiedział: „Patrzą bardzo uważnie jak i co robią i sprawiedliwie oceniają”.

Wanda Rutkiewicz zginęła na stokach Kanczendzongi w Himalajach 13 maja 1992 r. Ale ja mam przed oczyma Jej postać podczas składania darów na krakowskich Błoniach w dniu 10 czerwca 1979 r. podczas I pielgrzymi Jana Pawła II do Ojczyzny. Był to dar ze szczytu Mount Everest, który zdobyła 16 października 1978 roku. Była pierwszą Polką i Europejką, a trzecią kobietą na świecie, która tego wyczynu dokonała. A był to dzień wyboru kardynała Karola Wojtyły na papieża. Tacy bywają ludzie gór i potrafią być zdolni do największego wysiłku. Co mają w zamian? „Tylko błękit nieba w nieskończoności wielkiej”. Czy tej miary ludzie mogą zaistnieć w polityce?

O wyczynie sportowym Piotra Pustelnika, laureata nagrody Fair Play PKOL, prasa krajowa się nie rozpisuje, o wyczynach Janusza Palikota (posła PO) wiedzą wszyscy. Tak jest nasza edukacja obywatelska i patriotyczna.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości