Niemal każdy europejski polityk w czasie wizyty w Chinach musi obowiązkowo potępić łamanie praw człowieka w tym państwie, a szczególnie w Tybecie. Jeżeli tego nie zrobi to w jego kraju podnoszą się głosy oburzenia o zaprzedanie się chińskiemu reżimowi w imię „realpolitik” i interesów ekonomicznych. Taki los spotkał także Donalda Tuska po powrocie z azjatyckiej podróży.
Studiowałem kiedyś etnologię gdzie uczono mnie relatywizmu kulturowego, dowiedziałem się także, że jedynie tabu kazirodztwa jest powszechnie obowiązującą we wszystkich możliwych kulturach wartością. Prawa człowieka, a w rzeczywistości prawa jednostki nie są bynajmniej powszechnikiem kulturowym i nie mają charakteru uniwersalnego. W wielu kulturach prawo jednostki musi ustąpić przed prawem rodziny, klanu, plemienia, społeczeństwa wreszcie.
Prawo jednostki jest najwyższym dobrem tylko w kręgu cywilizacji zachodniej, ale już nie w kulturze prawosławia, nie w islamie, buddyzmie, konfucjanizmie nie mówiąc już o animistycznych plemionach Afryki, które też żyją na naszym świecie i w ich warunkach prymat interesu plemienia jest kwestią przeżycia.
Politycy chińscy starają się czasem tłumaczyć, że w ich kulturze i w sytuacji politycznej nie mogą sobie pozwolić na istnienie opozycji, bo to doprowadziłoby ich kraj do katastrofy. Preferują więc prawa zbiorowości, a nie prawo jednostki do bycia przeciw. Nie wiem czy mają rację chociaż opinię te potwierdza wielu znawców Chin.
Ale wiem, że utrzymując kontakty z Chinami nie zawsze musi chodzić o interesy, czasem też o respektowanie inności.
Obrońcy praw jednostki, a także ginących zwierząt powinni pamiętać, że świat jest bardzo różnorodny, a nie zawsze dochodzi to do naszej świadomości co ilustruje następujący dialog w czasie dyplomatycznego przyjęcia. Pewna pani zwraca się do ministra środowiska jednego z państw afrykańskich z pytaniem co jego urząd robi dla ratowania słoni, a ten odpowiada, madame to są szkodliwe bestie, które niszczą nasze plony i przyczyniają się do klęski głodu w moim kraju.
Komentarze