W Krakowie powstał Obywatelski Komitet Inicjatywy Referendalnej „Nic o nas bez nas”, który zaproponował, aby wraz z listopadowymi wyborami samorządowymi odbyło się referendum. O tym, czy referendum się odbędzie zadecydują radni, jako że grupa radnych złożyła stosowny projekt uchwały pod obrady. Pierwsze czytanie i dyskusja już się odbyły. Projekt przewiduje cztery pytania, które dotyczą misji Krakowa, kompetencji rad i zarządów dzielnic (Kraków jest podzielony na osiemnaście dzielnic pomocniczych), ochrony przed agresywną zabudową miejskich terenów zielonych, ochrony przed zabudową parku krajobrazowego Zakrzówek, aby mógł tam powstać park miejski.
W okresie międzysesyjnym (9 bm.) w sali obrad Rady Miasta Krakowa odbyła się konferencja, zorganizowana przez Centrum im. Mirosława Dzielskiego, nt. „Czy Kraków stać na bezpośredniość?” z udziałem członków OKIR, gości (w tym studentów), a także zainteresowanych inicjatywą referendalną radnych. Spotkanie, mimo małej frekwencji, a może właśnie dlatego, było bardzo udane. Byłem jednym z referentów i zobowiązałem się tekst wystąpienia upublicznić. Czynię to dziś w Salonie 24, dokonując jedynie drobnych skrótów. Dlaczego to robię? Sprawa pozornie dotyczy tylko Krakowa. Dnia 27 maja minęła 20 rocznica pierwszych wolnych wyborów samorządowych do rad gmin. Czas pochylić się nad samorządnością, dokonać kolejnych twórczych odkryć (bywa i tak, że tego, co już było), aby pobudzić lokalną aktywność obywatelską i współpracę.
Demokracja bezpośrednia ma swoje ułomności, nie ma rozwiązań doskonałych. To przecież demokratyczne Ateny, a była to demokracja bezpośrednia, skazały Sokratesa na śmierć. Ateńczycy chcieli żyć wygodnie i przyjemnie, o przyszłości nie byli skłonni pomyśleć. Jaki jest na to sposób, aby (w liczącej się skali społecznej) zadbać o przyszłości wspólnoty? Edukacja, a zatem kształcenie i wychowanie, kształtowanie prawych charakterów i obywatelskich postaw. Postawy czysto roszczeniowe niszczą zaufanie, niszczą nasz kraj, niszczą Kraków. Oto skrócony tekst mego wystąpienia:
Dlaczego Kraków?
Podczas ostatniej sesji RMK (6 bm.) odwołałem się do słów marszałka Józefa Piłsudskiego, wypowiedzianych 9 października 1919 r., a zatem dokładnie 91 lat temu. Cytuję:
Właśnie Kraków wyróżnia się między innymi tym, ze najłatwiej w nim było zawsze przeprowadzić współpracę ludzi i stronnictw. Najmniej tutaj było wyklinań i stawiania poza nawias narodu, przypisywania sobie tylko przywileju miłości do ojczyzny i wyłączności w wytyczonych przez siebie drogach ku zbawieniu.
Słowa te widnieją na tablicy ufundowanej w 1937 r., którą można zauważyć wchodząc od strony wejścia głównego na dziedziniec tego pałacu. Te słowa nie były wyrazem poprawności politycznej czy zabiegów nazywanych dzisiaj marketingiem politycznym. Te słowa nadal zobowiązują. Czy potrafimy im sprostać?
Co to znaczy, że słowa zobowiązują? Nie o to tutaj chodzi, aby opowiadać, jak bardzo Kraków jest wyjątkowy. Chodzi o to, aby tą wyjątkowość zrozumieć i przyjąć, to znaczy, aby być jej wiernym, dla dobra całej Polski. Czym Kraków jest wyjątkowy? Galerią Krakowską? kompleksem handlowym Bonarka? Kraków nie jest własnością Krakowian. Kraków był i chcemy, aby pozostał „stolicą polskiej pamięci i tożsamości”. Nie wyklucza to działań modernizacyjnych.
Dopuszczony do głosu, po dyskusji radnych nad projektem referendum, po wysłuchaniu opinii, że idea referendum jest cenna, ale lepiej, aby go dnie było, bo jest źle przygotowane, pytania są niewłaściwe, nazbyt ogólne, albo, nazbyt szczegółowe, czas nieodpowiedni, bo przed wyborami do samorządu, stąd podejrzenie, że są osoby, które za pieniądze podatnika chcą się promować, co jest – jak zrozumiałem – wręcz nieprzyzwoite. Powiedziałem, że nie mogę udawać, iż całej tej dyskusji nie wysłuchałem i dlatego do niej wpierw się odniosę. Odwołałem się do słów Heraklita, myśliciela V wieku przed Chrystusem, który powiedział: Złe są oczy i uszy ludzi, którzy mają duszę barbarzyńcy. Dodałem, że tacy ludzie widzą tylko to, co chcą zobaczyć, i słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Dzisiaj mogę dodać, że z takimi ludźmi właściwie nie warto rozmawiać. Dlaczego? Bo nie mają zrozumienia dla wartości prawdy. Dla Greków barbarzyńcą był ten, z którym nie można było się porozumieć.
Po reakcji na moją wypowiedź wnoszę, że poniektórych radnych nie tyle interesowało to, co miałem do powiedzenia, lecz to, czy aby nikogo nie obraziłem. Dzisiaj mogę dodać, że tak mniej więcej wygląda poziom dyskusji w naszym kraju. My chcemy to zmienić. Skoro politycy i radni nie potrafią się porozumieć w sprawach strategicznych dla rozwoju państwa czy miasta, bo zajmują się swoimi sprawami, to chcemy odwołać się w referendum wprost do mieszkańców.
Dobrze wiemy, że poznanie, zrozumienie i porozumienie są u podstaw owocnej współpracy. Szereg warunków musi być spełnionych, aby do takiego procesu doszło.
Zainteresowanym mogę polecić najkrótszą ze znanych mi prac Romana Ingardena
„O dyskusji owocnej słów kilka”. Profesor zmarł 40 lat temu, a przecież to, co językiem przystępnym o dyskusji napisał jest wyjątkowo aktualne nadal.
Słowny spór jest pojęty, jako sposób dochodzenia do prawdy. Każdy z nas jest ułomny i to nie tylko poznawczo, stąd potrzeba pracy nad sobą, aby być otwartym na argumentację strony przeciwnej. Inaczej dyskusja jest dla pozoru, nie zaś dla wypracowania stanowiska. Zamiast siły argumentów decyduje argument siły. I dlatego o siłę się tylko dba. Słuchając wypowiedzi naszych polityków, i nie tylko naszych, można odnieść wrażenie, że nie sprawy do rozwiązania są ważne, lecz nieodparta chęć wyeliminowania strony przeciwnej. Ośmieszenie i poniżenie należą do stosunkowo łagodnych argumentów. Można odnieść wrażenie, że kłamstwa, byle tylko było skuteczne, już dzisiaj nikt się nie wstydzi.
Myślenie w kategoriach interesu partyjnego i jednej kadencji do takich skutków prowadzi. Takie myślenie wydaje się wszechobecne. Trzeba załatać dziurę w drodze. Jeśli projekt uchwały przygotuje PiS, zablokuje Platforma, jeśli przygotuje Platforma, zablokuje PiS. SLD pozostaje rola rozjemcy i najlepiej na tym wychodzi. Tak się dzieje na każdym szczeblu sprawowania władzy, zaś na ulicy Wiejskiej, na oczach całego kraju, bo technika na takie oglądanie pozwala, najczęściej. Tymczasem Arystoteles już uczył, ze wychowanie obywatelskie jest niezbędne, aby dana wspólnota państwowa mogła trwać, a wychowuje nie tylko dom czy szkoła, wychowują, albo demoralizują, także osoby publiczne.
W Ewangelii św. Mateusza są słowa:
Wiecie, że władcy narodów panują nad nimi a możni sprawują nad nimi swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą, a kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym.
Mamy się za kraj katolicki i demokratyczny. Są tacy, którzy są tym wyjątkowo zmartwieni. Jeśli tak jest, to te słowa podwójnie zobowiązują. Tymczasem mamy nie zawsze sprawnych administratorów, którzy nazywają siebie politykami, brakuje mężów stanu, brakuje polityków. Przypominam, że słowo „polityka” pochodzi od greckiego polis(państwo, miasto). A zatem etymologiczny sens słowa „polityka” odnosi się – mówiąc dzisiejszym językiem - do troski o dobro wspólne obywateli. Dlaczego o owo dobro wspólne wprost obywateli nie spytać? Czy jest się obywatelem tylko wtedy, kiedy się jest właścicielem przynajmniej dwóch hurtowni, albo tylko wtedy, kiedy trzeba wrzucić kartkę do urny wyborczej? O preferencje polityczne można pytać, o kierunek rozwoju miasta już pytać nie wypada, bo jest władza, która została wybrana i ona najlepiej wie?
W „Notatnikach” Alberta Camusa, autora „Obcego”, „Upadku”, „Dżumy”, laureata literackiej nagrody Nobla, jest zdanie: Albo służy się całemu człowiekowi, albo wcale.Co to znaczy „służyć”? Czy nie o to chodzi, aby spełniać wolę swego pana? Tak myśleli liderzy PRL zastępując dozorców gospodarzami domu. Jak można służyć całemu człowiekowi? Człowiek o płytkim, powierzchownym myśleniu, słabej dociekliwości i wielkim zabieganiu powie, że to zdanie jest już całkowicie pozbawione sensu. Tymczasem w zdaniu tym można dopatrzyć się sprawy, o którą dzisiaj pytamy. W nim się zawiera istota etyki samorządności, o której mówiłem kilkanaście lat temu.
Pojęcie spełnionej służby, podobnie jak pojęcie misji czy powołania, kieruje nasza uwagę na akty wierności, oddania i zaufania. Jestem oddany sprawie, której się podjąłem, jestem więc wierny sobie i tym, którzy mi zaufali. Miarą tej wierności nie jest zysk, pieniężna zapłata, lecz gotowość do ponoszenia ofiar. Czynić ofiarę z własnego życia, a być ofiarą, to dwie radykalnie odmienne sprawy, chociaż mogą się na siebie nakładać. Ofiara jest dobrowolna i towarzyszy jej poczucie sensu tego, co robimy. Bierze się to stąd, że doświadczamy wartości, dla których warto się trudzić, warto żyć, cierpieć, a nawet umierać. Są tacy, którzy twierdzą, że tak naprawdę żyjemy tylko tym, za co jesteśmy gotowi życie oddać. Zatem wolność, bo mogłem się sprawy nie podejmować, i odpowiedzialność, bo się sprawy podjąłem, są u podstaw dobrze rozumianej służby, a nie zniewolenie wzajemne (tresura) i degradacja.
Mówiłem tak kilkanaście lat temu w ramach kursu „Zarządzanie jednostką pomocniczą”, zorganizowanego dla radnych osiemnastu dzielnic pomocniczych Krakowa przez Komitet Obywatelski Miasta Krakowa, który niedawno obchodził swoje dwudziestolecie. Jak jest dziś? Zamiast szkoleń i doskonalenia współpracy myśli się o likwidacji dzielnic, także - jak to się mówi – z troski o budżet Miasta. Dopowiem, że chodzi o likwidację podziału Krakowa na dzielnice pomocnicze, którego zazdrości nam do dziś niejedno miasto w Polsce.
Dlaczego referendum? Praktyka naszych dni jest taka, że przeprowadza się referendum, najczęściej nieudane, aby zaprotestować, aby taką czy inną osobę odwołać ze stanowiska. Radnego odwołać nie sposób. My chcemy to zmienić. Chcemy, aby w sprawach podstawowych dla rozwoju miasta obywatele mogli się wypowiedzieć nie tylko ustami radnych, i aby ich głos uszanować. Chcemy także być dobrym przykładem dla innych miast. Sprawiedliwie mówiąc, przytomna władza powinna być wdzięczna za inicjatywę, która pozwoli jej wsłuchać się w głos mieszkańców. Tym samym da dowód zrozumienia jakże ważnej w wymiarze praktycznym zasady pomocniczości, która sięga początkami przemyśleń Arystotelesa, a która jest ważna na każdym poziomie sprawowania władzy, także rodzicielskiej. Referendum może też spełnić doniosłą funkcję edukacyjną bardziej angażując mieszkańców wokół wspólnie podejmowanych zadań.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości