Politycy ostatnio dużo mówią o sprawiedliwości. Do tego dyskursu należy jednak podchodzić z najwyższą, podejrzliwością, zwłaszcza kiedy dotyczy to tzw. „sprawiedliwości społecznej”. Ta nowo mowa jest pełna hipokryzji i skrywa zwykle niezbyt czyste intencje.
Mówienie o sprawiedliwości w sferze podziału dochodu społecznego jest w ogóle nonsensem, bo takiej sprawiedliwości nie ma i być nie może. Proponowali ją już komuniści i wiadomo co z tego wynikło. Mówili oni od „każdego według zdolności, każdemu według potrzeb”. Ale w praktyce było inaczej. Stanisław Ossowski znakomity polski socjolog w swojej książce „Struktura klasowa w społecznej świadomości” napisał, że w ZSRR jest realizowana inna zasada „ …każdemu według uznania władzy”. Podziałem (płacami, emeryturami) rządzi nie sprawiedliwość, ale użyteczność . W PRL-u pracownicy aparatu bezpieczeństwa – pretorianie reżimu byli bardzo użyteczni dlatego też dostawali wysokie, pensje i emerytury, na które w dodatku mogli przejść, o ile się nie mylę po 15 latach. Obecnie przestali być użyteczni toteż można im odebrać przywileje emerytalne, chociaż uczciwiej było to zrobić od razu w 1990 r.
Dzisiaj także wojsko i tzw. „służby” są bardziej „użyteczne” niż np. pielęgniarki dlatego nie płacą składek na ZUS, płaci za nich państwo czyli podatnicy, przechodzą wcześniej na emerytury i zachowując swoje świadczenia, w wieku ok. 45 lat podejmują, na ogół dobrze płatne, zajęcia w firmach ochroniarski i innych.
Kryteria „użyteczności” nie są jednak zawsze tak jasne jak w przypadku „służb” czy pielęgniarek. Reguluje je rynek i władza. Główny szef banku, który ostatnio zbankrutował Lehmann and Brothers zarabiał rocznie 48 milionów dolarów, a na odchodnym dostał jeszcze 13 mln premii. Można powiedzieć, że jego użyteczność była raczej ujemna. Władze w Polsce (ustawa kominowa) nisko wyceniają użyteczność wielkich firm państwowych płacąc ich menedżerom po kilkanaście tysięcy miesięcznie, podczas gdy podobni menedżerowie zarabiają w prywatnych firmach po kilkaset tysięcy. Ciekawy jest przypadek „Orlenu”, który jeżeli chodzi o płace kierownictwa jest firmą prywatną, ale w przypadku obsadzania rady nadzorczej i zarządu, przedsiębiorstwem państwowym.
Zasada „każdemu według uznania władzy” obowiązuje we wszystkich sferach, którymi zarządza państwo mające własne określone kryteria użyteczności. Według tych kryteriów bardziej użyteczny jest np. górnik niż lekarz, podobnie było za czasów PRL, bardziej użyteczny generał niż profesor uniwersytetu.
Ani rynek ani państwo nie jest w stanie właściwie zarządzać użytecznością jako kryterium podziału bogactwa narodowego. Rynek opłaca menedżerów znacznie powyżej ich „użyteczności” dla firmy, zaś państwo (władza) kieruje się własnym interesem. Z punktu widzenia obywateli lekarze, pielęgniarki i uczeni są bardziej „użyteczni” niż np. górnicy. Ci ostatni jednak dysponują siłą fizyczną i władza się ich boi. Rejterada w sprawie emerytur górniczych w ostatnim okresie rządów SLD jest tego najlepszym dowodem. Boi się też rolników, którzy nie płacą podatków (PIT) i składek na ZUS. Do ich kasy ubezpieczeniowej (KRUS) miejski podatnik dopłaca kilkanaście miliardów złotych, ponadto rolnicy dostają z Unii dopłaty do hektarów posiadanej ziemi, zamiast dopłaty do produkcji - na zasadzie „czy się stoi, czy się leży…” Warto przy tym pamiętać, że ich wkład do wspólnego bogactwa jest minimalny, wytwarzają bowiem zaledwie kilka procent PKB.
A wojsko i służby mają użyteczność same w sobie toteż korzystają stale ze specjalnych przywilejów.
Inne tematy w dziale Polityka