Grupa 37 posłów Prawa i Sprawiedliwości złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją i Kodeksem Wyborczym sposobu wyboru części posłów. Pierwsze reakcje niektórych członków Trybunału Konstytucyjnego wskazują na to, iż może on uznać za nieważny wybór 226 obecnych parlamentarzystów, głównie z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.
37 posłów PiS w swoim wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie nieważności wyboru części polskiego parlamentu wskazuje jako przyczynę konieczności pozbawienia mandatu 226 parlamentarzystów brak wypełnienia jednej rubryki w zgłoszeniu kandydatów na posłów, w której należało podać nazwisko panieńskie. W tym przypadku mężczyźni, którzy startowali – głownie z list PO i Nowoczesnej – pozostawiali to miejsce w zgłoszeniu puste, choć – jak podkreślają posłowie-wnioskodawcy z PiS – powinni wpisać tutaj swoje nazwisko jeszcze raz jako nazwisko panieńskie. Ten błąd formalny ich zdaniem nakłada na Trybunał Konstytucyjny obowiązek stwierdzenia nieważności wyboru do Sejmu.
W przypadku obecnych posłanek z PO, Nowoczesnej oraz innych klubów i kół poselskich wadą formalną – zdaniem posłów-wnioskodawców z PiS – był brak wypełnienia rubryki „drugie imię”. Brak jakiegokolwiek wpisu tutaj ma powodować utratę mandatu przez te posłanki.
Warto zauważyć, iż dwa dni temu w podobny sposób mandat parlamentarzysty straciło 36 posłów do parlamentu węgierskiego.
Jeśli Trybunał Konstytucyjny RP przychyli się do wniosku 37 posłów Prawa i Sprawiedliwości, może to mieć poważne skutki dla polskiego parlamentu. Gdyby mandat posła straciło faktycznie 226 posłów, oznaczałoby to, iż Sejm RP do końca tej kadencji liczyłby tylko 234 posłów. Byliby to wyłącznie parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości, jako że tylko oni prawidłowo wypełnili formularze zgłoszeniowe przed wyborami parlamentarnymi, podając we właściwej rubryce – w przypadku mężczyzn – nazwisko panieńskie, a w przypadku posłanek – wypełniając rubrykę „drugie imię”.
Jak już zauważyli posłowie-wnioskodawcy z PiS, nie byłoby wówczas możliwe powołanie w skład Sejmu następnych na liście wyborczej kandydatów PO, Nowoczesnej czy innych ugrupowań, gdyż – zdaniem posłów PiS – Kodeks Wyborczy wyklucza taką możliwość.
Co więcej, 224 posłów, którzy straciliby mandaty parlamentarzystów, musiałoby zwrócić w całości pobrane wynagrodzenia, diety oraz pieniądze przeznaczane na utrzymanie biur poselskich i dotychczas pobrane dotacje dla partii politycznych. Jak twierdzą posłowie-wnioskodawcy z PiS, miliony złotych trafiłyby wówczas na konto jedynej partii reprezentowanej wówczas w Sejmie RP – to jest Prawa i Sprawiedliwości.
W takiej sytuacji Sejm składałby się wyłącznie z posłów PiS. By uniknąć zarzutu ograniczania demokracji w Polsce, posłowie-wnioskodawcy z Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali, by do końca tej kadencji raz w miesiącu w Sejmie mógł zabrać głos jeden z przedstawicieli opozycji.
Jeśli Trybunał Konstytucyjny przyzna rację wnioskodawcom, będziemy mieli w Polsce do czynienia z niespotykaną dotychczas w państwach demokratycznych sytuacją, w której swą reprezentację w parlamencie ma wyłącznie jedna partia.
Marek Ciesielczyk
