Kolejny falstart po metropoliach PO zrobiła w przypadku reformy szkolnictwa wyższego, do opinii publicznej przebiła się jedynie sprawa zniesienia habilitacji. Problem ten jest w sytuacji zapaści szkolnictwa zupełnie drugorzędny. Zniesienie habilitacji nie ma sensu, bo w sytuacji katastrofalnego obniżenia poziomu doktoratów jest to lepszy doktorat. Prawdą jest natomiast, że przewody trwają długo i na kolokwium czeka się nieraz dwa lata bo jest kolejka, a rady wydziału zbierają się ca 10 razy w roku, a nie łaska drodzy koledzy kiedy powstaje kolejka zbierać się co tydzień? Recenzenci trzymają prace po kilka miesięcy, a można je zrobić w tydzień, bo to sprawy ludzkie (ja zawsze tak robię). Może premiować szybkość nadesłania recenzji większym honorarium?
Problem szkół wyższych znajduje się gdzie indziej. Szkoła wyższa jest przedsiębiorstwem i nie może być zarządzana kolegialnie przez senaty, rady i rektora, przeważnie nie mającego żadnych kompetencji w dziedzinie zarządzania. Wewnętrzna demokracja, na ogół pozorna powoduje przewlekłość załatwiania spraw i uśredniania decyzji. Szkoła wyższa powinna być zarządzana przez 5 osobową radę powierniczą w składzie: przedstawiciel MNiSZW, rektor uczelni, przedstawiciel samorządu lokalnego, biznesu i studentów. Rada w drodze konkursu powinna angażować prezydenta (kanclerza). Rektor i rada zajmowali by się stopniami naukowymi i merytoryczną, ale nie finansową stroną badań.
Trzeba także stworzyć wewnętrzny mechanizm konkurencji, znieść dożywotnie zatrudnienie profesorów, a szczególnie adiunktów, bezlitośnie likwidować katedry, instytuty i wydziały nie spełniające standardów naukowych mierzonych liczbą publikacji, patentów, cytatów itd. Niezbędne jest także wyraźne zróżnicowanie wynagrodzeń profesorów i innych pracowników dydaktyczno naukowych zależnie od ich naukowej rangi, oceny studentów, zaangażowania w pracę na uczelni.
Kryzys uniwersytetów to także kwestia ich proliferacji. W kraju wielkości Polski nie ma miejsca na 17 uniwersytetów, toteż nazwa ta uległa kompletnej dewaluacji. Jak już powiedziano uniwersytety zasługujące na tę nazwę powinny szkolić elitę kraju, może być więc ich zaledwie kilka i nie mogą skupiać zbyt licznych rzesz studentów. Kształcenie powinno odbywać się systemem tutorskim, a więc profesor nie powinien opiekować się więcej niż 10 studentami. To tylko kilka zasad funkcjonowania szkoły o randze uniwersytetu. Ostatnio rangę uniwersytetów uzyskały akademie medyczne, ekonomiczne, rolnicze itd. Pojęcie uniwersytetu rozmyło się zupełnie.
Jeżeli rola społeczna uniwersytetów i ich prestiż mają przetrwać to muszą się one zreorganizować, zmniejszyć radykalnie liczbę studentów, prowadzić konkursową selekcję kandydatów, zamknąć studia wieczorowe i zaoczne, zwiększyć nacisk na pracę naukową, otworzyć się na konkurencję zewnętrzną zapraszając wykładowców z za granicy, unowocześnić zarządzanie, zlikwidować kolektywne ciała decyzyjne i powierzyć kierowanie uczelnią wyspecjalizowanym menedżerom. Niestety jednak proponowane ostatnio zamiany polegają na tym aby zmienić niewiele. Upadek zaś uniwersytetu i zrównanie go z innymi szkołami wyższymi oznacza brak możliwości kształcenia elity, a bez tej elity społeczeństwo skazane jest na zastój i zacofanie.
Inne tematy w dziale Polityka