Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
371
BLOG

Święte Cesarstwo Europejskie Narodu Niemieckiego

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Polityka Obserwuj notkę 2

Po ostatnim wystąpieniu Radosława Sikorskiego wyraźnie widać, jaką tendencję ma główny nurt europejskiego eurosocjalizmu. Remedium na wszelkie kłopoty ma być większa centralizacja i większe uprawnienia europejskich urzędów, na czele których stać mają Niemcy. Wtóruje temu pomysłowi Aleksander Kwaśniewski, gotów tworzyć europejską federację i rezygnować z suwerenności. Europa w tej socjalistycznej i etatystycznej wizji ma mieć własny rząd uprawniony do prowadzenia polityki zagranicznej, obronnej, gospodarczej, finansowej. Pierwsze skrzypce mają zaś odgrywać w niej Niemcy. Tak to ziściło się marzenie pierwszych cesarzy niemieckich, Heiliges Römisches Reich Deutscher Nation obejmować ma obszar wielokrotnie większy niż dotąd w historii się zdarzyło. Nie dość na tym, najwyższy rangą polski dyplomata sam rzuca się Niemcom w ramiona oświadczając: „mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności”. Takiego właśnie scenariusza obawiała się swego czasu Margaret Thatcher, za co spotkała ją krytyka nawet ze strony współpracowników.

Zjednoczona Europa to ulubione dziecko socjalistów, spełnienie ich marzeń. To remedium na kilkusetletni kompleks niższości, najpierw wobec Stanów Zjednoczonych, potem azjatyckich tygrysów, teraz także Chin i Indii. Ich zdaniem tylko duża, zjednoczona, centralnie sterowana Europa z posłusznymi członkami może być wyjściem z gospodarczych kłopotów. Klasa urzędnicza zaciera ręce, będzie dużo nowych etatów, da się żyć! Przyciśnie się obywateli, wyciągnie z nich pieniądze i na jakiś czas będzie spokój, w każdym razie na pensje i emerytury dla wybranych wystarczy.

Nie na długo, niemiecka gospodarka nie jest już tą potęgą, jaką była za czasów, gdy Unia Europejska była jeszcze Europejską Wspólnotą Gospodarczą. Jej finanse nie uleczą pozostałych członków, dobrze będzie, jeśli pozwolą zachować stabilizację niemieckiego budżetu. Ale Radosław Sikorski tego nie dostrzega, jego hołd lenny jest wiernopoddańczy, być może już widzi siebie w roli przyszłego urzędnika UE. Nie dostrzega, że proponowane przez unijnych urzędników i bankierów rozwiązania tylko odsuwają problem na później i sprawiają, że kiedyś wróci ze zdwojoną siłą. W gruncie rzeczy proponuje się ratowanie nadmiernie zadłużonych państw przez zaciąganie kolejnych pożyczek. Koniec może się okazać szybszy, niż można się spodziewać, a jeśli nie, to na pewno znacznie głośniejszy, bo czym budowla większa, z tym głośniejszym hukiem upada.

Radosław Sikorski nie jest mężem stanu, nigdy nie wyrósł z baraszkowania, a gdy nie jest bezpiecznie, jak każdy chłopiec lubi czasem uczepić się kolan mamusi. Sam ją sobie wybrał.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka