marbo marbo
114
BLOG

Co daje walka z terroryzmem?

marbo marbo Polityka Obserwuj notkę 7

Nowe stulecie zaczęło się źle, w momencie, kiedy islamscy terroryści zaatakowali wieże World Trade Center. To tragiczne wydarzenie w sferze realnej, było katastrofą stosunkowo niewielkich rozmiarów, zginęły 2752 osoby, natomiast miało niezwykłą i ogromną wagę symboliczną. Trzęsienie ziemi w 2003 roku w Bam, w Iranie pochłonęło ponad 30 tys. ofiar,w 2008 r w Chinach ok. 80 tys. a  w efekcie tsunami w Azji Południowo – Wschodniej w 2004 roku zginęło ok. 300 tys. ludzi. Znaczenie każdego z tych wydarzeń jest oczywiście inne. W dwóch ostatnich przypadkach były to katastrofy naturalne, natomiast w pierwszym przypadku sprawcą był człowiek. Ale odmienna jest także ich percepcja. W Azji zginęli głównie Inni, zaś zamach w Nowym Yorku dotknął Nas. Może warto jednak pamiętać, że cierpienie ofiar i ich rodzin, które te katastrofy przeżyły były takie same.

            Jest rzeczą oczywistą, że ludzie w Stanach Zjednoczonych przeżyli szok, ponieważ nikt się nie spodziewał, że Wielkie Mocarstwo może zostać zaatakowane. Łatwość z jaką wykonano ten atak postawiła także pytania o skuteczność władz państwowych. Konieczne więc były z ich strony możliwie najbardziej spektakularne działania. I jak to się często działo w historii, na zupełnie nowe wyzwanie udzielono starej odpowiedzi, wysyłając samoloty i czołgi do kraju, w którym ponoć ukrywał się przywódca terrorystów. Z punktu widzenia głównego celu, operacja ta zakończyła się fiaskiem, ponieważ przywódcy Al-Kaidy nie ujęto i grup terrorystycznych nie rozbito. Stało się tak dlatego, że fundamentalistyczni terroryści islamscy do realizacji swoich starych celów znaleźli nową odpowiedź, wpisując się w społeczeństwo sieciowe, które cechuje się płynnością i elastycznością struktur. Walcząc ze współczesną cywilizacją fundamentaliści islamscy użyli środków wytworzonych w tej cywilizacji, zaś rządy cywilizowanych państw zastosowały środki tradycyjne do zwalczania owych sieciowych fundamentalistów. Trudno bowiem mobilną i zakonspirowaną często w krajach zachodnich terrorystyczną siatkę unieszkodliwić przy pomocy czołgów i samolotów.

            Kraje Zachodu w odpowiedzi na islamski terroryzm starają się zwalczać nie jego przyczyny, ale skutki. Nie może to przynieść spodziewanych rezultatów, toteż terroryści osiągają łatwo swój cel siejąc strach tym bardziej, że mają w tym dziele niespodziewanych sojuszników - rządy demokratycznych krajów, które pod pozorem terrorystycznego zagrożenia coraz bardziej zwiększają policyjną kontrolę swoich obywateli. A kiedy nie ma rzeczywistych zamachów odpowiednie służby wykrywają nieistniejące spiski. Podobno tak właśnie było z rzekomo planowanym w sierpniu 2006 roku zamachem na samoloty lecące z Londynu do Stanów Zjednoczonych. W rezultacie udało się podtrzymać strach, jeszcze bardziej zwiększyć kontrolę obywateli pokornie godzących się na różne uciążliwości, a także pokazać sprawność władzy tracącej popularność przed nadchodzącymi wyborami.

Politycy straszą, media rozsiewają strach, obywatele się boja, a władza korzystając z przyzwolenia przestraszonych ludzi rozszerza swoje prerogatywy. Inwigilacja obywateli w postaci niekontrolowanych podsłuchów, powszechne  śledzenie przy pomocy kamer zainstalowanych na razie w miejscach publicznych, szczegółowa kontrola na lotniskach, paszporty z danymi biometrycznymi, a niedługo  identyfikacyjne czipy wszczepiane obywatelom. Wszystkie te arsenały państwa policyjnego ograniczają swobody obywatelskie i na tym polega największe zwycięstwo terrorystów, którzy nienawidzą demokracji zwalczając ją właśnie sianiem strachu. Rzeczywiste zagrożenie jest bowiem znikome, a prawdopodobieństwo śmierci wskutek terrorystycznego zamachu nie wiele większe od zera. Świat nakreślony kiedyś w wizji Georgesa Orwella realizuje się na naszych oczach w zachodnich demokracjach.

 Ponieważ operacja przeciwko Talibom w Afganistanie zakończyła się bez sukcesu, Wielkie Mocarstwo pod kłamliwym pretekstem rozpoczęło nową wojnę w Iraku. Obalono wprawdzie paskudnego dyktatora, ale cena za to osiągnięcie okazała się bardzo wysoka. W tej wojnie, która dotychczas kosztowała 330 miliardów dolarów zginęło ponad 2 tys. Amerykanów, a liczba ofiar wśród ludności irackiej przekracza znacznie 200 tys. osób, ale to są oczywiście ci Inni, którymi świat zachodni przejmuje się mało. Pośrednie skutki tej wojny są równie poważne. Wzrost nienawiści do Zachodniego Świata w krajach islamskich, dostarczenie pożywki i usprawiedliwienia dla działalności terrorystów, ponowna aktywizacja Talibów w Afganistanie, z którymi tym razem kraje NATO idą na nową wojnę, zaognienie relacji między napływową ludnością islamską a autochtonami w krajach Europy Zachodniej, spadek poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwach zachodnich oraz wzrost policyjnego nadzoru i ograniczanie praw obywatelskich, a tym samym zagrożenie demokracji.

            Wobec tych działań Wielkiego Mocarstwa, Europa zajęła ambiwalentne stanowisko. Niektóre kraje jak Wielka Brytania i Polska bezwarunkowo poparły iracką awanturę, inne jak Francja i Niemcy zachowały się powściągliwie. Te rozbieżne reakcje spowodowały jeszcze przed rozszerzeniem Unii Europejskiej w 2004 roku poważną rysę na jej spójności. Niestety tym razem Unia Europejska angażuje się w Afganistanie, gdzie nikomu nie udała się jeszcze zewnętrzna interwencja, ani Anglikom, ani Związkowi Radzieckiemu, ani Amerykanom, którzy na dodatek sami „wyhodowali” Talibów.

            Bezpośrednie straty jakie poniosła światowa gospodarka w wyniku zamachu z 11 września były duże choć przejściowe, znacznie poważniejsze okazały się skutki pośrednie. Wojna w Iraku i ogólna sytuacja na Bliskim Wschodzi przyczynia się nie tylko do wzrostu cen ropy, ale także do zwiększenia ryzyka w gospodarce i innych sferach życia. Żyrowanie przez kraje europejskie polityki Stanów Zjednoczonych w stosunku do Bliskiego Wschodu i wspieranie amerykańskiego modelu zwalczania terroryzmu powoduje i nasila konflikt z częścią własnych społeczeństw, zarówno w USA, jak i w Unii Europejskiej.

            W tą złą strategię wpisuje się pomysł umieszczenia jednej z tarcz antyrakietowych w Polsce. To oczywiście da Ameryce złudne poczucie poprawy bezpieczeństwa, Polsce nie da nic poza kolejnym krokiem w psuciu relacji z Rosją. Stare dobre przysłowie mówi, ze przyjaciół należy mieć blisko, zaś wrogów możliwie daleko. USA nie są naszym przyjacielem bo one przyjaciół nie mają a tylko interesy. Polska nie mieście się w głównym nurcie zainteresowań amerykańskiej polityki.

            Metoda zwalczania terroryzmu przez wzniecanie kolejnych wojen, powszechną kontrolę i ograniczanie praw obywatelskich w krajach Zachodu to stara, bardzo zła odpowiedź na nowe wyzwania.

           
marbo
O mnie marbo

socjalizujący liberał w starszym wieku

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka