j.makowski j.makowski
164
BLOG

I po świętach...

j.makowski j.makowski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Podzielę się z Państwem przykrymi obserwacjami z czasu minionych Świąt Bożego Narodzenia, a właściwie okresem tuż przed świętami - czasu tzw. „świątecznej gorączki”.

Pod pojęciem „świąteczna gorączka” w tym roku rozumiem zjawisko amoku jakie towarzyszyło nieprzebranym masom rodaków. Obserwacje poczyniłem głównie spacerując po Warszawie oraz odwiedzając jedno z warszawskich centrów handlowych. Nie, nie robiłem tam świątecznych zakupów. Na szczęście.

Bóg się rodzi, nic nie szkodzi...

Po pierwsze co da się zauważyć niemal w każdym mieście, to zmasowany atak światełek. Zeszłego roku w modzie były świetliste sople, w których światło imitowało spływające krople wody. Nie inaczej było w tym roku. Ferie błyskających świateł pochłaniały energię elektryczną, którą wszyscy dookoła każą mi oszczędzać. Z matką Unią na czele, która w swej mądrości zakazała mi nabywania zwyczajnych edisonowskich żarówek. Za to mam kupować nowoczesne świetlówki, których wytworzenie jest dla środowiska porównywalnie szkodliwe jak większe zużycie energii przez tradycyjne oświetlenie. Wszystko w trosce o portfele spasionych unijnych urzędasów i producentów drogich świetlówek.

Z drugiej strony co to za pomysł, żeby rozświetlać całe miasto światełkami? Wiem, że plemiona pogańskie w naszym regionie geograficznym świętowały w okolicach grudnia „narodziny światła” czy podobne święta. Wiem też, że „duch niosący światło” to znaczenie imienia Lucyfer. Dekoracje świetlne, którymi upiększa się widoki miasta mają nieraz kształt heksagramu. Gdzie zatem jest tu miejsce na niemowlę urodzone w jaskini?

Przez lata socjalizmu w Polsce próbowano zastąpić Święta Bożego Narodzenia popularną „Gwiazdką”. Prawdziwa dechrystianizacja udała się dopiero niedawno.

Żryjmy długo i szczęśliwie

Tydzień przed Wigilią tłuszcza budzi się, że przecież trzeba zrobić świąteczne zakupy. Oczywiście tłuszcza ma swoje usprawiedliwienie: „Brak czasu”. No tak. Święta zaskoczyły ludzi jak nie przymierzając zima drogowców. Nikt się ich nie spodziewał i nie przewidział. Żałosne.

Ale co tam. Masy ruszyły do kasy. Z przerażeniem obserwowałem jak ludzie kupują dosłownie wszystko. Co jest to się weźmie: spożywkę, tekstylia, zabawki. Szczególną trwogę wzbudza we mnie bezmyślność podczas kupowania bliskim podarunków. W mojej ocenie prezent, który chcemy sprawić drugiej osobie powinien zawsze wynikać z chęci zaznaczenia więzi emocjonalnej. Osobiście kupuję bliskim podarunki myśląc przed tym co ich ucieszy, czego potrzebują. Czasami prezenty – nie tylko na Boże Narodzenie – wykonuję własnoręcznie.

Tymczasem świetnym kontrprzykładem dla mojej postawy są „empikowcy”, którzy odwiedzają salony tylko kilka razy w roku żeby kupić pozycję z TOP LISTY. Sprawa załatwiona. Taki prezent przecież docenili też inni. Czyli jak się komuś nie spodoba to będzie zwyczajnym niewdzięcznikiem.

Oddzielnym tematem jest jakość i adekwatność prezentów, szczególnie tych kupowanych dzieciom. Zaobserwowałem w jednym warszawskim centrum handlowym promocję konsoli PS3 z różnymi dodatkami, które pozwalają np. grać w wirtualnego ping-ponga przed ekranem telewizora. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach gdy zobaczyłem bezmyślną twarz dziewczynki podrygującej niczym zombie przed ekranem. Nic to. może akurat tak trafiłem. Biegniemy w amoku dalej.

Żarcie. Rodacy kupują go na potęgę. Co z tego, że się zepsuje już w drugim dniu Świąt? Lepiej niech się zepsuje niżby miało zabraknąć. Tłuszcza zachowuje się jak szarańcza. Zje wszystko co napotka na drodze. Swoją drogą kolejki po gorzałę, złożone z facetów – albo cuchnących grubasów, albo tępych karków – sprawiały na mnie jak najgorsze wrażenie. Ot jeszcze jedna okazja żeby się nawalić przy rodzinnym stole.

Na koniec wspomnę o miesięcznych biznesach typu żywe (często kradzione) choinki, ozdoby choinkowe, bombki, słodycze świąteczne. Wszystko musi się sprzedać. Dlaczego? Bo musimy być lepsi od innych. Jeść na bogato. Dawać drogie prezenty. Ubierać jak największe drzewka.

Bezrozumny konsumpcjonizm Polaków w czasie ostatnich Świat Bożego Narodzenia dowodzi bardzo przykrego zjawiska dechrystianizacji tego szczególnego czasu. Zamiast spotykać się przy stole, aby powspominać, poopowiadać historie rodzinne i nacieszyć się sobą w rzadkiej chwili wytchnienia od dnia codziennego, Polacy wybrali wielkie żarcie. W kraju, w którym zdecydowana większość deklaruje się katolikami, czas na refleksję nad przyjściem na świat Jezusa Chrystusa znajduje się tylko w nielicznych domach. Czytać Pismo Święte? Rozważać tajemnicę miłosierdzia bożego? To przecież już przesada. Trąci moherem. Za to wszyscy mówią o tradycji zapominając, że tradycja pozbawiona swoich podstaw, jest jedynie zbiorem bezsensownych zachowań. Ktoś kiedyś, widząc te zachowania zapyta „Po co to wszystko?” wywołując niemałą konsternację.

j.makowski
O mnie j.makowski

"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości