marbo marbo
31
BLOG

Chory na taśmie

marbo marbo Polityka Obserwuj notkę 2

            Kryzys systemów ochrony zdrowia jest zjawiskiem powszechnym. Wiele przyczyn jest znanych, starzenie się społeczeństwa, wzrost kosztów coraz bardziej skomplikowanych procedur medycznych oraz odczuwany z różnym nasileniem w poszczególnych krajach niedostatek środków. Jedną z przyczyn kryzysu jest także miękkie finansowanie i słabe ograniczenia budżetowe. W tej sytuacji każda suma pieniędzy wpada w czarną dziurę. Dyskusja na temat ochrony zdrowia w Polsce dotyka jedynie powierzchni zjawisk, natomiast prawie nikt nie zajmuje się jak naprawdę wygląda szpitalne leczenie.

            Niestety miałem ostatnio okazję uczestniczącej obserwacji funkcjonowania oddziału szpitala w jednym z miast wojewódzkich. Przywieziono mnie do niego po wizycie w prywatnej przychodni, gdzie stwierdzono zaburzenia krążenia. Lekarka w izbie przyjęć na wstępie zrobiła kąśliwą uwagę jak to „niektórzy leczą się za pieniądze, a potem przyjeżdżają na darmochę do publicznego szpitala”. Pominąłem tą uwagę milczeniem. Pacjent w kontakcie z lekarzem stara się mu niczym nie narazić, przyjmuje bierną postawę. Chodzi przecież o zdrowie lub nawet życie. Relacja pacjent lekarz we współczesnych systemach ochrony zdrowia jest całkowicie jednostronna toteż chory nie jest w tych relacjach podmiotem.

            Po przyjęciu do szpitala poznałem lekarza prowadzącego określmy go jako doktora nr. 1, który w asyście innych lekarzy przeprowadził wywiad i zlecił badania. Nie widziałem go już do końca pobytu w szpitalu. Po dwóch badaniach okazało się, że sprawa jest poważna i przeniesiono mnie na oddział intensywnej terapii, gdzie przeprowadził wywiad i zbadał mnie doktór nr 2. Leżałem na sali obok boksu pielęgniarek, które całą noc toczyły głośne rozmowy na temat cen mieszkań i ich urządzenia, kupna działek i samochodów, a także fryzur i kiecek, w oczy zaś świeciła ostra jarzeniówka. Nie zmrużyłem oka. Na drugi dzień przyszedł doktór nr 3 i powtórzyły się poprzednie czynności. Po południu przeniesiono mnie na inną salę, a wieczorem odwiedził mnie kolejny lekarz tym razem dyżurny.

Nazajutrz była sobota, początek weekendu podczas którego szpital nie pracuje. Pacjenci dostają jedzenie i leki, ale nie ma żadnych badań ani zabiegów. Jest to kolosalne marnotrawstwo, ponieważ gdyby szpital pracował normalnie siedem dni w tygodniu można by przyjąć o ok. 30% więcej pacjentów, skrócić wydatnie ich pobyt w szpitalu, a tym samym rozłożyć stałe koszty na większą liczbę chorych. Oczywiście postulat ten jest całkowicie nie realny, bo na to nie zgodzą się lekarze, którzy niestety w większości kierują szpitalami i stoją na czele Ministerstwa Zdrowia.

W pierwszy, po weekendzie, dzień roboczy na obchodzie pojawił się doktór nr. 4 w asyście dwóch innych lekarzy i kilku studentów. Powiedział, że mój przypadek jest ciekawy, bo  nie ma wyraźnych objawów, a patologia jest poważna. Trochę mnie to pocieszyło, ale i zaniepokoiło. W następnych kilku dniach robiono mi dalsze badania, a doktorzy nr 3 i 4 codziennie się zmieniali.

Potem przeniesiono mnie na zwykły oddział, myślałem więc, jak się okazało błędnie, że zajmie się mną doktór nr 1. Nic z tego, pojawił się doktór nr 5. Następnego dnia, był to piątek, odwiedził mnie doktór nr 6., który zaordynował kolejne badania. Oczywiście w sobotę i niedzielę nic się nie działo, a lekarz dyżurny przemknął pytając o samopoczucie.

Po weekendzie, w poniedziałek, nic się nie działo, poza tym, że tym razem doktór nr 7 powiedział, że jest moim lekarzem prowadzącym, ciekawa wiadomość po dziesięciu dniach pobytu w szpitalu. Zasugerowałem, że może można by mnie już wypisać. We wtorek zjawiło się kilku lekarzy z ordynatorem na czele, którzy powiedzieli, że jest to niemożliwe, bo w poniedziałek chcą mi zrobić, zaordynowane tydzień wcześniej badania. Trochę się zdziwiłem, ale mi wyjaśniono, że oddział ma do dyspozycji ten aparat tylko w poniedziałki Pracownie diagnostyczne są czynne do 16-ej, no to powstaje kolejka.

A  może by tak wykorzystywać sprzęt np. przez 18 godzin na dobę z przerwą na konserwacje – pomyślałem zapewnie błędnie. Ale to jest oczywiście nie możliwe. Wskutek tego trzyma się pacjenta przez tydzień w szpitalu, żeby mu zrobić badania na aparacie dostępnym tylko w poniedziałki

Ale były jeszcze inne przeciwwskazania do wypisu. Jedna z lekarek powiedziała, chyba niechcący, że właśnie była na jakimś zebraniu w NFZ gdzie dowiedziała się, że przy mojej chorobie Fundusz płaci szpitalowi za 26 dni pobytu. W tym momencie moje zaufanie do systemu nieco spadło.

W systemie człowiek traci podmiotowość, przestaje być osobą, staje się nazwiskiem w kartotece, przedmiotem, jednostką chorobową i dostaje się na fordowską taśmę, po której przejściu, przy pomocy kilkunastu lekarzy, z których każdy coś dokręca w organizmie choroba powinna zniknąć. Współczesna medycyna nie leczy ludzi, ale choroby. Konieczny dla skutecznej terapii personalny kontakt lekarza i pacjenta nie istnieje, chociaż warunkiem dobrego leczenia jest zaufanie do lekarza oparte na wszechstronnej informacji o chorobie, sposobach leczenia, długości kuracji i ryzyku dla zdrowia i życia.

Dostając się do systemu pacjent znajduje się w permanentnym stresie, a strzępki informacji dostarczanych przez każdego z kilkunastu zajmujących się nim lekarzy powodują lęk, zatem nie jest to optymalna sytuacja dla skutecznego leczenia. Nie posądzam nikogo, że świadomie wywołuje u pacjenta lęk, ale  lęk taki powstaje kiedy  po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu dowiaduje się, że powinien pozostać jeszcze dłużej, bo może będą potrzebne dalsze badania, ale jakie to nie wiadomo. W takiej sytuacji różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy.

Po innych sferach życia także szpitale dosięgła macdonaldyzacja. Jest to pewnie nieuchronne, ale można by sobie życzyć żeby system był przynajmniej efektywny, a więc także oszczędny. Rozwiązania wydają się proste: normalna praca przez siedem dni w tygodniu,  całodobowe wykorzystywanie kosztownej aparatury i zmniejszenie zatrudnienia. Ludzi obsługujących pacjentów, lekarzy, pielęgniarek i salowych jest prawdopodobnie dużo więcej niż potrzeba, co umożliwia miękkie finansowanie.

marbo
O mnie marbo

socjalizujący liberał w starszym wieku

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka