W tramwaju
Jechałam wtedy w pierwszym wagonie, stojąc plecami do Niemców siedzących za barierką. Dwaj cywile rozmawiali po niemiecku, ale doskonale rozumieli po polsku, jak się za chwilę okazało. Na kolejnej stacji drzwi się otworzyły, i spomiędzy ściśniętych ramion i głów pasażerów, doleciały tenorem śpiewne słowa:
"Siekiera, motyka, talerz, szklanka w nocy nalot w dzień łapanka.
Siekiera, motyka, piłka, gwóźdź, weź "górala" i mnie puść?
Siekiera, motyka, piłka, graca, niech pan głowy nie zawraca.
Od tych Niemców straszny swąd, kiedyż oni pójdą stąd?"
Wtem jeden ze wspomnianych Niemców - cywilów, coś powiedział oficerowi ze znaczkiem SS na kołnierzu. Ten podniósł się i otworzywszy poprzeczką dzielącą go od Polaków, usiłował przecisnąć się do śpiewających. Ale wszyscy pasażerowie tak się dziwnie stłoczyli wokół Niemca, że nie mógł ani rusz przejść dalej. Wobec tego jedynie w bezsilnej złości zaryczał przez całą długość wagonu: "Rrrrrr, polnische schweine" [Von polskie świnie]. Oczywiście na najbliższym przystanku orkiestra czmychnęła, a myśmy odetchnęli z ulgą. Relacja Aliny Janowskiej - Zabłockiej
Źródło: Almanach Powstańczy
Komentarze