Martynka Martynka
3279
BLOG

KIEDY WIEJE WIATR HISTORII...

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 51
 
Od dwóch lat miliony Polaków na całym świecie zadają sobie pytanie: jak to się stało, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do bezprecedensowej w dziejach katastrofy, w wyniku której życie stracił nie tylko prezydent, ale spora część elity politycznej i wojskowej.  Wszyscy, którym los Polski nie jest obojętny, nie ustawali w wysiłkach, by dociec prawdy o przyczynach tej tragedii, na przekór kłamstwu  i szyderstwu ze strony polityków aktualnie rządzących naszym krajem, którym najwyraźniej pomyliły się stolice.
 
Zespół Parlamentarny  pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza dokonał rzeczy wydawałoby się niemożliwej, patrząc na trudności, jakie przed nim piętrzono . Otóż zgromadził wokół siebie znanych w świecie  specjalistów różnych dziedzin, którzy dzięki swojej wiedzy i umiejętnościom, a także, co trzeba podkreślić, odwadze osobistej zdecydowali się podjąć tego arcytrudnego zadania, jakim było rozwikłanie zagadki śmierci polskiej delegacji .  Zadania wyjątkowo niewdzięcznego, z uwagi na ilość agentury zaangażowanej w osłonę propagandową i dezinformacyjną zamachu smoleńskiego, ale też zadania  epokowego, którego podjąć się mogły  tylko osoby wielkie duchem i odpowiedzialne za przyszłość państwa polskiego.
 
28 marca 2012 roku stał się właśnie jednym z tych dni, kiedy można było  poczuć wiatr historii, a wtedy, jak pisał poeta  „ludziom jak pięknym ptakom  rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom” .
Oto dzisiaj na forum UE, w gmachu Parlamentu Europejskiego, zostały wypowiedziane słowa, które zdeterminują nasze dzieje najnowsze, a także wykażą, czy prawdziwe są słowa o europejskiej wspólnocie i solidarności: Prezydent Polski, generałowie WP oraz delegacja lecąca do Katynia, stracili życie w wyniku celowych działań osób trzecich. To właśnie mówią wielomiesięczne badania i analizy takich specjalistów, jak profesor Nowaczyk, profesor Binienda, czy  doktor Szuladziński , a także współpracujących z nimi zespołów naukowców z całego świata.  Profesor Nowaczyk analizował dane z rejestratorów lotu, zapisy komputera pokładowego, rekonstruował prawdziwą trajektorię lotu, którą usiłowały zafałszować obie komisje: MAK i KBWL. Profesor Binienda wykonywał badania i symulacje wytrzymałościowe elementów konstrukcyjnych Tupolewa, których utrata miała przesądzić o jego tragicznym losie, zaś doktor Szuladziński, specjalizujący się w badaniu zjawisk nagłych, wybuchów i ich wpływu  na ciała fizyczne, postanowił zrekonstruować mechanizm rozpadu TU 154 M , na podstawie rozmieszczenia szczątków samolotu.
 
Konkluzje, do jakich doszli eksperci są jednoznaczne: samolot nie utracił skrzydła w wyniku kontaktu z brzozą, gdyż znajdował się w tym miejscu na wysokości dużo większej, niż podawały oficjalne raporty. Co więcej trajektoria pozioma wyznaczona z ostatnich alarmów TAWS nie zmienia się do 140 metrów za brzozą, na której samolot miał stracić fragment skrzydła. Utrata części skrzydła i beczka autorotacyjna musiałyby skutkować zmianą kursu, czemu zaprzecza ostatni zapis TAWS#38, który został skrzętnie przemilczany na oficjalnych wykresach.
 
Dlaczego jeszcze pominięto dane z TAWS#38, przed którym rozpoczął się dramat naszej delegacji?
 
TAWS #38 nie jest alarmem, ale standardowym zapisem uruchamianym po zetknięciu się podwozia samolotu z ziemią. Czujniki wysyłające taki sygnał do urządzeń pokładowych znajdują się na lewej goleni podwozia głównego.  Problem w tym, że w chwili włączenia sygnału TAWS#38 samolot znajdował się na wysokości około 37 metrów nad poziomem pasa i około 12 metrów nad koronami drzew, i wznosił się z prędkością około 2 metrów na sekundę. Dlaczego zatem samolot wygenerował sygnał o zetknięciu Tupolewa z ziemią  będąc na takiej wysokości?
 
Odpowiedzią na to pytanie  może być analiza  doktora Szuladzińskiego, który doszedł do następujących wniosków. Po minięciu brzozy, a tuż przed TAWS#38 nastąpiła wewnętrzna lub zewnętrzna eksplozja z przodu lewego skrzydła, w wyniku której skrzydła odpadło. Po pierwszej, mniejszej eksplozji, niszczącej skrzydło, doszło do  wewnętrznego wybuchu w centralnej części samolotu, którego skutki można było zaobserwować, oglądając szczątki kadłuba, z charakterystycznie wywiniętymi na zewnątrz blachami. Te zjawiska skutkowały utratą siły nośnej z lewej strony, co spowodowało przechylenie w lewo i zmianę kursu magnetycznego. Tylna część samolotu ze skrzydłami i statecznikiem pionowym wykonała obrót w lewo, w przeciwieństwie do oddzielonej wybuchem i obrotem przedniej części kadłuba, który aż do upadku pozostawał w naturalnej pozycji.
 
W wyniku tych zjawisk, tylna część kadłuba spadła odwrócona, ale przód upadł i wbił się w ziemię w pozycji normalnej, co także widać na zdjęciach z pobojowiska.
Przedstawiony wyżej scenariusz zamachu na polski samolot, powstały w wyniku badań niezależnych zespołów wyjaśnia też wiele nieścisłości w relacjach osób oczekujących na przylot delegacji. Przede wszystkim tłumaczy brak wyraźnego odgłosu upadku maszyny, czy brak wyraźnego odgłosu dolatującego samolotu, co podkreślali niektórzy oczekujący na płycie, tudzież tłumaczy dziwne trzaski i głuche wybuchy, które słyszała załoga JAK-a 40.
 
Wydarzenia, które rozegrały się w okolicach TAWS#38, a więc z dala od miejsca upadku elementów rozerwanego kadłuba, jeszcze przed ulicą Kutuzowa, na wysokości blisko 40 metrów, mogły być słabiej słyszalne, niż upadek 80-tonowej maszyny na siewierneńską łąkę. Miejsce i moment destrukcji samolotu sprawił, że konieczne było użycie rozlokowanych tam wcześniej na dużym obszarze jednostek Specnazu MWD (m.in. stacjonującego w Smoleńsku 25 OSN „Mierkurij”- weterana walk w Czeczenii), których zadaniem było zabezpieczenie terenu i sprawdzenie stanu ofiar.
 
W tym momencie zupełnie logiczne stają się dziwne, nocne wędrówki elementów wraku, które upadły z dala od miejsca, od którego zaczynała się fałszywa narracja. Jasne się staje, po co ratownicy dźwigali koło autokomisu w rejonie TAWS#38 nosze (zgodnie z oficjalną narracją nie było tam wszak żadnych ofiar).
Łatwiej też pojąć obecność owych tajemniczych zawiesi  na filmiku 1.24, choć to sprawa drugorzędna i trudna do udowodnienia, jednak warto i o tym pamiętać.
 
A zatem wiemy dzisiaj jedno, co bynajmniej ulgi nie przynosi: polska delegacja lecąca oddać hołd pomordowanym w Katyniu, sama stała się celem ataku.
Dzięki gigantycznej pracy i zaangażowaniu wielu osób można było odtworzyć przebieg tego dramatu, poznać jego mechanizmy, za co im serdecznie, z całego serca dziękuję. Najważniejsze teraz jest pytanie, co z tą wiedzą zrobią nasi zachodni sojusznicy? Przymkną oko i pójdą utartą już przez swoich poprzedników ścieżką monachijską?
 
 
 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (51)

Inne tematy w dziale Polityka