Powszechnie wiadomo, że wczoraj był wielki dzień dla Polski w Brukseli. Przywrócono pamięć o Solidarności 1980 roku, a dygnitarze europejscy wobec polskiej czołówki rozpływali się w komplementach na nasz temat. Gwiazdą był Jerzy Buzek. Nie chciałem psuć święta i pisać wczoraj tego, co wiedzą wszyscy, choć nikt o tym głośno nie mówi.
W grze o upamiętnienie swojego kraju, swojej historii, swoich bohaterów, Jerzy Buzek dał się potraktować blotką. Przez ponad dwa lata w kierowanym przez siebie prezydium nie potrafił wywalczyć żadnego budynku, żadnej sali, żadnego pasażu dla nikogo z Polski, mimo, że w ostatnich czasach dużo się w Brukseli budowało. Gdzie tkwi problem?
Dostaliśmy długą bezludną wyspę. Odcinek z punktu A do punktu B to od wczoraj Promenada Solidarności 1980. Nie jest to jednak ulica i żaden z budynków zlokalizowanych w jego pobliżu nie będzie miał adresu związanego z Solidarnością. Zwykle jest pusty, jeśli wyłączyć skateboardowców, którzy ćwiczą namiętnie na tym pustkowiu. Z jednym wyjątkiem. Miejsce zaznaczone na mapie jako SV jest najbardziej centralnym i ludnym punktem w Parlamencie Europejskim, ale ono uzyskało wczoraj nazwę Agory im. Simone Veil. Mamy więc honor, ale go nie mamy. Mamy Solidarność 1980, ale na peryferiach.
Wczoraj w czasie akademii mówcy nawiązywali do symbolicznego przesłania połączenia heroizmu Simone Veil z legendą Solidarności. Było to przekonujące, ale nie zmienia faktu, że bohaterka Holocaustu, Francji i Europy "dostała" lepsze miejsce.
Dopytywałem dlaczego wśród gości nie było wczoraj Lecha Wałęsy. Podobno jak zorientował się, co ma honorować, to zrezygnował z uroczystości…
Na otarcie łez – główny plac przy budynku Parlamentu Europejskiego w Strasburgu nosi imię Bronisława Geremka.
Inne tematy w dziale Polityka