Magda Zena Sadurska Magda Zena Sadurska
142
BLOG

Dzieci, śmieci i inne podglądy

Magda Zena Sadurska Magda Zena Sadurska Polityka Obserwuj notkę 39

Nieufna w swój mały kobiecy rozumek, zaprogramowany na funkcje „przyj” i „pozamiataj”, chciałabym dopytać Ojców Narodu debatujących nad polityką prorodzinną o kilka szczegółów. Z debaty wyniosłam następujące oczywiste oczywistości:

 

  1. Dzieci jest za mało. Dzieci muszą pracować na nasze emerytury.

  2. Dzieci jest za mało, bo kobiety chcą robić kariery i odkładają macierzyństwo. W głowach im się poprzewracało, feministkom jednym, a wiadomo, że dla dziecka najlepiej jest, gdy kobieta urodzi przed 30 i gdy będzie siedziała z dzieckiem w domu 3 lata. (Potem to już zostanie na stałe, czy chce czy nie chce, bo gdzie pójdzie? No chyba, że do reklamy jakiejś partii ją zatrudnią...)

  3. Dzieci jest za mało, więc zróbmy, co możemy w tej sprawie: Zakażmy aborcji. Podnieśmy ceny antykoncepcji. Zablokujmy edukacje seksualną w szkołach, to dzieci nie będą używały prezerwatyw. HIV? To nowe logo SLD?

  4. Dzieci jest za mało, a jak się już rodzą, to w biednych rodzinach, więc wesprzyjmy te rodziny paroma złotymi. Może urodzą jeszcze więcej?

 

A oto wątpliwości do tych oczywistości:

 

1. Narzekania na spadający przyrost naturalny nie zmienią faktu, że społeczeństwo się starzeje. Jest to W MNIEJSZEJ CZĘŚCI WYNIK SPADKU URODZEŃ, A W WIĘKSZEJ CZĘŚCI WYNIK ROZWOJU MEDYCYNY I WYDŁUŻENIA ŚREDNIEJ CZASU ŻYCIA. Kiedyś liczba urodzeń była wyższa, ale śmiertelność niemowląt i dzieci też. Obecnie większość ludzi dożywa wieku, który kiedyś był udziałem nielicznych. Jedynym remedium na ten problem jest stopniowe przekształcanie systemu emerytur adekwatnie do realiów społecznych, a nie próba budowania realiów społecznych adekwatnych do systemu emerytur.

Poza tym ludzi na świecie jest za dużo... Może najwyższy czas zastanowić się nad tym, jak wychować Wietnamczyka na prawomyślnego polskiego obywatela, o dobrze skonstruowanej adaptacji kulturowej imigrantów, z którymi, czy się to Polakom podoba czy nie, coraz więcej będzie trzeba pracować. I dla wszystkich dobrze będzie, by pracować znaczyło pracować, a nie walczyć.

2. Kolejny przykład podejścia: jeśli fakty przeczą mojej teorii, to tym gorzej dla faktów.

Kobiety chcą i będą się realizować zawodowo. Wszystkim, którzy są temu przeciwni, polecam skonstruowanie machiny do podróży w czasie i odjazd co najmniej 250 lat wstecz. (Proszę tylko nie zapomnieć wziąć ze sobą Janusza Korwina – Mikkego! Niech wystąpi przed carycą Katarzyną i jej wytłumaczy, do czego jest stworzona kobieta, może ona wytłumaczy mu, do czego jest stworzony Janusz Korwin – Mikke, bo ja nie mam pomysłu i on chyba też nie...)

Z roku na rok medycyna robi ogromne postępy i bywa, że kobiety rodzą po 40. Nie jestem zwolenniczką przesady w żadnym kierunku, ale straszenie kobiet, że przełożenie planów rodzinnych na po 30 jest niezdrowe dla ich dzieci jest co najmniej nadużyciem. Zwłaszcza, że o szkodliwości płodzenia dzieci przez dużo starszych mężczyzn nic się nie mówi. Mediom przeszkadzają pracujące matki, a nie panowie zakładający rodziny po 50...

Do tego ta propaganda siedzenia w domu. Mogłabym tu dużo pisać o swoich doświadczeniach. Zajmowałam się dwumiesięcznymi dziećmi, których rozhisteryzowane matki kompletnie nie były na siłach podołać prawidłowej opiece nad dziećmi. Ogromnym problemem są też matki, które zostają z dziećmi i ograniczają im kontakty z innymi, w najlepszym wypadku ograniczając ich możliwości rozwoju, ale bywa też, że upośledzając rozwój emocjonalny takich dzieci. O matkach, które poświęcają wszystko dla rodziny, a potem obarczają swoje dorosłe dzieci wyrzutami i poczuciem winy, blokując im wejście w samodzielne życie i kończąc własne w poczuciu przegranej i niespełnienia, nie będę pisać, bo to akurat nie jest problem nowy. Dość powiedzieć: prawidłowemu rozwojowi dziecka jest potrzebna opieka obojga spełnionych, stabilnych psychicznie rodziców, a także kontakt z innymi ludźmi, w tym z rówieśnikami!

3. Po tym, jak uzgodnimy, że chcemy mieć dzieci, uzgodnijmy jeszcze: jakie? Dzieci dzieci? Dzieci poczęte w dramatycznych warunkach i urodzone pod przymusem? Dzieci chore od stresu, jaki ich matki znosiły w czasie ciąży? Czy dzieci świadomych rodziców, którym zapewni się odpowiednie warunki rozwojowe i wychowanie, zwiększające prawdopodobieństwo, że wyrosną na zdrowych, generujących zyski obywateli, a nie na klientów opieki społecznej? (Bo jak rozumiem, w całej tej debacie chodzi o zyski, które te dzieci mają wygenerować na emerytury debatujących. W innym sensie dzieci nikogo nie obchodzą, bo przecież nie rozmawiamy tu o dzieciach umierających w Afryce.)

4. Punkt ostatni mówi chyba sam za siebie. Kwadratura koła. Dylemat: czy państwo powinno wspierać biednych czy dzieciatych? I dlaczego biedni mają dużo dzieci, a bogaci (z wyjątkiem Tomasza Terlikowskiego i Angeliny Jolie) – nie? Może Bóg w dzieciach wynagradza, a ten drugi – w euro?

 

 

Starzeję się pogodnie. Nabieram dystansu do siebie. Dopisuje mi humor. Ubieram się ciepło:)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka