Widok na Sopot znad Stadionu Leśnego
Widok na Sopot znad Stadionu Leśnego
Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
350
BLOG

Sopot – stronnicze i wybiórcze uzupełnienie

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Tekst o Trójmieście to fragment prowadzonych przeze mnie zapisków, który tylko z kaprysu postanowiłem zamieścić w Salonie, ale ku memu zaskoczeniu wzbudził spore zainteresowanie, wypada więc, bym uzupełnił go odpowiadając na zamieszczone uwagi, a jednocześnie dodać kilka zdań o mieście, w którym przyszło mi mieszkać już ponad trzydzieści lat. Szkoda tylko, że nawet przy zdawałoby się zupełnie neutralnym tekście, zamieszczane uwagi nie zawsze wolne są od niewłaściwych emocji. Dlatego lat temu kilka przerwałem zamieszczanie publicznych wpisów i chyba była to słuszna decyzja. Teraz jednak do rzeczy, ale że nie zamierzam i nie jestem w stanie wyczerpać tego tematu, z góry proszę o wybaczenie tych mieszkańców, którzy poczują się zawiedzeni faktem, że nie wspomnę o miejscu, w którym mieszkają.

Przede wszystkim Sopot to nie tylko Monciak, molo, plaża i nadmorski park (czy raczej parki), z którymi kojarzą to miasto turyści i sezonowi przybysze. W tych miejscach bywam raczej rzadko, głównie wtedy gdy ktoś przyjeżdża w odwiedziny bądź gdy umawiam się gdzieś w lokalu ze znajomymi. Mam tam zresztą kilka moich ulubionych i nie przypominam sobie, by gdziekolwiek i kiedykolwiek działo się coś złego, jak zwykle postrzeganie jakiegoś miejsca z perspektywy prasowych doniesień dalekie jest od rzeczywistości. Ale, oczywiście, nikogo kto Sopotu nie chce polubić nie będę przekonywał do przyjazdu ani udowadniał, jak wiele dzieje się tu rzeczy, które zaspokoić najbardziej wybredne gusta. Ale to ta część Sopotu, która tętni życiem, czasem hałaśliwym, ale taki jest los miejsc modnych i, czy się to podoba czy nie, to dzięki temu płyną do kasy miejskiej pieniądze.

Do większości miejskich dzielnic turyści się rzadko zapuszczają i chyba ich mieszkańcy tego nie żałują. Większość z nich jest położonych malowniczo, bo w zasadzie  w Sopocie mieszka się albo blisko morza, albo blisko morenowych wzgórz, albo, jak w moim przypadku, i jednego i drugiego. Niektóre położone są niżej, inne wyżej, co jednak nie zmienia faktu, że rozciągają się raczej u podnóża wzgórz, a nie na wysoczyznach – mam tu na myśli dzielnice Gdyni i Gdańska położone w okolicach trójmiejskiej obwodnicy (Karwiny, Dąbrowa, Osowa, Matarnia czy nawet Morena i Niedźwiednik, wyliczając tylko niektóre). Wspomniana ulica Mickiewicza w Górnym Sopocie rozciąga się malowniczo, ale jednak u stóp okalających ją wzgórz, w tym Łysej Góry. Dzielnica rzeczywiście wyjątkowa, z pięknie położonym kościołem św. Bernarada, lekkoatletycznym Stadionem Leśnym, narciarskim stokiem, przytulna i cicha. To nad nią, powyżej stadionu przy Zajęczym Wzgórzu, znajduje się jeden z najmniej chyba znanych w Sopocie, a o niezwykle ciekawej perspektywie, punkt widokowy. Ale rzecz jasna, z perspektywy Sopotu, jest to najwyżej w stosunku do morza położona dzielnica z nobliwymi uliczkami obsadzonymi starymi willami i domami prowadzącymi w stronę lasu.

Sopot, choć nieduży, ma kilka takich zacisznych i pięknie położonych osiedli i miejsc widokowych, już w czasach gdy był częścią Wielkiego Miasta Gdańska przyciągającym wczasowiczów i spacerowiczów nie tylko znad Motławy. Nieopodal miejsca gdzie mieszkam, z tarasu przy położonym na skraju lasu kościele pw. Zesłania Ducha Świętego roztacza się uroczy widok na zatokę. Kolejny znaleźć można na ulicy Okrężnej przy placu zabaw. To miejsce jest mi także bliskie, swego czasu w pobliżu, na ówczesnej ulicy Małgorzaty Fornalskiej (dzisiaj Księżycowej) zdawałem swój pierwszy egzamin na studiach, bo mieściła się tam jeden z oddziałów katedry prawa karnego.

Jest najgłębiej wcinające się w las osiedle Przylesie. Podobną wiodącą doń ulicą 23-Marca wkroczyły do Sopotu w roku 1945 sowieckie oddziały, który to dzień upamiętniono w jej dacie. Co ciekawe, długo, bo do ubiegłego roku, opierała się dekomunizacji, aż wreszcie przeszła niezwykłą metamorfozę, gdy sopoccy rajcy uchwalili, że odtąd data ta upamiętniać ma dzień przyjaźni polsko-węgierskiej, który w istocie w 2007 roku uchwałą sejmu został ogłoszony szczęśliwie zgodnie z tą datą. Dzięki temu zabiegowi dokonano dekomunizacji zaoszczędzając jednocześnie pokaźne kwoty związane z koniecznością przeprowadzania zmian administracyjnych. I chwała radzie miasta za ten przejaw rozsądku.

Jeszcze na koniec coś o Stawowiu, parku na granicy Sopotu i Gdańska. Większości współczesnych sopocian nieznany zespół parkowo-pałacowy o historii sięgającej XII wieku. To tu do roku 1960 mieścił się szpital położniczy (to ostatni jak dotąd rocznik urodzonych w Sopocie), potem szpital gruźlicy i chorób płuc (choć historię powojenną miał ciekawszą, mieścił się tam sztab Armii Czerwonej i dom dziecka). Sam pałac od kilkunastu lat chyba nadal nie może znaleźć nowego właściciela, choć w pobliżu powstało hospicjum Caritasu. Natomiast ku radości młodych mieszkańców Sopotu, po wielu latach starań jest wreszcie szansa, że przy ulicy Polnej, blisko morza i Gdańska, już niedługo otworzy swoje podwoje nowy szpital, gdzie znajdzie się oddział geriatryczny i ginekologiczno-położniczy. Taki właśnie jest Sopot, miejsce ludzi i starszych i młodych. Tak czy inaczej, w Sopocie znów zaczną przychodzić na świat dzieci.

To tylko niektóre z miejsc mniej znanych, punktów z perspektywą, ulic sopockich i ich opowieści. Nie było moim zamiarem pisać wyczerpująco, to była tylko nocna refleksja, a ten wpis jest jej uzupełnieniem. Sopot nie musi się obawiać o popularność, jeśli już, to raczej o jej nadmiar. Zresztą przebywa w dobrym towarzystwie dwóch pięknych miast i na zawsze będzie już z nimi związany.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości