Słowo „sztuka” zwraca uwagę na kulturę, słowo „uprawiać” tradycyjnie odnosi się do rolnictwa, ale także do sportu, zaś dzisiaj – po rewolucji obyczajowej lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku - mówi się ponadto o „uprawianiu seksu”. Słowo polityka zawsze ma związek bezpośredni bądź pośredni ze sprawowaniem władzy. Ci, którzy uchodzą za polityków, sprawują władzę, bądź dążą do jej sprawowania, ci, którzy politykę czynią przedmiotem pogłębionej refleksji naukowej, mają - co najwyżej - pośredni wpływ na sprawowanie władzy. Nie mniej ów wpływ – zwłaszcza w długim okresie czasu – może okazać się bardzo ważny.
Polityk jest po stronie praktyki sprawowania władzy, politolog jest po stronie teorii. Polityk, który chce być u władzy musi posiadać walor skuteczności, politolog, ale także teoretyk prawa, socjolog czy psycholog społeczny, od takiego przymusu są zwolnieni. Muszą natomiast, jeśli chcą sprostać swemu powołaniu, słuchać głosu własnego sumienia, zorientowanego na wartość prawdy. Politolog bez reszty podporządkowany interesom określonej opcji politycznej staje się ideologiem, jeśli zaś jest na usługach tych, którzy dobrze zapłacą uprawia – jakże dziś modny - marketing polityczny. Bez większej przesady można powiedzieć, że na doraźny sukces w polityce coraz większy ma wpływ marketing polityczny. Dziedzina polityki, ale także ekonomia i kultura, coraz bardziej są show-biznesem. Ma w tym swój udział gwałtowne przyśpieszenie w zakresie rozwoju technik informatycznych. Dokąd ta droga prowadzi?
Doświadczenie podpowiada, że jeśli błądzimy, a tak jest, to dobrze jest zawrócić i przemyśleć początek drogi. Warunek jest jeden, że powrót jest jeszcze możliwy. Pamiętam, były to pierwsze lata transformacji, jak ekspert od etyki biznesu jednego z renomowanych uniwersytetów amerykańskich chwalił się tym, że zaczęli studiować dzieła Arystotelesa. Odpowiedziałem, że my nie mamy potrzeby zaczynać, ponieważ ciągłości z tradycją jeszcze nie zatracamy. Dzisiaj obawiam się, że oni zaczęli, bo doświadczyli braku tego, co nadaje życiu głębszy sens, a myśmy – w pogoni za tym, co uchodzi za nowoczesne i błyszczy – ową więź z przeszłością w dużym stopniu już zatracili. Okazuje się, że w kulturze jest inaczej, aniżeli w samej technice, w której to, co nowsze, jako bardziej nowoczesne, wypiera to, co starsze. W kulturze, jeśli myśl jest trafna i dzieło sztuki doskonałe, to jest. Czy można powiedzieć, że po Szekspirze nie warto już wystawiać Sofoklesa? Wróćmy – przynajmniej na krótko – do dzieł wymienionego już Arystotelesa.
Arystoteles w „Etyce nikomachejskiej” napisał: „I jak w Olimpii wieńczy się nie tych, co najpiękniejsi i najsilniejsi, lecz tych, co biorą udział w igrzyskach (jako, że wśród nich są zwycięzcy), tak też uczestnikami tego, co w życiu jest dobre i moralnie piękne, stają się słusznie ci, którzy działają”. Zawarta tu myśl, że człowiek realizuje się w działaniu jest istotnym rysem całej cywilizacji europejskiej. Czy wystarczy brać udział w igrzyskach, aby być zwycięzcą? Oczywiście, że nie wystarczy. Podobnie nie wystarczy działać, przekształcając otaczający nas świat, aby mieć udział w tym, co w życiu jest dobre i moralnie piękne, a co ma ścisły związek ze szczęściem człowieka. Jak zatem działać?
Na jednej z pierwszych stron „Polityki” Arystotelesa możemy przeczytać: „To bowiem jest właściwością człowieka odróżniającą go od innych stworzeń żyjących, że on jedyny ma zdolność odróżniania dobra od zła, sprawiedliwości i niesprawiedliwości i tym podobnych. Wspólnota zaś takich istot staje się podstawą rodziny i państwa”. Można powiedzieć, że niezbędna jest zdolność odróżniania dobra od zła, aby działanie wydało dojrzałe owoce. Co więcej, nie wystarczy działać, trzeba umieć współdziałać. Nieco dalej czytamy: „Wszystkim ludziom właściwy jest z natury pęd do życia we wspólnocie, a ten, kto ją zestroił, jest twórcą największych dóbr. Jak bowiem człowiek doskonale rozwinięty jest najprzedniejszym ze stworzeń, tak jest i najgorszym ze wszystkich, jeśli się wyłamie z prawa i sprawiedliwości. Najgorsza jest bowiem nieprawość uzbrojona, człowiek zaś rodzi się wyposażony w broń, jaką są jego zdolności umysłowe i moralne, które jak żadne inne, mogą być niewłaściwie nadużywane. Dlatego człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym i najdzikszym stworzeniem, najpodlejszym w pożądliwości zmysłowej i żarłoczności”.
Za każdym razem, kiedy czytam ten tekst, jestem zaskoczony jego aktualnością. A przecież Arystoteles nie mógł przewidzieć, że człowiek wyprodukuje broń, która będzie zdolna zniszczyć życie na ziemi. Nie mógł przewidzieć degradacji przyrody w skali globalnej, która także zagraża życiu na ziemi. Nie mógł wiedzieć o możliwościach współczesnej nam techniki w nadużywaniu motywacji moralnej. Ale wiedział, ze doskonalenie techniki i doskonalenie człowieka to dwie różne sprawy. Ta druga sprawa, która faktycznie jest sprawą pierwszą, należy do etyki. I dlatego, w ramach szeroko pojętej filozofii praktycznej, politykę (sztukę sprawowania władzy) i ekonomię (umiejętność gospodarowania) związał z zasadami etyki (strategii życia wziętego w całości). Jak jest dziś?
Wyjdźmy od pojęcia systemu społecznego i przyjmijmy, że społeczeństwo polskie jest takim systemem. Jeśli system to elementy i więzi, które sprawiają, ze jest system. Niewątpliwie jest to system realny, dynamiczny i – jak się wydaje – celowy. Jakie podstawowe elementy można w nim wyróżnić? Odwołajmy się do doświadczenia, które jest udziałem każdego z nas.
Aby żyć, trzeba jeść, ubrać się, gdzieś mieszkać. Trzeba się krzątać, choćby ta krzątanina miała się sprowadzić do wyciągniętej ręki. Mówiąc inaczej, trzeba prowadzić działalność gospodarczą, którą zajmują się – jak mówimy – nauki ekonomiczne. Już tutaj możemy zapytać: Czy żyjemy po to, aby jeść, czy jemy po to, aby żyć? Jeśli odpowiemy, że jemy po to, aby żyć, to pojawi się pytania: Jak żyć? Jak sprawować władzę? Jak zarządzać gospodarstwem domowym, aby życie nam się nie zagubiło? Nauczanie Arystotelesa może okazać się tutaj bardzo przydatne. Okaże się, że są pytania i problemy, a także sposobny ich rozwiązywania, które są zawsze ważne, a które w szumie informacyjnym naszych dni ulegają zatracie. Dzisiaj wmawia nam się, że mamy przed sobą tylko jedno strategiczne zadanie. Jest nim sukces finansowo wymierny, aby żyć wygodnie, aby było przyjemnie „teraz i tutaj”. Tym samym zwalnia nas się od wysiłku krytycznego i nieuprzedzonego myślenia. Celują w tym politycy.
Przyjmijmy, że polityka (po ekonomii) jest drugim elementem systemu społecznego. Tak już jest, że ktoś rządzić musi. Tylko anarchiści myślą, że nie ma takiej potrzeby. Podobnie myślał Marks mówiąc o obumieraniu państwa. Ale, Arystoteles już uczył, że anarchia jest matką władzy despotycznej. Stąd pytanie: Jak sprawować władzę?
Wiemy dobrze, że jeśli władza, to także środki przymusu. Po co? Aby zapewnić ład społeczny. Aby „zestroić we wspólnotę” i mieć swój udział w „tworzeniu największych dóbr”. Tradycja podpowiada, że takim dobrem jest sprawiedliwość. My dzisiaj, po okresie „budowania ustroju sprawiedliwości dziejowej”, któremu patronował Marks, mówimy, że chodzi o dobro wspólne obywateli, to znaczy takie, którego każdy z osobna nie jest w stanie sobie zapewnić. Jeśli tak jest, a są tacy, którzy temu przeczą, to władza nie jest celem w sobie. Władza państwowa, podobnie jak każda inna władza, pełni funkcję służebną, a zastosowanie środków przymusu, bądź ich brak tam, gdzie zachodzi taka potrzeba, wymaga usprawiedliwienia. Taki jest sens zasady pomocniczości, której początków doszukać się można u Arystotelesa. U jej podstaw odnajdujemy wielką potrzebę pogodzenia swobody działania z postulatem solidarności. Swoboda działania prowadzi do nierówności, postulat solidarności domaga się ich ograniczenia. Jak trudności zaradzić?
Chantal Millon-Delsol w pracy „Zasada pomocniczości” (Kraków 1995) pisze: „Zasada pomocniczości ma dwa aspekty, w których wyrażają się te dwojakie wymogi:
- aspekt negatywny: władza w ogóle, a państwo w szczególności nie powinno
przeszkadzać osobom lub grupom społecznym w podejmowaniu ich własnych
działań, to znaczy w możliwie najpełniejszym używaniu ich energii, wyobraźni, dla
dokonania dzieł, przez które same się realizują z pożytkiem dla interesu ogólnego,
jak i dla interesu partykularnego;
- aspekt pozytywny: misją każdej władzy jest pobudzanie, podtrzymywanie, a
ostatecznie, w razie potrzeby, uzupełnianie wysiłku tych podmiotów, które są
niesamowystarczalne”.
Zauważmy tutaj, że nadmierne akcentowanie aspektu negatywnego prowadzi do skrajnych odmian liberalizmu, zaś nadmierne przywiązanie do aspektu pozytywnego prowadzi do mniej lub bardziej skrajnych odmian etatyzmu, i to niezależnie od tego, jaką retoryką politycy się posługują. Doświadczenie podpowiada, że najłatwiej jest popadać z jednej skrajności w drugą. A zatem to, co najbardziej istotne w zasadzie pomocniczości zostaje zagubione. Zagubiony zostaje respekt dla etycznej zasady umiaru w działaniu, który przenika całą filozofię Arystotelesa. Ta zasada, która najczęściej nosi nazwę zasady złotego środka, nosi także nazwę zasady kompromisu. Kompromis, na skutek bezmyślności, kojarzony jest dzisiaj i u nas z konformizmem, co jest nieszczęściem naszych dni. U Arystotelesa umiejętność sprostania zasadzie umiaru w działaniu, którą dyktuje rozum, jest przejawem najwyższej udatności człowieka Sprawa jest na tyle ważna, iż będzie przedmiotem mego odrębnego omówienia.
Gdzie szukać miejsca dla zasady umiaru, którą Arystoteles formułuje w etyce? Jej miejsce jest w kulturze, którą możemy uznać za trzeci element systemu społecznego.
W kulturze odnajdujemy religię, ale także filozofię, z której etyka wyrasta. W kulturze jest miejsce dla rozmaitych odmian sztuki, ale także nauki, zwłaszcza tej, która nie jest bez reszty podporządkowana doraźnym potrzebom techniki i gospodarowania. Zauważmy tutaj, że nauka, tam gdzie jest twórcza, bardziej przypomina sztukę, w której jest miejsce dla subiektywnego oglądu świata, aniżeli zobiektywizowaną wiedzę o ustalonych kryteriach naukowości. Podobnie jest w polityce, gdzie, tak jak w sztuce, liczą się osobowości. Jeśli tak jest, to edukacja nie może być sprowadzona do wąsko pojętego kształcenia. Wyjątkowego znaczenia nabiera wychowanie (kształtowanie charakterów i postaw) w drodze do samodzielności.
Pisałem już przy innej okazji, że wychowanie do wolności i odpowiedzialności za wolność, którą już posiadamy, jest wyjątkową potrzebą naszych dni, i to tym bardziej, im bardziej jest zaniedbywane. Zatem kultura, która przenika pozostałe dwie dziedziny życia społecznego, dla systemu społecznego jest najważniejsza. Tutaj decydują się sprawy wartości, a zatem hierarchii wartości i ważności zadań, tutaj kształtuje się poczucie sensu życia. Zrozumienie tych spraw – zwłaszcza w polityce - jest nakazem chwili, jako że jesteśmy w okresie, któremu na imię kryzys.
Kenneth Boulding, amerykański ekonomista światowego formatu, pisze: „Społeczeństwo, które poświęca nieproporcjonalnie dążą część swego życia i energii systemowi wymiany (gospodarce wolnorynkowej – przyp. L.Z.), może doprowadzić do podważenia tego systemu”. Problemem społeczeństwa jest „znalezienie właściwych proporcji” pomiędzy ekonomią (systemem wymiany), polityką (systemem represji) i kulturą, którą Boulding – jakże trafnie – nazywa systemem integracji. Czy nie jest to myśl, którą odnajdujemy w filozofii Arystotelesa?
Społeczeństwo potrzebuje prawych charakterów i prospołecznych postaw. Do gospodarki i polityki trzeba je wnieść, ich matecznikiem jest kultura. Pośrednie sposoby oddziaływania na politykę, ale także na gospodarkę, aby system społeczny miał przyszłość przed sobą, okazują się decydujące. Jakie szerokie jest zrozumienie tych prawd, zwłaszcza wśród polityków??
W „Dzienniku Polskim” (23 sierpnia 2010) ukazał się wywiad z Janiną Cunnelly, pisarką z Krakowa , autorką powieści „Ogon rajskiego ptaka, „Julia”, „Toksyny”, zatytułowany: „Jaka kultura, takie państwo”. Oto cytat z tego wywiadu, którym kończę mój tekst: „Od dwudziestu lat politycy uważają, że kultura, jak wiele innych dziedzin, podlega prawom rynku. Takie myślenie dowodzi całkowitego niezrozumienia kultury, a przede wszystkim jej znaczenia dla budowy spójnego państwa”.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości