I. Janke zamieszcza apel o to, by wszyscy przypominali, że w Chinach łamane są prawa człowieka, moim jednak zdaniem, zbrodnie w Chinach to nie tylko tajemnica poliszynela i wiemy o nich od lat, ale to coś, na co świat cywilizowany powinien reagować z o wiele większą stanowczością. Tak jak to było latem 1980 r., gdy kilkadziesiąt państw zbojkotowało "Igrzyska Dobrej Woli" w Moskwie, po ataku ZSSR na Afganistan. Co ciekawsze także ChRL nie wysłała wtedy swoich sportowców, ale z innych względów, mając dodatkowo swoje własne militarne zaszłości z sowietami.
Od czasów rozjechania czołgami studentów na początku czerwca 1989 r. na Placu Niebiańskiego Spokoju państwa zachodnie obrały kurs obłaskawiania chińskich komunistów, poprzez robienie z nimi interesów. Ileż to artykułów i analiz się ukazało w wielu dziennikach, tygodnikach i miesięcznikach (nawet związanych z liberalnym konserwatyzmem) , zachwycających się rozwojem gospodarczym Chin, przy jednoczesnym wzruszaniu ramionami nad prześladowaniami przedstawicieli chińskiej opozycji, bagatelizowaniu prześladowań religijnych, istnienia obozów "resocjalizacyjnych" czy "polityce demograficznej" mającej wszelkie cechy ludobójstwa. Twierdzono, że owszem, może władze komunistyczne nieco przesadzają z represjami, ale przecież ChRL się rozwija, więc z czasem "gorset" się rozluźni.
Nie trzeba chyba udowadniać, że tego typu myślenie, nie znajduje żadnego poważnego uzasadnienia, ale i realnych skutków politycznych, czego dowodzi nie tylko obecna sytuacja w Tybecie. Ktoś kiedyś powiedział, że Chińczycy boją się wyłącznie Japończyków po rzezi, jaką ci ostatni urządzili w Nankinie w 1937 r. na obrońcach ówczesnej stolicy i jej ludności cywilnej. Nikogo poza Japończykami Chiny się nie boją, więc jedynym sposobem nacisku na władze tego państwa jest konsekwentny bojkot ekonomiczny - niehandlowanie z Chinami i niebranie udziału w takich spektaklach, jak Igrzyska Olimpijskie. Społeczna akcja bojkotowania chińskich towarów ruszyła już choćby w Stanach Zjednoczonych, o czym pisał niedawno "Washington Post", nie sądzę jednak by to miało dużą skuteczność. Pojawiły się ostatnio głosy ze strony MKOl-u, że część sportowców bierze pod uwagę niewystąpienie na Olimpiadzie, ale znowu nie wygląda to na jakąś skoordynowaną międzynarodową akcję. Gdyby więc państwa solidarnie zbojkotowały Igrzyska, inwestycje związane z imprezą mogłyby się okazać deficytowe i na pewno odbiłoby się to na chińskiej gospodarce, a zarazem stanowiło spektakularny wyraz międzynarodowego poparcia dla ludzi prześladowanych przez komunistyczne władze Chin.
Słyszymy jednak zewsząd, że bojkotowanie "nic nie da", bo Chiny się tym by wcale nie przejęły, a sport to "piękne widowisko mogące wpłynąć na wielu ludzi". No więc, idąc po tej myśli, jeśli "nic nie możemy zrobić", to nie udawajmy, że cokolwiek robimy w obronie prześladowanych przez chińskie władze.