W mediach pojawiła się dość zaskakująca informacja na temat wydarzeń 10 kwietnia 2010 roku, której źródłem jest znana wszystkim witryna internetowa Wikileaks. W korespondencji mailowej datowanej na 22 kwietnia 2010 roku, wiceszef Stratfora Fred Burton przywołuje wypowiedź byłego agenta rosyjskiego Siergieja Tretiakowa, który dowodzi, iż Rosjanie celowo zabronili lądowania samolotu TU 154 M z polskim Prezydentem na pokładzie, chcąc tym samym pokrzyżować plany polskiej delegacji i uniemożliwić rozpoczęcie uroczystości w Katyniu o czasie. Autor tych słów, Tretiakow, stwierdził, iż nie było intencją Rosjan zabicie Lecha Kaczyńskiego, a jedynie zrobienie mu niegroźnego psikusa:
„But the intention was not to kill Kacynzki, just make his life
difficult by forcing him to land in Minsk and therefore miss the Katyn
Massacre ceremonies set to begin in an hour from landing”.
Podobne akcje miały być przygotowywane dla innych, nielubianych przez Putina polityków, a zatem nic osobistego, ot taka niewinna zabawa byłego kagiebisty. Jednak słowa rosyjskiego agenta nijak się mają do rzeczywistości. Otóż głównym zarzutem wobec strony rosyjskiej, a konkretnie wobec kontrolerów lotu ze Smoleńska, jest zarzut nie zamknięcia lotniska i sprowadzanie polskiego samolotu za wszelką cenę. Jeżeli dodamy do tego fałszywe, błędne sprowadzanie – samolot poza i ponad ścieżką - mamy dość jasny obraz rzeczywistych intencji rosyjskich funkcjonariuszy, zarówno tych ze Smoleńska, jak i tych z Moskwy. W Uwagach RP do raportu MAK na stronie 109 możemy przeczytać:
"Zgodnie z zapisem nagrań (szpula nr 9 kanał 4) brał on (Krasnokutskij - podkr. moje) czynny udział w prowadzeniu korespondencji radiowej, jak również pomimo kilkukrotnych sugestii KL o przerwaniu podejścia samolotu Tu-154M jednoznacznym rozkazem "Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy" urywa jakiekolwiek dalsze próby KL odesłania samolotu na lotnisko zapasowe”.
Rosjanie mieli za zadanie sprowadzić polski samolot na wysokość 100 metrów - tak brzmiał rozkaz z Moskwy. Jako doświadczeni lotnicy realizowali swoją misję z pełną świadomością i premedytacją, która każe powątpiewać w jedynie złośliwy, acz niegroźny żarcik wobec polskiej delegacji. Bynajmniej nie chodziło wyłącznie o uniemożliwienie delegacji punktualnego przybycia na cmentarz katyński, gdyż w takim wypadku kontrolerzy po prostu zakazaliby lądowania i podali załodze informację, że lotnisko z powodu złej pogody jest zamknięte. Nie jest to nic nadzwyczajnego, taka jest praktyka i nikt z tego powodu się nie oburza. 10 kwietnia chodziło o coś innego i w tym celu wydano rozkaz, by sprowadzić samolot na 100 metrów, choć oczywiście z zastrzeżeniem, że po osiągnięciu tej wysokości samolot powinien być gotowy do odejścia na drugi krąg. Miało to zapewne na celu zmylenie i uspokojenie załogi, by piloci nie zorientowali się w tym chytrym planie: podejdą i najwyżej odejdą na zapasowe. Kontrolerzy nie tylko nie zakazali lądowania, nie tylko nie zamknęli lotniska, ale zapewnili polską załogę, że pas jest wolny, mogą lądować. Widać to doskonale we fragmencie rozmów z kokpitu:
„8.35.24 (KL) A polski sto jeden i od stu metrów bądź gotowy do odejścia na drugi krąg.
8.39.40 (KL) Pas wolny”.
Cała operacja musiała być drobiazgowo przemyślana – z jednej strony pozorny chaos, z drugiej metodyczne wciąganie załogi w pułapkę. Dlatego polscy piloci, choć wiedzieli, że warunki się pogarszają, a pogoda jest kapryśna, postanowili posłuchać kontrolerów. Nikt przecież nie podejrzewa, że ktoś czyha na jego życie. Piloci zapewne uznali, że mając wystarczający zapas czasu i wysokości podejmą decyzję na 100 metrach. I ją podjęli, decyzję najlepszą z możliwych:
„8.40.51 (N) Sto
8.40.51 (D) Odchodzimy na drugie
8.40.53 (2P) Odchodzimy”.
Niestety nie udało się to odejście, samolot z niewyjaśnionych przyczyn stracił sterowność, a wstrząsy niewiadomego pochodzenia dopełniły jego losu. Resztę już znamy. I tu należałoby zadać pytanie: dlaczego przecieki na temat Smoleńska pojawiły się właśnie teraz i w takiej formie?
Przede wszystkim maile pokazują to, co wielu z nas, jeśli nie większość już wie: za tragedię smoleńską winę ponoszą Rosjanie. A w czym przejawia się ta wina według Tretiakowa? No cóż, głupia sprawa, Rosjanie chcieli jedynie uniemożliwić polskiemu Prezydentowi punktualne przybycie na uroczystości katyńskie. Tylko tyle, nic więcej. Nikt nie czyhał na jego życie, bo przecież Putin jest człowiekiem o gołębim sercu i szybko zapomniał o gruzińskim policzku. Tak więc Rosjanie zachowali się może i głupio, nieodpowiedzialnie, chciałoby się rzec to była taka „prosta oszybka”, ale złych zamiarów nie mieli, bo mieć nie mogli.
Co pozostało niezmienione? Wina polskich pilotów, którzy wbrew rzekomemu zakazowi lądowania, którego najwyraźniej nie zdołali wyartykułować smoleńscy kontrolerzy, postanowili za wszelką cenę posadzić samolot i to już kilometr przed progiem pasa, tak im się spieszyło.Dlaczego teraz wychodzą takie „kwiatki smoleńskie”? Być może czynnikiem mobilizującym przecieki do przeciekania jest zapowiedź szeregu międzynarodowych konferencji i spotkań, które otworzy wysłuchanie w PE ekspertów Parlamentarnego Zespołu?
Inne tematy w dziale Polityka