Stolice światowe zareagowały na aresztowanie Julii Tymoszenko dość flegmatycznie. Domyślam się, że ambasadorowie państw Unii Europejskiej, a w szczególności Polski, dostali stosowne instrukcje, aby „wyrazić zaniepokojenie” faktem zatrzymania pani premier. Uczynili to dyskretnie, a Amerykanie publicznie.
Kijowska ulica też rewolucji nie wznieca. Czy można z tego wnosić, że świat i Europa pozostaną obojętne?
Aktualny stan to typowa cisza przed burzą. Stawiam wyraźnie alternatywę. Jeśli Julia Tymoszenko do końca miesiąca wyjdzie na wolność, mamy szansę na umowę stowarzyszeniową Unia Europejska – Ukraina. Jeśli pozostanie w więzieniu, szanse spadają do zera. Dlaczego tak myślę? W stolicach europejskich jest wielu przeciwników proeuropejskiego kursu Kijowa. Sprzyja im Moskwa. Aresztowanie Tymoszenko (członka Europejskiej Partii Ludowej) będzie dla nich koronnym argumentem, że władze w Kijowie, a przy okazji cały kraj, nie zasługują na jakiekolwiek przywileje.
Cała historia ma wymiar polityczny. Ukraińskie władze muszą udowodnić światu wiarygodność swoich zarzutów i niezbędność środka zapobiegawczego. Będzie trudno.
Inne tematy w dziale Polityka