Wiemy, że na ogólne pytania należy udzielać ogólnych odpowiedzi, zaś na szczegółowe pytania szczegółowych odpowiedzi. Wiemy dobrze, że jedne drugich nie zastąpią. Jedne i drugie dopełniają się wzajemnie i są w życiu ludzi myślących niezbędne. Świadomość tego faktu, ma swój doniosły wymiar praktyczny. Umiejętność sprostania tej świadomości w działaniu sprawia, że stajemy po stronie tych, którzy wprost bądź pośrednio budują kulturę życia codziennego. Dom rodzinny i szkoła powinny nas tego nauczyć, studia, jeśli są, wzmocnić. Niestety w tym zakresie mamy bardzo wiele do nadrobienia. Drobna sprawa, niezręczność, przejęzyczenie potrafią urastać do rangi największych problemów. Skutek tego jest taki, ze problemy wyjątkowo ważne i znaczące w szerszym wymiarze społecznym znikają z pola widzenia. „Wysiłek twórczy” do tego się sprowadza, aby „drugiej stronie dołożyć”.
Pytanie o Polskę jest pytaniem ogólnym, co więcej, jest pytaniem złożonym. Jest pytaniem o Polskę, która jest, ale także o Polskę, która była, która będzie, która być może, która być powinna. Jest pytaniem o Polskę w świadomości samych Polaków. Poza dyskusją jest fakt, że ta świadomość jest zróżnicowana. Zawsze tak było, jest i będzie. Zgoda w tym zakresie (jednomyślność) nie jest ani potrzebna, ani możliwa. Pomijam tutaj rozwiązania siłowe, charakterystyczne dla ustrojów totalitarnych. Już sam fakt, że jesteśmy ułomni poznawczo (i nie tylko poznawczo) sprawia, że się różnimy. Dochodzą do tego różnice w wyposażeniu genetycznym i biologicznym, a także zróżnicowane uwarunkowania środowiskowe. Rzecz w tym, abyśmy, jako naród, jako społeczeństwo polskie, umieli „różnić się pięknie”. Zgoda w tym zakresie jest niezbędna. Ale nie można jej przegłosować. Ona, jeśli jest, jest na poziomie kultury życia codziennego, którą sytuacje wyjątkowe i zachowania osób publicznych mogą wzmacniać bądź osłabiać. Bez większego ryzyka mogę zauważyć, że mamy do czynienia z osłabianiem standardów życia społecznego.
Friedrich Holderlin (1770-1843) napisał: „Gdzie rośnie zagrożenie, rośnie i to, co przed nim ocala”. Myśl zawartą w słowach wielkiego poety niemieckiego, głęboko doświadczonego cierpieniem, a który tęsknił do idealnego porządku w świecie i inspiracji dla własnej twórczości szukał w Grecji antycznej, powtarzają dziś inni. Po co ten cytat? Aby zdać sobie sprawę z faktu, iż można używać „pięknych i szlachetnych słów” pozostając po stronie rosnącego zagrożenia. Jaki punkt widzenia, jaka postawa są niezbędne, aby być po stronie tego, co ocala? Śmiem twierdzić, że jest to etyczny punkt widzenia.
Wydaje się, że słowo „solidarność”, które w najnowszej naszej historii było na ustach świata, wyjątkowo trafnie oddaje sens wyrażenia „różnić się pięknie”. U podstaw tej umiejętności (sprawności w znaczeniu moralnym) odnajdujemy świadomość, iż inny (łać. varius) nie musi być zagrożeniem. Spotkanie z innym może być wielką potrzebą dopełnienia, wzbogacenia, twórczej współpracy, wzrostu. Aby tak było to zaufanie, które w tradycji chrześcijańskiej nosi nazwę miłości bliźniego, jest tutaj niezbędne. Nie chodzi o naiwność, chodzi o stosunek do świata i bliźniego, chodzi o nastawienie. Zauważmy, że już na poziomie załatwiania interesów minimum zaufania do partnera transakcji jest niezbędne. Bez owego minimum dziedzina życia gospodarczego i polityka są wyjątkowo kosztowne. Zaufanie nie wyklucza czynności kontrolnych, jako że z natury – o czym już powiedziałem - jesteśmy ułomni. W systemach demokratycznych ogólną funkcję kontrolną spełnia opozycja. Dążenie wszelkimi sposobami do jej eliminacji jest faktycznie dążeniem do którejś z odmian totalitaryzmu. Mamy wtedy odgórnie zadekretowaną zgodę i pewność, jeśli system działa sprawnie, że wszyscy ci, którzy nie potrafią jej sprostać będą eliminowani. Pierwszym etapem takiej eliminacji jest próba ośmieszenia.
Mija w tym roku trzydzieści lat od porozumień gdańskich i narodzin ruchu społecznego Solidarność. Dobrze wiemy, że pierwsza Solidarność była związkiem zawodowym tylko z nazwy, jako że swym zakresem i znaczeniem daleko wykraczała poza troskę o respektowanie zobowiązań pracowniczych. Solidarność, która objęła swym zakresem cały kraj i wszystkie dziedziny życia społecznego, sięgała w głąb ludzkich sumień i miał wymiar moralny. Chodziło – ogólnie mówiąc - o poszanowanie godności życia osobowego człowieka, jako człowieka i obywatela. Świat mówi tutaj o prawach człowieka. Wydarzenia ostatnich dni przed Pałacem Prezydenckim i reakcje osób publicznych na te wydarzenia sprawiły, iż nasuwa się pytanie, co będziemy świętować.
Byłem delegatem Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność”. Dzięki tym, którzy mnie wybrali, a którym do dzisiaj jestem wdzięczny, przeżyłem w wyjątkowym miejscu wyjątkowy czas. A przecież była to tylko hala sportowo-widowiskowa gdańskiej „Olivii” i czas, po którym nastąpił stan wojenny. Myśmy tam uczyli się z sobą rozmawiać. Nie było łatwo. Ks. prof. Józef Tischner pisał o młynie, który trzeszczy, ale miele ziarno na mąkę, aby był chleb, i się nie rozwala. Okazało się, że tego chleba musiało wystarczyć na czas stanu wojennego, aby solidarność mogła odrodzić się w ruchu komitetów obywatelskich. Co pozostało z entuzjazmu i nadziei tamtych dni? Można odnieść wrażenie, że najwięcej jest nienawiści w szeregach tych, którzy walczyli o wolną Polskę pod jednym sztandarem. Paradoks w tym, iż każda ze spierających się stron gotowa jest powtarzać za bł. ks. Jerzym Popiełuszką słowa św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj”.
Wydaje się, że podział na lewicę i prawicę, niezależnie od tego, co by to miało znaczyć, ustąpił miejsca podziałowi na państwowo – partyjno – biurokratyczny układ i pozostałych obywateli, poddanych procesom daleko idącej atomizacji. Ów układ nie jest stabilny, jako że trwa w jego łonie nieustająca walka o władzę. Wspólnym wrogiem walczących ze sobą sił są ci, którzy „naiwnie” pytają, komu władza służy i opowiadają się za „opcją na rzecz ubogich”. Wolontariusze w Bogatyni i w innych miejscowościach zalanych wodą są ludźmi dobrej woli nie na pokaz. Deklarowane różnice światopoglądowe, polityczne i religijne tracą w tej walce o godność człowieka swą moc. Ci młodzi ludzie (nie tylko młodzi i nie tylko tam), są „po stronie tego, co ocala”.
Warto zauważyć, że przeciw podniesieniu podatku VAT występują zarówno związki zawodowe jak i pracodawcy. Okazuje się, że łatwiej podnieść podatki, aniżeli przeprowadzić niezbędne reformy, pobudzić koniunkturę gospodarczą i ograniczyć wydatki. Projekt Samorządnej Rzeczypospolitej I Zjazdu NSZZ „Solidarność”, podobnie jak postulat budowania społeczeństwa obywatelskiego pierwszych lat transformacji ustrojowej, którą prezydent Bronisław Komorowski uznał za zakończoną, kojarzy się już dzisiaj z daleko idącą naiwnością i – jak to się mówi – fanatyczną postawą „obrońców krzyża”. Pięćset dni spokoju, aby wygrać kolejne wybory (samorządowe i parlamentarne) i zdobyć większość w przyszłym parlamencie jest na dziś programem Platformy. Potem mają być głębokie reformy, które są koniecznością. Im dłużej będziemy je odkładać – eksperci są zgodni - tym więcej będą kosztować. Dzisiaj – tłumaczą politycy Platformy – wprawdzie prezydent jest nam przychylny, ale koalicjant (PSL) jeszcze przeszkadza. Wydaje się, że przy niskim poziomie zaufania społecznego nie ma sposobu, aby ich dokonać.
Przyznaję z żalem, iż skutecznie udało się Platformie sprowokować PiS do radykalnych zachowań. I o ile liderzy Platformy zapewniają, że jesteśmy krajem coraz bardziej zasobnym i wyjątkowo bezpiecznym, o tyle PiS (bardziej emocjonalne) widzi same zagrożenia. Trzeciej sile politycznej, której na imię SLD, a która ustawicznie podkreśla, że jest konstruktywną opozycją, w drodze do przyszłych sukcesów może być z każdym po drodze. Najbardziej jednak liczy na ludzi młodych, pobudzając ich – w imię wolności i równości - do pokonywania wszelkich ograniczeń obyczajowych. Jest to zarazem najpewniejszy sposób na to, aby być „dobrym Europejczykiem”, jako że „tak ambitny” jest program dzisiejszej lewicy europejskiej. O zmianie ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową, opartą na okręgach jednomandatowych, już się nie wspomina. Taka zmiana byłaby nazbyt ryzykowna dla układu. Układ ten wzmacnia ponadto sposób finansowania partii politycznych. Obywatel – poza układem – niewiele ma do powiedzenia. Wystarczy, jeśli raz na cztery lata postawi krzyżyk na liście kandydatów do sprawowania władzy, którą ustali przywódca danej partii. Upartyjnienie (i walka o władzę) sięga głęboko w każdy z trzech poziomów samorządu terytorialnego, co utrudnia porozumienie i owocną współpracę przy realizacji konkretnych zadań.
Mimo udanej reformy samorządowej, zwłaszcza na poziomie gmin, Polska jest w dużym stopniu państwem scentralizowanym. Taka jest nadal kultura polityczna naszego kraju, że także na poziomie lokalnym najważniejsze są decyzje nielubianej władzy centralnej. Taka jest kultura życia codziennego, że w sytuacjach nienadzwyczajnych trudno o owocną współpracę. Pracujemy dużo, ale mało wydajnie. Samorządność i przedsiębiorczość, sprowadzone do aroganckich postaw, korupcji, cwaniactwa i pozornych działań, niszczą zaufanie społeczne i nie rokują dobrze na przyszły czas. Zasada pomocniczości władzy państwowej, i nie tylko państwowej, czeka na ponowne odkrycie. Zmiana sposobu wyłaniania władz państwowych i samorządowych może tu pomóc. Ale bez rzetelnej troski o edukację i wychowanie dzieci i młodzieży tym zadaniom nie podołamy. Okazuje się, że co drugie dziecko w Polsce nie ma miejsca w przedszkolu. Lecz poprawa wskaźników ilościowych tej rzetelności nie zastąpi. Kształtowanie postaw moralnych i prawych charakterów jest tu najważniejsze.
Polska potrzebuje aktywności obywatelskiej, podobnie jak pitnej wody, zabezpieczeń przeciwpowodziowych, infrastruktury drogowej i czystego powietrza. Paradoks w tym, iż od nadmiaru wody (Bogatynia) i dobrych chęci można umierać z pragnienia. Ostrzeżenia służb meteorologicznych, jeśli nawet są na czas i w miarę precyzyjne, wieloletnich zaniedbań w infrastrukturze przeciwpowodziowej nie zastąpią. Samorządy, krępowane rozmaitymi zarządzeniami i uginające się pod ciężarem przypisanych im zadań, nigdy nie miały i nie mają na takie prace pieniędzy. Ci ludzie tam w terenie potrafią być wyjątkowo dzielni.
Obywatel, jeśli nim jest nie tylko z nazwy, jest świadom swych uprawnień i obowiązków względem wspólnoty, z której wyrasta. Taka postawa jest wyrazem dojrzałości i odpowiedzialności za skutki poczynań własnych. Takie były postawy – w liczącej się skali społecznej – członków pierwszej Solidarność i na tym polegał ruch komitetów obywatelskich. Postawy czysto roszczeniowe, będące wyrazem daleko idącej niedojrzałości i braku poczucia solidarności, prowadzą do anarchii, która jest „matką władzy despotycznej”. Do podobnych skutków prowadzić mogą postawy tych, którzy chcą się tylko bawić. Manifestacja (happening) w godzinach nocnych z poniedziałku na wtorek przed Pałacem Prezydenckim, aby zaprotestować przeciw obecności krzyża, była faktycznie happeningiem, w który „wmontowano” modlących się ludzi i krzyż. Ci młodzi ludzie – w asyście policji i straży miejskiej – w znakomitej większości przyszli się zabawić. Dla nich już nie ma żadnej świętości. Czy można pomyśleć, że są po stronie tego, co ocala? Czy premier Donald Tusk tego nie zauważył? Wiec SLD „w obronie Konstytucji” na Placu Konstytucji w Warszawie był już „typowym” wiecem przedwyborczym. Lecz nikt mi nie wmówi, że wtorek (cztery miesiące po tragedii smoleńskiej) był dniem przypadkowo wybranym.
Czym jest solidarność (pisana przez małe s)? U jej podstaw jest wolność, która potrafi przekształcić się w odpowiedzialność. Chodzi o odpowiedzialność za człowieczeństwo, które jest w nas i wokół nas, jako że żyjemy wśród innych ludzi. Odpowiedzialność tak pojęta wykracza poza system prawny, który odwołuje się do siły instytucji wymiaru sprawiedliwości i sięga w głąb ludzkich sumień. Jeśli tej odpowiedzialności zabraknie, zabraknie również odpowiedzialności w systemie prawnym. O tym, jak niewydolny (chory) jest nasz system wymiaru sprawiedliwości świadczyć może praktyka powoływania sejmowych komisji śledczych, które - na oczach całej Polski - coraz bardziej się kompromitują. O tym, jak mało sprawne jest całe nasze państwo świadczyć może wołanie burmistrza Bogatyni o chleb i wodę. Przyznaję, ze uroczystości zaprzysiężenia Bronisława Komorowskiego na urząd
Prezydenta RP odbyły się sprawnie i były bardzo okazałe. Przyznaję także, iż chciałbym, aby
prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas zaprzysiężenia mógł być obecny. Mogę zrozumieć powody tej nieobecności, ale pochwalić nie potrafię. Tadeusz Kotarbiński, twórca prakseologii (nauki o skutecznym działaniu) i etyki spolegliwego opiekuna (człowieka, który nie zawodzi w potrzebie), napisał: „W sprawach moralnych jest na ogół tak, że im bardziej radykalne środki tym bardziej sprzeciwiają się celom”.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości