Cóż. Więc jestem. Założyłam bloga. Z gruntu wymykam się z definicji, bo wcześniej nie ślęczałam i nie wczytywałam się we wszystko, co się tu dzieje. Prawdę mówiąc, bałam się trochę. Bo to w sumie nie są moje sprawy, czemu więc miałabym się w nie mieszać i innych denerwować niepotrzebnie? Czułam się trochę jak intruz. Ale fakt faktem – marzę o założeniu tutaj konta tak od… roku? Mniej więcej od chwili zalogowania się tu Midy (mojej siostry).
O czym będę pisać? Na pewno nie o polityce. W starożytnym Rzymie ponoć na człowieka nie zajmującego się polityką mówiono; "idiota". Cóz, biorąc pod uwagę aktualne znaczenie tego słowa, nie moglabym o sobie mówić zbyt pochlebnie, ale z WOS-u i tak mam czwórkę, więc jakoś to przeżyję... Za to już od dawna miewałam takie sytuacje, że moje przemyślenia, w mej pokręconej wyobraźni nabierały kształtów i formy. I to nie takiej formy, której używa się np. do wpisów w pamiętnikach. Takiej bardziej skierowanej do innych. Więc, czy blog, to nie jest odpowiednie miejsce na wypisanie swojego pełnego zdania, na różne tematy? Nie martwcie się, nie mam zamiaru być dziennikarką, więc jeśli chodzi o publicystykę, na tym się skończy. Może także podam tu próbkę swojej poetyckiej twórczości?
Jeśli będę przynudzać, napiszcie, proszę: „Weź Maget, idź dorośnij”. Pójdę wtedy i dorosnę. Jeśli będzie taka potrzeba. To chyba tyle.
O pochodzeniu nazw
Dla wszystkich zainteresowanych (stwierdzenie to sugeruje, że tacy istnieją, ale bez presjiJ) ·zamiszczę tu krótką historię swojego… nicku. „Maget” wzięło się stąd, że w pewnej grze komputerowej przed rozgrywką trzeba podać imiona graczy. Kolega chciał szybko napisać moje imię, ale coś mu nie wyszło, napisał jakieś „Maquet”. Ja na pierwszy rzut oka przeczytałam „Maget” i tak już zostało. Choć tak naprawdę zaczęłam tego przydomka używać w tym roku. 2 lata leżało odłogiem.