Mariusz Raczyński Mariusz Raczyński
282
BLOG

Nic nie musimy w związku ze zmianą klimatu

Mariusz Raczyński Mariusz Raczyński Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Cóż jest klika zaskakujących szczegółów nadchodzącej katastrofy. Jednym z nich jest to, że możemy już przestać zajmować się naszymi wciąż rosnącymi emisjami CO2, bo w tym temacie okazuje się, że wyczerpaliśmy pulę. Co prawda nasze emisje wciąż mają znaczenie w długiej perspektywie liczonej w tysiącach lat, ale nas już wtedy dawno nie będzie. Natomiast w bliskim horyzoncie nadchodzących wydarzeń zupełnie nie mają one znaczenia, bo to nie CO2 będzie bezpośrednim sprawcą Armagedonu cieplarnianego, a metan. Metan to gaz cieplarniany, który w perspektywie 20 lat daje 80 razy silniejszy efekt cieplarniany od CO2. Kiedy rozpoczynaliśmy naszą cywilizacyjną przygodę z węglem i węglowodorami w atmosferze było tego gazu ok. 2 Gt, a teraz mamy w powietrzu około 6 Gt, ale w zestawieniu do CO2 odpowiada aż za połowę ogólnej wartości wzrostu średniej globalnej temperatury.

Do metanu jeszcze powrócę, ale teraz na chwilę zajmę się energią, która jest akumulowana w systemie klimatycznym Ziemi powodując wzrost średnich temperatur. W kontekście zagrożenia metanowego bardzo ważną jest informacja, że aż 93% całej pozostającej w układzie energii pochłaniają morza i oceany. Obecnie oceany nagrzewają się w nieznanym wcześniej na Ziemi tempie, a duża część metanu uwięziona jest w klatratach tego gazu w zimnych wodach szelfów Oceanu Arktycznego, które dotychczas przez niemal cały rok chroniła przed ogrzaniem gruba pokrywa lodu. Od kilku dekad postępuje proces zanikania lodu pływającego po Morzu Arktycznym, a im mniej jest lodu, szczególnie latem, tym woda pochłania tam więcej energii. Otwarte morze bez lodu latem pochłania niemal dziesięciokrotnie więcej energii, niż ta sama powierzchnia pokryta lodem, a latem tej energii docierającej do powierzchni ze słońca, które świeci całą dobę, jest znacznie więcej niż w tym samym czasie dociera na równik. Zatem im mniejsza pokrywa lodu latem, tym więcej energii pozostaje w wodach Arktyki, a energia ta coraz szerszym strumieniem dociera do klatratów metanu na dnie szelfów kontynentalnych.

Całkowita destabilizacja klatratów jest tylko kwestią czasu. Nikt nie wie, ile tego czasu pozostało, ale utrata pokrywy lodowej Arktyki błyskawicznie doprowadzi do destabilizacji. Nawet uwolnione 20% zalegającego na dnie metanu doprowadzi do skoku średnich globalnych temperatur o kilka stopni wysadzając klimat ziemski w okolice, które zabiją wszystkie większe ssaki. Nikt dziś nie wie, czy jakaś niewielka część ludzkości będzie w stanie w tych nowych warunkach gdzieś przeżyć dłużej niż kilka lat, ale jeśli dojdzie do uwolnienia choćby 10% metanu, to znikną czapy polarne, a wody arktyczne latem będą się powierzchniowo nagrzewać do ponad 30 stopni i to ciepło dotrze jeszcze głębiej i uruchomi mechanizm zniszczenia do końca. Nie sądzę, aby ludzkość zdołała przeżyć przy średniej rocznej temperaturze sięgającej 30 st. C.

Być może przydadzą się doświadczenia programu marsjańskiego i uda się stworzyć jakieś małe enklawy zdolne zachować niewielki habitat podtrzymujący życie małej grupce ludzi, ale bez kosmicznego wyposażenia żaden człowiek na ziemi nie przeżyje. Nie wierzę by można było tego losu jeszcze uniknąć, ale by zachować jakieś szanse potrzebujemy ogólno-planetarnego pospolitego ruszenia wykraczającego poza zdolności homo sapiens do odrzucenia partykularnych interesów w imię wspólnego dobra.

"Obyś żył w ciekawych czasach" - tak mówią Chińczycy, kiedy komuś źle życzą. Ja uważam, że właśnie takich dożyliśmy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości