Są w ojczyźnie rachunki krzywd...

20 lat po mitycznym upadku komuny, jej były przedstawiciel, człowiek odpowiedzialny za śmierć wielu Polaków, został zaproszony do współudziału we władzach państwa.

Żeby zrozumieć, jak to w ogóle stało się możliwe, należy cofnąć się do początku lat 90-tych.
W czasie, kiedy w większości krajów byłego bloku sowieckiego przeprowadzano dekomunizację i lustrację, Adam Michnik, z sejmowej trybuny wygłosił płomienną mowę w obronie komunistów, zakończoną słowami:
„Zwracam się do Posłów Sejmu Rzeczypospolitej, by uznając w imię prawdy stan wojenny za nielegalny uchwalili ustawę abolicyjną dla jego architektów, którzy byli zarazem architektami Okrągłego Stołu.
W imię przebaczenia i pojednania.”

Zwracam uwagę na słowa „uznając w imię prawdy stan wojenny za nielegalny”– 20 lat temu, nawet Adam Michnik nie miał odwagi zaprzeczyć faktom.

Rozpoczął się okres transformacji - uwłaszczonej nomenklaturze żyło się coraz dostatniej, a pozostała część społeczeństwa, z lepszym lub gorszym skutkiem próbowała odnaleźć się w nowych realiach. W miarę upływu czasu, odkreślona grubą linią przeszłość przestała kojarzyć się ze zniewoleniem, cenzurą i pustymi półkami, a zaczęła z okresem młodości, saturatorem i wczasami nad morzem.
Do (wyborczego) głosu doszło pokolenie, które o PRL-u nie ma bladego pojęcia, natomiast wie, że przed wyborami trzeba zabrać babci dowód, miejsce krzyża jest w kościele, a organizacje używające w nazwie słowa „narodowy” to faszyści. „Młodzi, wykształceni, z wielkich miast” wiedzą również, że Kaczory to obciach, a przy słowach o kaczce po smoleńsku należy się roześmiać. Nadszedł odpowiedni moment...

Jest 24 listopada 2010 r, zapamiętajmy tę datę - w dniu dzisiejszym, z woli prezydenta Bronisława Komorowskiego, gen. Jaruzelski powrócił do władzy.

Ten generał: