Marcin Małek Marcin Małek
54
BLOG

WIEK TO ZA MAŁO

Marcin Małek Marcin Małek Kultura Obserwuj notkę 0

Tego nie nauczyli nas w szkole

ani w domu

z tym piętnem każdy człowiek

sieje i zbiera iskry z jasnego gromu



O! Tak... Byliśmy młodzi

lecz tej naszej młodości

opaczność nie zaliczy

w poczet szczególnych okazałości



Nie poszliśmy na wojnę

niie było nas w obozach

ani w Gułagu -

nie zawarliśmy

śmiertelnych znajomości



Żyliśmy sobie wygodnie

beztrosko konsumując czas

mierzony śmiercią albo kalectwem

tysięcy Robinsonów ocalałych z rozbitych miast



Czytaliśmy wiersze

a miłość kwitła nam w sercach

niby alpejska szarotka

“Es war ein Edelweiss”

jeszcze odbija się echem od twardych skał



A dziś? Właśnie dziś…

niby krew krzepnąca na skroni

albo prerła potu

na krawędzi rany po cierniu z krorony

właśnie dziś kończy się czas

               …oświecony



Poeciu umierają w osamotnieniu

lecz żaden nie skusi losu

by śladem Dantego stąpić na dno otchłani

odnaleźć się w wielkiej pustce

i wbrew matematyce

wszystko czego jeszcze nie wzieli diabli

ofiarować najsłodszej Bice



Tego nie przewidział nawet mistrz Dostojewski 

że litość z troską pod ramię

w niejasnym odruchu szczerości

uwolnią spod uśmiechniętej maski

żywego boga obojętności



Tak się przekrada do naszej przestrzeni

jak czarny robak pod oślepiające światło

nowy i lepszy człowiek podziemi

żywiący się duszą bliźniego 



Świat wyrwał do przodu

lecz my w archetypowym lęku

jak ognia czy lodu

wciąż unikamy następstw

nieprzerwanego biegu wydarzeń

bo wiek to dla nas za mało!



Wiek niby duszę ciało

trzyma nas w ryzach samoumiłowania

bo czyż nie bylismy wielcy

a jak pięknie goniliśmy krew z własnych żył w czas powstania 

jak chętnie uczyli nas w szkole

że nie ma nic piękniejszego

od umierania z podniesionym czołem



Więc życie upływa nam w rytm czuwania

nad ostatnią salwą poety urwaną wpół zadania

zbieramy gruzy i budujemy makiety

tego co jeszcze było możliwe do uratowania



A resztę rzucamy na stos

jak w piosence

na stos na stos

i echo i cisza

i nic wiecej

Przyszedłem na świat w trzecim kwartale XX wieku i jestem. Istnieje dzięki słowu i tylko w tej mierze, w jakiej sam się realizuje – m.in. poprzez język którym wytyczam własną drogę. Nie wyróżniam się w tłumie, większość z was mija mnie na ulicy nie ofiarując nawet krótkiego spojrzenia, ale ja na was patrzę i uczę się od was, jak przetrwać poza obszarem zmyślenia. Tak, żyję w zmyśleniu, stąd większość tych, których znam nie ma o mnie pełnego wyobrażenia – należę sam do siebie i dobrze mi z tym odosobnieniem. Mam tyle twarzy, ile akurat zechcę mieć w danym momencie. Bywam wielkoduszny, ale także zawistny, łaskawy i okrutny, szczodry i skąpy, zły do szpiku kości i bezgranicznie dobry. Kocham i nienawidzę, lubuje się w kłamstwie i walczę o prawdę. Wciąż szukam odpowiedzi na to kim jestem, lub na to, jak mnie widzicie. Niektórzy mówią o mnie „poeta”, inni „grafoman nie wart złamanego grosza” – nie boje się jednych i drugich. Ważne, że ktoś mnie czyta, i że mogę się przejrzeć w waszych źrenicach jak w lustrze, albo przejść przez wasze życia, jak przez tranzytowy korytarz. Jeśli więc nadal chcecie mnie poznać, proszę was tylko o jedno – wpuście mnie do środka, wtedy i ja się przed wami otworzę. Wszakże nie gwarantuje gotowego przepisu na to kim jestem – sami musicie wybrać własną odpowiedź.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura