Marian Brudzyński Marian Brudzyński
67
BLOG

Pani Przewodnicząca, proszę to rozważyć…

Marian Brudzyński Marian Brudzyński Polityka Obserwuj notkę 3

Proszę rozważyć, na ile będzie Pani wolna w dokonywanych wyborach podczas zbliżającego się Kongresu LPR.O to m.in. pytam panią profesor...
-----------------------------

„Wy, którzy mnie czytać będziecie, pomnijcie, że wiara ojców jest duszą narodu i że póki ona nie będzie zatartą, nieprzyjaciel nas nie pokona…” (Michał Bobrzyński)

 

 

Przewodnicząca Rady Politycznej

Ligi Polskich Rodzin

Prof. Anna Raźny

 

Szanowna Pani Przewodnicząca!

 

 

Jako były działacz Ligi Polskich Rodzin życzliwie bym się przyglądał, gdyby to w dawnym postligowym środowisku znalazł się zaczyn pod stronnictwo odpowiedzialne i niezależne od żadnej z pookrągłostołowych sił. Znam wielu działaczy z okresu, gdy Liga była autentyczną nadzieją dla Polski. Myślę, że wszystkim nam do dziś zależy na realizacji ideałów, które nie zostały spełnione z powodu trudnej do zrozumienia postawy Romana Giertycha i sposobu prowadzenia przez niego wewnętrznej polityki partii. Wydaje się, że Pani również zaczyna dostrzegać i publicznie mówić, o patologicznych stosunkach jakie panować zaczęły od ok. 2005 r. wewnątrz stronnictwa aspirującego do reprezentowania polskich rodzin…

 

Tak bynajmniej odbieram tekst Pani autorstwa „Wzloty i upadki Ruchu Narodowego”. Słowo pisane, to jednak za mało i co najwyżej powoduje ono zachętę do działania. Prawdziwym wyznacznikiem wiarygodności, są idące za zachętą czyny. To one na nowo mogą pociągnąć za szlachetnym i roztropnym liderem rzesze działaczy Ruchu Narodowego. Choć osobiście wydaje mi się, że nie dojrzeliśmy jeszcze do tego – a najbliższe inicjatywy będą obliczone raczej na zbliżające się wybory, co zakończy się niestety kolejną porażką – to pragnę zachęcić Panią do zmierzenia się z prawdą obiektywną, o przyczynach doprowadzenia do bankructwa politycznego Ligi Polskich Rodzin.

 

Zbyt dużą bowiem krzywdę wyrządzili nam i całej idei narodowej decydenci partyjni, aby móc machnąć na wszystko ręką i powiedzieć… nic się nie stało, narodowcy, nic się nie stało… Musimy budować na dobrze posadowionych fundamentach. Aby tak się stało, niezbędna wydaje się definitywna ocena osób odpowiedzialnych za gospodarkę finansową i organizacyjną Ligi, by na tej podstawie określić stopień odpowiedzialności poszczególnych członków władz partii, za doprowadzenie do rozkładu struktur naszego stronnictwa. Katolik, nie powinien także zapomnieć o upokarzającym podpisywaniu pod przymusem weksli i bluźnierczej przysięgi na Święty Krzyż i w Imię Boga, aby być wiernym i posłusznym władzom LPR. Proszę pamiętać, że już wtedy nie zabrakło głosów dezaprobaty, a ci, którzy na ten temat przedkładali władzom partii postulaty i propozycje wyjścia z kryzysu, poddani zostali poważnym szykanom.

 

Takiego zaszczucia, inwigilacji i szantażu doświadczyłem również osobiście. I choć w moim przypadku nie sprawdziły się publiczne zapowiedzi, że za wystąpienie przeciw Romanowi Giertychowi zostanę osamotniony politycznie, skazany(sic), stracę mandat radnego województwa mazowieckiego, itp. – to na wielu działaczy to działało… Szkoda, bo po dwóch latach role zaczynają się odwracać. Wydaje się, że ci którzy nas straszyli, jako pierwsi mogą zostać pozbawieni prawa do wykonywania swojego zawodu, niektórzy usłyszeli pierwsze zarzuty, a inni – jak chociażby jeden z liderów za jazdę samochodem po pijanemu – zostali nawet skazani prawomocnym wyrokiem… To wielki wstyd i przykład rynsztoka w rzekomo katolickiej partii. Ja, pomimo wiele razy ogłaszanych w partyjnych i publicznych mediach rzekomych wyroków i informacji o pozwaniu mnie przez Ligę Polskich Rodzin, mogę chodzić z podniesioną głową. Nigdy nic takiego poza zadęciem medialnym, nie miało miejsca. Ci natomiast, którzy mnie pomawiali, żebrzą o wsparcie u premiera Donalda Tuska i wicepremiera Grzegorza Schetyny oraz angażują inne instytucje publiczne na które mają obecnie wpływ, by choć na krótki czas mnie zdyskredytować. 

 

Szukanie pomocy u dawnych naszych przeciwników politycznych i poproszenie przez Romana Giertycha na świadka przeciwko mnie obecnego premiera i wicepremiera – choć chwały w naszym środowisku nie przynosi – wydaje się miało niebagatelny wpływ na postępowanie wobec mnie warszawskiej prokuratury. Podam jeden ze znamiennych przykładów. Na podstawie doniesienia państwa Giertychów, w lipcu 2008 r. w moim rodzinnym domu miało miejsce przeszukanie, podczas którego zostały mi zabrane m.in. wszystkie komputery. Nagle, na pół roku – bo tyle trwały ekspertyzy – zostałem pozbawiony wszystkiego: bazy danych kontrahentów, korespondencji organizacyjno – finansowej, danych księgowych oraz wielu innych informacji niezbędnych w prowadzeniu firmy. Przypadek i zbieg okoliczności sprawił, że podczas tej rewizji nie zostały zarekwirowane dokumenty dotyczące funkcjonowania Ligi. Trudno było nie odnieść wrażenia, że to właśnie one są powodem najścia policji, a nie rzekoma intryga jakiej się miałem dopuścić razem z Jarosławem Kaczyńskim przeciwko mojej partii.

 

A czy inaczej, niż jak o zezwierzeńceniu można powiedzieć o osobach, które w ohydny i cyniczny sposób przedstawiły mnie jako sprawcę nieszczęść niedołężnego starca?! A taki mój obraz został zbudowany przez twórców programu „Misja specjalna” i „Sprawa dla Reportera” w rządzonej przez wszechpolaków telewizji publicznej i osobiście przez Romana Giertycha, który setki razy pastwił się nade mną z politycznej zemsty w telewizyjnych kilkunastosekundowych zapowiedziach programu.

 

Dopiero od kilku dni jestem w posiadaniu dokumentów, które pozwalają mi rozpocząć batalię o swoje dobre imię. To nie zemsta. Jest mi ona naprawdę obca. Przebaczyłem już dawno wszystkim, którzy w różny sposób próbowali mi szkodzić i tym, którzy z powodu małej odwagi i wyrachowania poodsuwali się od mnie w decydujących chwilach. Jest to jednak powinność wobec mojej najbliższej rodziny i garstki przyjaciół, którzy jak straceńcy trwali przy mnie w bezsilności, gdy Roman Giertych i jego współpracownicy inspirując państwowy aparat administracyjno – policyjny pozbawiali mnie podstawowych narzędzi pracy.

 

Pani Profesor,

 

Może za dużo jest w moim liście wątku osobistego. Choć z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia widzę, że wiele rzeczy mógłbym zrobić inaczej, to jestem przekonany o słuszności mojego postępowania i nie wypieram się niczego ze swych wypowiedzi. Mam także tę wielką satysfakcję, że Liga nie tylko nie była dla mnie dojną krową – bo za własne pieniądze wynajmowałem lokale, urządzałem je, wydawałem gazetę, itp., ale i teraz – kiedy nie ma dotacji – pracuję podobnie, podczas gdy inni już dawno zapomnieli o łączących nas kiedyś ideałach. Mogę spojrzeć każdemu w oczy. Mogę się wykazać kilkuletnią działalnością zwieńczoną dziesiątkami lokalnych – a bywało, że i ogólnopolskich – inicjatyw patriotycznych. To wynagradza aż z naddatkiem chwilowe moje niedostatki materialne, jakie zawdzięczam człowiekowi, który był dla mnie niegdyś wielkim autorytetem. Zresztą, mam dużą i hojną rodzinę, która o mnie nie zapomniała i już wkrótce, będę mógł być znów ze swoją firmą aktywny na rynku usług budowlanych i wydawniczych.

 

Może dlatego, będąc spełniony rodzinnie, mając braci i siostry na które zawsze mogę liczyć – tak trudno mi było z początku zrozumieć to, co się wydarzyło pośród nas, w stronnictwie mieniącym się jako narodowe … Coraz ostrzejszy spór z Romanem Giertychem uświadomił mi jednak, jak kruche były fundamenty na których budowaliśmy Ligę. Czym tak naprawdę różniło się zdobycie finansowania poprzez doprowadzenie do upadku WBR, od bandyckich napadów bojówek Józefa Piłsudskiego? Czy tylko tym, że współcześni „narodowcy”, zrobili to w sposób bardziej wyrafinowany i subtelny?

 

Przypominam o tym, aby dodać Pani odwagi i zachęcić do pójścia pod prąd, wbrew zużytym partyjnym kadrom Ligi. To tylko kwestia czasu, jak znowuż będziemy się dowiadywać o „sukcesach” w zarządzaniu przez młodych chłopców odpowiedzialnych za obecny stan LPR - a wcześniej WBR – publiczną telewizją. Proszę nie martwić się tym, że nie mamy pieniędzy na działalność partyjną, kampanię wyborczą, ekspertów – a już nie daj Boże – posłuchać któregoś z doświadczonych w tym działaczy Ligowych, by zrobić kolejny geszeft, aby te pieniądze zdobyć. Tak nie zbawimy Polski, a co najwyżej zatracimy własne dusze.

 

Światem tak naprawdę rządzi idea i ci, którzy zakulisowo decydują o nas dobrze o tym wiedzą. Dlatego też bardziej obawiają się ideowej grupy, niż tych, którzy najpierw kradną po to aby wejść do parlamentu, a później ośmieleni bezkarnością… kradną, bo wiedzą, że to ich ostatnia kadencja w polskim sejmie. Taki mamy system finansowania partii, taką mamy ordynację wyborczą i niestety – taką bezpłciową mamy w dużej mierze zasymilowaną z władzą państwową, hierarchię kościelną. Ale czas obecny, jest również wielkim wrzeniem i odnową moralną poza oficjalnymi strukturami. Z tego wyłoni się siła i to taka na miarę I Solidarności. Siła, zdolna wziąć odpowiedzialność za Polskę w chwili, jako żywo przypominającą bankructwo polityki sanacji z okresu międzywojnia.

 

Proszę rozważyć, na ile będzie Pani wolna w dokonywanych wyborach podczas zbliżającego się Kongresu LPR. Dzisiejsza Liga, to zaledwie jedno z wielu środowisk o proweniencji narodowej i na dodatek niejasnym programie gospodarczym i takich samych sojuszach politycznych. Niemniej, szkoda każdego, kto mógłby wyzwolić się z pęt wierzchniej, splugawionej lawy pseudo elit i szukałby razem z nami polskości poza establishmentem III RP.

 

Tego i takiej postawy życzę Pani z całego serca.

 

 

Marian Brudzyński; Płońsk, 22 września 2009 r.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka