Gorzeliński/Kasprów Gorzeliński/Kasprów
306
BLOG

Pluszowe misie cz.1-czyli kto płaci za narracje Eryka Mistewicza

Gorzeliński/Kasprów Gorzeliński/Kasprów Gospodarka Obserwuj notkę 1

Po lekturze polskich mediów wyraźnie widać, że na świecie nie dzieje się nic ciekawszego niż awantura w sprawie blogerki Kataryny. Debata o anonimowej blogerce niespodziewanie przerodziła się w dyskusję o anonimowości , odpowiedzialności i jawności prowadzonych działań. Sprawa transparentności działań mediów, polityków, ekspertów i osób publicznych była tematem wielu wpisów na naszym blogu.

Robert Krasowski napisał, że „Dziennik” jest zainteresowany zadawaniem pytań kto komu płaci i grzebaniem w życiorysach.  Słusznie.

Pomyśleliśmy, że warto publicznie zadać parę pytań nie zadanych przez dziennikarzy, w tym dziennikarzy „Dziennika”:  o ukrywanych zleceniodawcach  znanych niezależnych ekspertów, towarzyskiej sitwie wspólnych interesów medialno-eksperckich, celowo i skutecznie  (nie)zadanych pytaniach.  Zawsze byliśmy zwolennikami odpowiedzialności za własne czyny i jawnego uczestniczenia w debacie publicznej. Z otwartą przyłbicą. Na naszych stronach informujemy zawsze kto jest naszym klientem i kogo reprezentujemy. Jest to uczciwe wobec naszych rozmówców choć często było przedmiotem ataków ze strony ludzi mediów tylko dlatego, że poinformowaliśmy o tym otwarcie. 

Debata, która rozpoczęła się wokół Kataryny jest dobra i oczyszczająca. Nie mniej odnosimy wrażenie, że standardy i pytania o jakich pisze redaktor naczelny „Dziennika” nie zawsze są traktowane tak pryncypialnie.

„Jesteśmy dziennikarzami, a nie pluszowymi misiami, jak Wy. Mamy prawo wchodzić wszędzie tam, gdzie rozpościera się sfera publiczna. Bijecie we władzę, w opozycję, rozliczacie nas, analizujecie nawet nasze myśli i rzekomo brudne intencje. Piszecie, kto nam płaci i za co. Dlaczego nie możemy pogrzebać w Waszych życiorysach i sprawdzić, kto z kolei Wam płaci?”- napisał w kultowym już tekście do polskich internautów Robert Krasowski.

Idąc za słowami Roberta Krasowkiego postanowiliśmy pogrzebać w paru życiorysach i zadać parę pytań kilku osobom publicznym. Dziś część pierwsza. Alfabetycznie wypadł nam znany konsultant polityczny Eryk Mistewicz (idziemy po imionach).

Eryk Mistewicz jest facetem, który tak jak my rozstał się z dziennikarstwem śledczym i zajął się biznesem. „Dziennik”, który wielokrotnie cytował a nawet przeprowadzał z nim wywiady przedstawia go jako:  „Eryk Mistewicz doradca polityczny, kreator wizerunku polityków, pracujący w Polsce i innych krajach specjalista marketingu politycznego.”

Po takim przedstawieniu nie wiadomo w zasadzie czy Eryk Mistewicz pracuje dla biznesu, ma jakiś klientów, jak pisze Robert Krasowski nie wiadomo „kto z kolei Wam płaci”.

Jeden z obszernych wywiadów z Erykiem Mistewiczem na łamach „Dziennika” zaczyna się od takiego oto pytania:

MICHAŁ KARNOWSKI: „Ile zapłaciła panu Ewa Sowińska za to, że z historii o denerwującej wszystkich kobiecie zrobił pan opowieść o wymagającej współczucia dobrej pani rzecznik, która po prostu się pogubiła, bo peszyły ją kamery?

ERYK MISTEWICZ: Z całym szacunkiem, moje archiwum jest tajne i będzie takie przez najbliższe sto lat.”

I to by było na tyle jeśli chodzi o dociekliwość dziennikarza w tak fundamentalnej zdawałoby się sprawie. Dla kogo pracuje, kto mu płaci dowiemy się za sto lat. Tylko, że nie możemy się oprzeć wrażeniu, że to dla kogo pracuje lansowany przez obszerne wywiady w „Dzienniku” ekspert ma istotne znaczenie dla czytelników tu i teraz.

Oto kilka fragmentów wypowiedzi niezależnego eksperta Eryka Mistewicza:

DZIENNIK:  „Duet Donald Tusk i Anna Streżyńska, szefowa UKE, doprowadził do otwarcia rynku i obniżenia o blisko 40 proc. stawek za połączenia komórkowe i właśnie internet.[…]”

RZECZPOSPOLITA: „Miliard dolarów to mniej więcej tyle, ile w ciągu pół roku zyskałaby grupa TP SA, gdyby premier Tusk odwołał wreszcie Annę Streżyńską, regulatora rynku telekomunikacyjnego bezlitośnie obniżającego zyski France Telecom w Polsce. […]”

POLSKA: „[…]Jest wreszcie blisko 40-procentowy spadek cen połączeń telekomunikacji wymuszony skuteczną walką z monopolistą. To oczywiście po części zasługa Anny Streżyńskiej, prezes UKE, powołanej przez rząd Marcinkiewicza. Gdyby jednak rząd Tuska był takim rządem, jak przedstawiają go przeciwnicy, dymisja prezes UKE zajęłaby pięć minut. Tymczasem premier mimo nacisku monopolu stanął po stronie ludzi, którzy nie chcą płacić cen z kosmosu za rozmowy i dostęp do Internetu. […]”

FORBES: „[…]Podobne emocje wywoływał Piotr Nesterowicz, który z Tele2 postanowił rzucić się do - z założenia przegranej - walki z telefonicznym monopolistą. Zatrzymał uwagę opinii publicznej. Wskazał winowajcę najwyższych w Europie cen połączeń telefonicznych. Zyskał wsparcie Urzędu Komuni-kacji Elektronicznej. Pasję, z jaką występował na kolejnych sympozjach, zapamiętała cała branża. Rady nadzorcze firm (z różnych branż) powtarzały: "Do zarządu potrzebujemy kogoś takiego, inaczej nie wygramy".[…]”

DZIENNIK: […]Staff zarządczy przybył z France Telecom (za sprawą Thierrego Breton), z koncernów Bouygues czy Lagardere, w których sprawnie zarządza się informacją, wyprowadza wnioski, briefuje agencje komunikacji medialnej i organizuje eventy, sprawnie monitoruje ruchy konkurencji, wreszcie walcząc o pozycję na rynku, korzysta się z najnowszych narzędzi, tworząc profesjonalne narracje na swoją rzecz i kontrnarracje deprecjonujące wysiłki rywali.[…]

POLSKA: „[…]Namawiają nas "wywal kaczory - idź na wybory", ale gdy głębiej pogrzebać, to okazu-je się, że chodzi im głównie o to, by po zmianie koalicji rządzącej zmienić osobę, która nadzoruje rynek telekomunikacyjny. Monopolista tego rynku nawet nie kryje, że przez działania regulatora zanotował miliard złotych strat. Tyle też my wszyscy zyskaliśmy niższymi cenami za połączenia telefoniczne i dostęp do internetu. Pojawił się zaczątek realnej konkurencji. Doprowadziła do tego jedna diabelsko pracowita kobieta swoją pracą, trzeba więc ją teraz zabić. To jest Ameryka Południowa, a nie elity.[…]” 

RZECZPOSPOLITA:  „[…]Elity często okazują się kłębowiskiem twardych interesów lobbingowych. Rozpoczynają od pytania: „Jaka Polska?”, a kończą na zabieganiu o utrzymanie monopolu w telekomunikacji[…]”

DZIENNIK: „[…]Jak dotąd w relacjach między salonem a ekipą rządzącą nic nie wskazuje na złamanie reguły wzajemności. Nie następuje podział monopolisty, aby Polacy płacili mniej za połączenia telefoniczne.

POLSKA: I obniżymy cenę połączeń telefonicznych i SMS-ów, uderzając w lokalnego monopolistę rynku, z którym przez dziesięciolecia nie byliśmy w stanie sobie poradzić. Teraz musimy, Bruksela nam kazała, wybaczcie![…]”

NEWSWEEK: Jesteśmy bowiem w Europie i nic nie uzasadnia płacenia niebotycznych stawek telekomunikacyjnym molochom.

Wszystkie te cytaty dotyczące rynku telekomunikacyjnego pochodzą od Eryka Mistewicza. Oczywiście nie są to wszystkie wypowiedzi dotyczące telekomunikacji. Zastanowiła nas aktywność konsultanta politycznego w sprawach telekomunikacji. Trudno nie odnieść wrażenia, że  wypowiedzi  te służą krytykowaniu jednej firmy telekomunikacyjnej – TP SA.  Pracujemy dla TP SA (a wcześniej dla innych firm telekomunikacyjnych Tele2 i Skype) i dlatego zwróciliśmy uwagę na powyższe cytaty. Zastanawia nas jedno.

Eryk Mistewicz nie mówi dla kogo pracuje, dziennikarze nie pytają lub zadawalają się wymijającą odpowiedzią. Ze strony internetowej firmy Eryka Mistewicza nie wynika kto jest jego klientem ale można się dowiedzieć, że pracuje zarówno dla polityków jak i biznesu. 

Zastanawia nas czy również dla firm? A może bardziej dokładnie firm telekomunikacyjnych? A jeszcze dokładniej dla kogo? Playa, konkurenta TP i głównego beneficjenta działań regulatora rynku tak wychwalanego przez Eryka Mistewicza? Netii, rywala TP w zakresie telefonii stacjonarnej korzystającego z preferencyjnych  stawek ustanowionych przez Annę Streżyńską? Jeśli tak to odnosimy wrażenie, że jest to ważna informacja dla czytelników. Jak traktowalibyście wypowiedzi Eryka Mistewicza gdybyście wiedzieli, że pracuje on lub pracował dla konkurencyjnych z TP firm/y telekomunikacyjnej?

Kilka dni temu Michał Karnowski pisał o Eryku Mistewiczu, że jest to „Trochę polski odpowiednik Dicka Morrisa, błyskawicznie wyłapuje ważne informacje polityczne z Europy. Czuje wiatry, trendy i ma sporo insiderskich informacji. Bywa fascynujący i inspirujący.”

Liczymy na to, że ci dziennikarze „Dziennika” z takim zapałem tropiący kto stoi za Kataryną i za razem tak zafascynowani  opowieściami  cenionego specjalisty od marketingu narracyjnego zadadzą pytanie jednoznacznie rozwiewające nasze wątpliwości. W innym wypadku może się okazać, że przynajmniej niektóre, snute z pietyzmem, interesujące narracje są bajkami opowiadanymi za pieniądze klientów. Chyba najłatwiej byłoby gdyby takie pytanie zadał „zafascynowany i zainspirowany” Erykiem Mistewiczem dziennikarz Michał Karnowski. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka