Natchniony poprzednim wpisem proponuje kolejną przygodę rowerową z Beskidem Sądeckim.
Dla odmiany tym razem trasa będzie trudna i długa.
Trasa: Nowy Sącz – Wierchomla – Muszyna – Leluchów – Wojkowa – Tylicz – Nowy Sącz
Data: 18 września 2009
Trasę rozpoczynamy, a jakże by inaczej, w Nowym Sączu i kierujemy się na Piwniczną. Do wyboru mamy drogę krajową nr 87 po lewej stronie Popradu albo drogę nie-krajową, nigdzie niesklasyfikowaną po prawej stronie Popradu. Ta pierwsza jest łatwiejsza i asfaltowa, a przede wszystkim szybsza. Ta druga dostarcza więcej wrażeń. Ale należy pamiętać, że aby jechać po prawej stronie Popradu, to trzeba skręcić przed Starym Sączem na Myśleć.
Żeby dokładnie odtworzyć tą wspomnianą na górze trasę, to trzeba jednak jechać do Piwnicznej asfaltem, ponieważ może nam czasu zabraknąć. Jednak dla celów poznawczych przybliżę również niektóre miejscowości leżące po prawej stronie Popradu.
A wiec zanim dojedziemy do Piwnicznej drogą krajową nr 87, po drodze mijamy wspomniany już przeze mnie Myślec oraz wspomniane we wcześniejszych relacjach Barcice Dolne, gdzie możemy skręcić w lewo na Wolę Krogulecką. Podjazd tam to jeden z najcięższych podjazdów, jakie spotkałem. Choć droga jest cały czas asfaltowa, to kąt nachylenia jest duży. Można się naprawdę zmęczyć.
Będąc na górze na Woli Kroguleckiej mamy świetny widok na Dolinę Popradu i Rytro. Zjeżdżając na dół mijamy Głęboki Jar (też już wspomniany) i jesteśmy w Rytrze. Za Rytrem mamy Głębokie, Słoneczny Stok i źródełko wody mineralnej. Następnie mamy wyjazd pod górę na Kokuszkę, gdzie zaraz przy drodze mieści się niewielka stacja narciarska. Tuż przed wjazdem do Piwnicznej otwiera nam się widok na górę Kicarz.
Ale jak wspominałem nie da się zrobić Woli Kroguleckiej, Kokuszki i Wojkowej, która jest na planowanej przez nas trasie za jednym razem, zatem nie zatrzymując się długo w Piwnicznej jedziemy na Wierchomlę Wielką. Aby tam dojechać musimy wyjechać na drogę Piwniczna – Muszyna i bacznie obserwować zjazdy w lewo. Mamy bowiem zjazd na Łomnicę, gdzie też jest niewielkie źródełko wody mineralnej tuż przy drodze. My jednak nie skręcamy na Łomnice, tylko jedziemy prosto dalej, aż do kamieniołomu po lewej stronie. On bowiem sygnalizuje nam, że jesteśmy w Wierchomli i pora skręcać. Tu między kamieniołomem, a stacją kolejową skręcamy w lewo i jedziemy przez wioskę. Na końcu wioski musimy uważać, bo tam są liczne rozjazdy. Jeden na prawo prowadzi na stację narciarską, a drugi na lewo. W sumie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu wiec w ostateczności nie ma się czym przejmować jak skręcimy w lewo.
Jednak na potrzeby tego materiału ja skręciłem w prawo i jadę do stacji narciarskiej Wierchomla Wielka. Ale tam nie dojeżdżam. Bowiem tuż, przed stacją znajduje się, słabo widoczny na pierwszy rzut oka skręt w lewo. O tym, że jest ten skręt informuje nas znak przyrody i wyłaniająca się za krzaków rampa, blokująca wjazd samochodami.
Skręcamy więc w tą dróżkę. Tutaj kończy się asfalt, który nam dotychczas towarzyszył cały czas, pod warunkiem oczywiście, że wybraliśmy wariant oficjalny, a wiec lewy brzeg Popradu, i zaczyna dobrze ubity żwirek. Tam jest świetna droga, łatwa dla rowerów, nie blokuje koła w błocie i można wyjechać. Kąt nachyleni nie jest tak stromy jak na Wolę Krogulecką, ale trasa jest długa i wymaga wysiłku
Prowadzi ona do schroniska, z którego przy dobrej widoczności można zobaczyć Tatry. Ale nawet jak ich nie zobaczymy, to widoki stamtąd są rewelacyjne.
Ze schroniska jedziemy w dół na Szczawnik, a tam mijamy zadbane i nowo wybudowane domy wczasowe.
Paręnaście lat temu, przy okazji pierwszych szkoleń z zakresu funduszy unijnych, trenerka wspomniała o tym, jak to pan Florek, jeden z najbogatszych Polaków, właściciel firmy Fakro, produkującej okna dachowe, wybudował sobie przy pomocy funduszy unijnych dom wczasowy. Wprawdzie nie podała nazwy, ale zapewne chodziło o Activię.www.hotel-activa.pl/
Jak widać diabeł daje zawsze na kupę, gdzie już sporo jest.
Wyjeżdżając ze Szczawnika i Złockiego na Muszynę po lewej stronie u góry mijamy ruiny zamku. Jadąc na Leluchów powinniśmy skręcić zaraz w prawo, ale ponieważ lubimy szlify po rynkach, to jedziemy prosto do rynku w Muszynie. Robimy tam kółeczko i kierujemy się na ulice Piłsudskiego prowadzącą nas do przejścia granicznego w Leluchowie. Po drodze mijamy stację kolejową Muszyna i jej słynne tory towarowe. Tutaj, bowiem odbywa się znaczna część odprawy granicznej polskich towarów jadących na Bałkany i południe Europy.
Do tego miejsca mam bardzo sentymentalne uczucia. Zarówno te pozytywne jak i troszkę mniej. Tutaj, bowiem na stacji kolejowej kiedyś nocowałem, gdy przegapiłem swoją stację, jadąc nocnym pociągiem „Cracovia” kursującym z Krakowa do Budapesztu. Czekając o 3 w nocy na kolejny pociąg, nota bene również „Cracovia”, jadący w przeciwnym kierunku, a wiec do Nowego Sącza, zdrzemnąłem się na dworcu. Tutaj też za innym razem, kiedy znowu przespałem swoją stację jadąc tym samym pociągiem „Cracovia” obudziłem się niestety jak już pociąg ruszał ze stacji Muszyna. I wysiąść mogłem dopiero na następnej stacji, która już była po słowackiej stronie. A że wtedy nie byliśmy w Unii, a o Schengen mało kto słyszał, to musiałem przejść normalną odprawę kontrolną. Normalną na tyle na, ile nie miałem paszportu. Odprawa ta odbywała się niczym scena z filmów wojennych o Auschwitz, gdy po jednej i drugiej stronie pociągu maszerowali żołnierze z pasami.
Droga na Leluchów jest asfaltowa, ale pomimo tego, że prowadzi nas do przejścia granicznego nie ma wielkiego ruchu samochodowego. Kiedyś Sądeczanie jeździli do Mniszka nad Popradem, koło Piwnicznej na zakupy, a dziś Słowacy przyjeżdżają do Leluchowa na zakupy. Leluchów, pomimo, że ma parę domów nie sposób przeoczyć z uwagi na znajdujące się tam sklepy i reklamy.
W Leluchowie skręcamy w lewo, jadąc prosto dojechalibyśmy na Słowacje. Zresztą widać dobrze byłe przejście graniczne z pustymi budynkami pozostałymi po nim.
Zabudowa w Leluchowie jest bardzo charakterystyczna. Niska, zbita, stare domy, trochę jak na Słowacji. My trzymamy się wąskiej drogi asfaltowej i dojeżdżamy do Dubnego, tam zaraz za wioską kończy się asfalt...i zaczynają problemy.
Do tego momentu była łatwizna, jeśli ktoś boi się zgubić, albo nie ma orientacji w terenie, proponuje zawrócić.
Jadąc lasami, i nie oznakowanym szlakiem, na wyczucie, mijamy przydrożne kapliczki cerkiewne dojeżdżamy do Wojkowiej.pl.wikipedia.org/wiki/Zimne_%28szczyt%29
Wojkowa też jest charakterystyczna, duże połacie łąk i pól na szczytach niewielkich wzniesień. Na Sądecczyźnie dominuje jednak las, zatem nie często zdarza się obserwować otwarte przestrzenie. W Wojkowej znajduje się gospodarstwo wypasające owce.
Zjeżdżając na dół dojeżdżamy do skrzyżowania i mamy do wyboru skręt w lewo na Powroźnik lub skręt w prawo na Tylicz. Zważywszy, że droga przez las zabrała nam dużo czasu i sił, a chcemy ominąć podjazd w Krzyżówce za Krynicą, to kierujemy się na Tylicz. Tam, znajduje się piękny mały ryneczek i oczywiści robimy na nim szlifa. Przez Mochnaczkę dojeżdżamy do Krzyżówki, ale podjazd pod nią nie jest tak stromy jak od strony Krynicy. Jak już tam jesteśmy, to zostaje nam prosta droga krajowa nr 75 do Sącza. Teraz już nawet nie trzeba nam pedałować, bo cały czas jest z górki prawie do samego Sącza.
W Mochnaczce po lewej stronie mamy jedną z największych ubojni bydła na Sądecczyźnie. W Polsce było o niej głośno, gdy wykryto pierwszy przypadek choroby szalonych krów w naszym kraju. polskalokalna.pl/news/odkryto-pierwszy-przypadek-bse-w-polsce,257469
Z racji dużego nasilenia samochodów na tej drodze, naszą trasę trzeba odbyć w niedzielę. Tym bardziej, że mamy pod drodze kościoły i ryneczki. A jak nie, to pozostać w Krynicy i poczekać na kolejną moją propozycję i wypad do Beskidu Niskiego.
"Ja, walkę o Wielką Polskę uważam za najważniejszy cel mego życia. Mając szczerą i nieprzymuszoną wolę służyć Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi..."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości